Przez ocean historii
15 Grudnia 2022Wszystkich nas na co dzień zajmuje teraźniejszość, bieżące sprawy, także zawodowe - strażackie, pożarnicze. Wszyscy jednak bierzemy się z przeszłości i to ona nas kształtowała, a dziś może być inspiracją, by tworzyć przyszłość. O pasji odkrywania dawnego pożarniczego świata i opisywania go w rozmowie z Danutą Janakiewicz-Oleksy z Wydziału Dokumentacji Zbiorów Centralnego Muzeum Pożarnictwa w Mysłowicach
rozmawiała Anna Sobótka
Będąc w ostatnich miesiącach w sprawach służbowych w mysłowickim muzeum, miałam okazję widzieć panią podczas oprowadzania wycieczki kilkulatków. Opowiadała pani dzieciom o eksponatach, w tym przypadku samochodach pożarniczych, z pasją i znawstwem. Skąd wzięło się u pani zainteresowanie historią pożarnictwa?
Tak naprawdę zaciekawiły mnie te zagadnienia, kiedy zaczęłam pracować w muzeum. Okazało się, że to zajęcie daje mi wielką satysfakcję. Wcześniej nie sądziłam, że stanie się moją pasją, a czasem wręcz obsesją. Zależy mi na tym, by swoje zadania wykonywać dobrze. Dlatego też m.in. podjęłam studia podyplomowe z historii sztuki o specjalizacji muzealnictwo. Wcześniej ukończyłam administrację i politologię, ale stwierdziłam, że skoro pracuję w muzeum, to warto wiedzieć o tej dziedzinie więcej.
Ktoś mógłby powiedzieć, że historia ochrony przeciwpożarowej, techniki pożarniczej to temat, który może zainteresować niewiele kobiet. W pani przypadku tak się nie stało. Co panią szczególnie ujęło w tym zagadnieniu?
Najbardziej zainteresowała mnie kwestia identyfikacji sprzętu z przełomu XIX i XX w., tworzenie kart naukowych. Wymaga to ustalenia producenta i czasu powstania, co jest nieraz bardzo trudne, zwłaszcza jeśli nie mamy żadnych znaków, sygnatur, tabliczek znamionowych. Bardzo często dostajemy w muzeum maile z załączonym zdjęciem i pytaniem, co to za przedmiot, kto go wyprodukował i kiedy.
Często identyfikuję sprzęt na zasadzie porównania - szukam takiego obiektu, który byłby prawie identyczny z tym analizowanym, sprawdzam, czy ma te same części, elementy składowe lub detale. To trudne, bo nie dysponuję specjalnym programem pozwalającym zestawiać te elementy. Jednak osiągnięcie celu daje mi dużą satysfakcję.
Wymaga to także umiejętności logicznego myślenia. Nie sądziłam, że odkryję w sobie takie kompetencje w szerszym wymiarze, bo jestem raczej humanistką. Jednak aby zidentyfikować np. sikawkę, trzeba ją rozłożyć na części pierwsze i przeanalizować poszczególne elementy. Kiedyś nie uwierzyłabym, że się tego nauczę, że będę wiedziała, czym jest powietrznik lub cylinder.
Można powiedzieć, że to praca iście detektywistyczna.
Tak, to prawda. Przyznam, że interesuję się kryminalistyką, czytam książki i oglądam filmy na ten temat. Czasem kiedy siedzę przed telewizorem, a na ekranie główni bohaterowie wyjaśniają okoliczności zbrodni, mój mąż się śmieje, że poszukuję instruktażu, jak się pozbyć małżonka. Jednak już nieraz się zdarzyło, że wiedza z książek i filmów o tematyce kryminalnej pomogła mi w poszukiwaniach. Moim zdaniem historia to dziedzina, która pokazuje, gdzie szukać, a inne dyscypliny wyjaśniają, jak szukać. Nieraz zbieram w pamięci różne elementy, które pozornie nie mają ze sobą nic wspólnego, ale potem wszystko zaczyna się ze sobą łączyć - to jest fascynujące.
Oglądałam kiedyś film dokumentalny o morderstwie i pamiętam, jak detektywi i pracownicy sądowi w sprytny sposób stwierdzili, że samochód brał udział w przestępstwie - chodziło o lakier. Oglądając tę scenę, wpadłam na pomysł, jak zbadać lakier w samochodach pożarniczych. Akurat przeprowadzałam kwerendę dotyczącą koloru auta. Tym sposobem inne moje zainteresowania pomogły mi w pracy muzealniczej.
Realizuje pani swoje zainteresowania nie tylko w aktywnościach zawodowych, ale i pisząc dla „Przeglądu Pożarniczego” artykuły o tematyce historycznej. Jak pani wspomina początki współpracy z PP, od czego się zaczęła?
W 2017 r. ówczesny komendant główny PSP przesłał do wszystkich jednostek organizacyjnych pismo zachęcające do tworzenia tekstów na różne tematy. Zapytałam mojego ówczesnego przełożonego, czy mogę wziąć udział w tym projekcie, uzyskałam jego zgodę. Zgłosiłam się do redakcji z kilkoma propozycjami zagadnień historycznych do przedstawienia i tak zaczęła się moja przygoda z „Przeglądem Pożarniczym”.
Czy tworząc teksty dla naszego czasopisma, napotkała pani jakieś trudności i wyzwania? Co daje pani satysfakcję w tej pracy?
Dużym osiągnięciem jest dla mnie to, że współpracuję z redakcją już 5 lat, moje teksty nadal ukazują się na łamach „Przeglądu”. Cały czas pracuję nad tym, by kolejne artykuły były różnorodne, nie powielały treści. Zależy mi też, żeby miały coś swoistego, co odróżni je od tekstów innych autorów, nie sprawiały wrażenia jedynie przekształconych i zestawionych treści z internetu i innych publikacji.
To prawdziwe wyzwanie, by nie obniżać lotów, tworzyć teksty na wysokim poziomie. Zdaję sobie sprawę, że redakcja ma do wyboru materiały wielu autorów - to daje komfort, bo wtedy można przebierać w artykułach i publikować te najlepsze. Doceniam tę konkurencję, lubię zdrową rywalizację - motywuje mnie do dalszej pracy. Jeśli czytam artykuł innego autora z mojej dziedziny, zastanawiam się, jak mogę się zainspirować jego pracą, a jednocześnie pójść swoją drogą, opisać zagadnienie inaczej.
Na łamach PP podejmuje pani różne tematy - od wydarzeń, osób związanych ze strażą pożarną aż po historie ciekawych przedmiotów. W dziejach pożarnictwa można odkryć prawdziwe perełki, nieznane wątki i opowieści, warto je wydobywać. Skąd czerpie pani inspiracje, jak znajduje pani zagadnienia warte opisania?
Przede wszystkim przeglądam i czytam stare gazety - poznaję świat, którego już nie ma. Korzystam z bibliotek cyfrowych, które uwielbiam, bo dają mi wiele możliwości. Ułatwiają zdobywanie materiałów, nie muszę już tak często odwiedzać archiwów, mogę szperać w różnych czasopismach w zaciszu domowym. Oglądam grafiki, zdjęcia, czytam artykuły, czasem w ogóle niezwiązane z tematem pożarnictwa, które jednak potem okazują się ciekawą inspiracją.
Po drugie podróżuję po kraju. Dzięki temu wiem, kim jestem, skąd pochodzę, a jednocześnie nabieram obiektywizmu. Uczę się, jak wygląda dana kultura, bo nawet ta wytworzona przez społeczność mieszkająca kilkadziesiąt kilometrów dalej jest już nieco inna.
We wstępie do jednego z artykułów opublikowanych na łamach „Przeglądu Pożarniczego” wspomniała pani także o innym źródle inspiracji - kontakcie z osobami odwiedzającymi muzeum, a konkretnie dziećmi. To pytanie jednego z nich o napis „Bartek” na autopogotowiu strażackim skłoniło panią do zgłębienia kwestii nazw własnych sprzętów występujących niegdyś w wyposażeniu straży pożarnych.
To prawda, tak było. Takie sytuacje też bywają inspiracją. Dzieci zadają wiele pytań i to całkiem trafnych, np. czym się różni siekierka od toporka - aby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba mieć naprawdę dużą wiedzę archeologiczną, wiedzieć, w jaki sposób używano ich w dawnych wiekach. Z kolei dorośli w grupie często krępują się zadawać pytania. Jeśli już padają, to dotyczą np. rozróżnienia: straż ogniowa i straż pożarna. W końcu napisałam tekst wyjaśniający to zagadnienie, który opublikowałam na blogu, bo też odpowiedź jest skomplikowana. Lubię grupy zadające pytania, bo wtedy jest między nami dynamika, akcja i reakcja. Mam szansę wejść w dialog z grupą, dowiedzieć się, czego oczekuje.
W naszej rozmowie przewija się kwestia pani bloga. Dotyczy on również historii pożarnictwa. Widać, że jest on dla pani bardzo ważny. Jaki był zamysł jego stworzenia, jaki był pani cel twórczy?
Powodów stworzenia bloga było kilka. Zawsze bardzo dużo pisałam, już w szkole średniej miałam potrzebę przelewania na papier (lub ekran komputera) swoich przemyśleń. Na moim pierwszym blogu publikowałam swoje wiersze i eseje. Natomiast historypoz.pl powstał, bo zauważyłam, że brakuje w internecie źródła ciekawych treści o historii pożarnictwa - stwierdziłam więc, że zapełnię tę lukę.
Blog to mój świat, mogę go kreować według własnego uznania. Ważna jest dla mnie różnorodność - piszę teksty i popularnonaukowe, i humorystyczne. Mogę też komponować własną szatę graficzną. Jednocześnie blog mnie zobowiązuje, odpowiadam przed czytelnikami, podobnie jak w przypadku artykułów pisanych do PP. Jednak jeśli chodzi o moją twórczość w sieci, kontakt z odbiorcami jest bardziej bezpośredni. Udostępniam teksty w grupach historycznych w mediach społecznościowych i dyskutuję z czytelnikami w komentarzach.
Zarówno artykuły, jak i blog pozwalają też na edukację, popularyzację wiedzy o historii pożarnictwa. Wszyscy wiemy, że istnieje straż pożarna, ale niewiele osób uświadamia sobie, że ma ona ciekawą i bogatą historię społeczno-kulturową.
Zadanie popularyzacji historii ochrony przeciwpożarowej - czy to w sieci, czy w czasopiśmie - jest niezwykle ważne. Jakie ma pani dalsze plany w tym zakresie? Czy na horyzoncie pojawiają się nowe ciekawe tematy i zagadnienia?
Chciałabym pokazać w swoich kolejnych tekstach, jak z historią ochrony przeciwpożarowej łączą się inne dziedziny naukowe, np. archeologia, kryminalistyka itp. Zależy mi też, by poruszyć temat muzealnictwa i opieki nad zabytkami techniki pożarniczej. Dawny sprzęt niekoniecznie powinien znajdować się muzeum. Jeśli jest sprawny technicznie, można wykorzystać go w pierwotnym środowisku, w społecznościach, do których od zawsze należał, np. podczas pokazów, uroczystości.
Wiele pozostało jeszcze tematów, które chciałabym opisać. Najlepiej jest, kiedy siadam przy komputerze, otwieram edytor tekstu i słowa zaczynają płynąć. Najtrudniejsze są pierwsze dwa zdania, myślę, a potem tekst do mnie przychodzi, wiem, co chcę napisać. Mam nadzieję, że czeka mnie jeszcze wiele chwil twórczego spełnienia i będzie mi dane dzielić się tekstami z czytelnikami.
Anna Sobótka jest dziennikarką i sekretarzem redakcji "Przeglądu Pożarniczego", pracuje w redakcji od 2018r.