• Tłumacz języka migowego
W ogniu pytań

I ty możesz zostać rzeczoznawcą?

1 Października 2015

Fala deregulacji dostępu do różnych zawodów objęła również rzeczoznawców ds. zabezpieczeń przeciwpożarowych. Co się zmieni i dlaczego, wyjaśnia Paweł Janik, dyrektor Biura Rozpoznawania Zagrożeń Komendy Głównej PSP.

Wywiad z Pawłem Janikiem

Dlaczego w zasadach funkcjonowania rzeczoznawców ds. zabezpieczeń przeciwpożarowych pojawiły się zmiany?

Są one elementem procesu deregulacji, czyli likwidacji barier w dostępie do pewnych zawodów. Pierwszy dylemat, który przyszło nam rozstrzygnąć, to ustalenie, czy funkcję rzeczoznawcy można traktować jako zawód. Po konsultacjach z ekspertami zajmującymi się problematyką deregulacji stwierdziliśmy, że tak i że dostęp do tego zawodu jest reglamentowany. Zapadła więc decyzja o objęciu go procedurą deregulacyjną. W efekcie zniesiony zostaje obowiązek posiadania przez kandydata na rzeczoznawcę pięcioletniego doświadczenia w ochronie przeciwpożarowej lub projektowaniu w rozumieniu przepisów budowlanych. Przewidziane jest także zwolnienie z części egzaminu. Zmiany te mają na celu ułatwienie dostępu do tego zawodu.

Funkcję rzeczoznawcy podniesiono do rangi zawodu, ale nadal komendant główny PSP będzie nadawał prawo do jego wykonywania, będzie też mógł je cofnąć. Część środowiska rzeczoznawców uważa pozostawienie tej zasady za sprzeczne z ideą deregulacji.

Znamy zawody, do których wykonywania nie wystarczy zdobycie wykształcenia. Na przykład żeby projektować budynki, trzeba zdobyć dodatkowo uprawnienia branżowe. Najczęściej wydają je izby zawodowe, np. Polska Izba Inżynierów Budownictwa. A przecież  ochrona przeciwpożarowa ma duże znaczenie dla życia i zdrowia ludzi, a także ochrony mienia. Nie sposób też nie dostrzec mankamentu w sferze projektowania zabezpieczeń przeciwpożarowych. W praktyce tworzą je projektanci budynku, którzy w trakcie studiów zagadnienia ochrony przeciwpożarowej poznali w szczątkowym zakresie. Rzeczoznawca odgrywa więc rolę konsultanta, a czasem współprojektanta takich zabezpieczeń. Praca w tym zawodzie wymaga więc dużego zaangażowania, profesjonalnego przygotowania i odporności na uleganie naciskom. Pewien nadzór jest więc niezbędny.

W nowej propozycji jedne bariery zastąpiono innymi. Wprawdzie zniknęła konieczność praktyki w jednostkach ochrony przeciwpożarowej, ale pojawił się wymóg ukończenia studiów inżynierskich. To zamyka drogę do zawodu na przykład strażakom, którzy nie będąc inżynierami, mają wieloletnią praktykę w ochronie przeciwpożarowej.

Są ku temu racjonalne przesłanki. Od lat zauważamy niepokojące tendencje. Często wymagania ochrony przeciwpożarowej traktowane są jako formalność, której trzeba dopełnić, ale najmniejszym nakładem sił i środków. Projektant koncentruje się na tym, żeby dane rozwiązanie spełniło wymóg przepisu, ale nie zastanawia się już, czy ono zadziała. W projektowaniu zabezpieczeń przeciwpożarowych coraz częściej nie uwzględnia się zasad wiedzy technicznej. Jeśli takiemu podejściu ulegnie także rzeczoznawca, to podczas odbioru budynku mamy jałową dyskusję - strażak mówi, że dane rozwiązanie z punktu widzenia technicznego nie ma prawa działać, a projektant czy rzeczoznawca pyta, jaki przepis złamał. Części tych dyskusji można by uniknąć, gdyby rzeczoznawca był inżynierem. Liczymy na to, że etyka zawodowa nie pozwoliłaby mu dopuścić zabezpieczeń przeciwpożarowych niezgodnych z zasadami wiedzy technicznej. Mamy też nadzieję, że wymóg wykształcenia inżynierskiego będzie zachętą dla strażaków podnoszących kwalifikacje. Może, chcąc w przyszłości zostać rzeczoznawcą, wybiorą przydatne w służbie studia inżynierskie zamiast np. pedagogiki wczesnoszkolnej, nic jej nie ujmując.

Inżynier inżynierowi nierówny. Nie lepiej by było, gdyby wiedzę i umiejętności weryfikował tylko egzamin?

Pewnie znajdą się osoby bez wykształcenia inżynierskiego na tyle zdolne, że uzupełnią wiedzę. Jednak należy się spodziewać, że większość nie poradziłaby sobie na egzaminie dopuszczającym do wykonywania tego zawodu. Część przystępowałaby do niego, licząc na szczęście, a nam zależy na ludziach rzetelnie przygotowanych. Żeby uniknąć prób zdawania egzaminu na zasadzie hazardu, wprowadzamy opłatę egzaminacyjną w wysokości 15 proc. średniej krajowej.

Barierą będą też punkty ujemne za nieprawidłowe odpowiedzi na egzaminie pisemnym.

Ma to zapobiegać wypełnianiu testu na zasadzie „może mi się uda trafić”. To eliminuje ludzi, którzy mają braki w wiedzy i próbują zgadywać. Test ma 40 pytań, zdobycie 21 pkt wystarczy, by zdać egzamin pisemny.

Część osób będzie z niego zwolniona. Kto i dlaczego?

Po pierwsze utrzymujemy zasadę obowiązującą od 2010 r., która umożliwia zwolnienie z egzaminu pisemnego osób mających dziesięcioletnie doświadczenie w wykonywaniu czynności kontrolno-rozpoznawczych i osób nadzorujących te czynności, czyli komendantów. To zachęta do podjęcia pracy w pionie prewencji - niełatwym, wymagającym wiedzy branżowej i z postępowania administracyjnego. Do grupy tej dołączą osoby zajmujące się przez co najmniej 10 lat działalnością naukowo-badawczą w dziedzinie bezpieczeństwa pożarowego. To ukłon w stronę coraz większego grona pasjonatów prowadzących badania, testy, chcących rozwijać inżynierię bezpieczeństwa pożarowego. Trzecią grupą będą absolwenci Szkoły Głównej Służby Pożarniczej, którzy zdobędą dziesięcioletnie doświadczenie w zawodzie, a ponadto ukończą studia podyplomowe poświęcone wykonywaniu zawodu rzeczoznawcy. To nowe rozwiązanie, SGSP pracuje nad koncepcją tych studiów.

Czy zmieni się forma egzaminu praktycznego, który przechodzi się po zaliczeniu części teoretycznej?

Nie. Weryfikacja umiejętności praktycznych - obowiązująca od  2010 r. - jest potrzebna, bo piętą achillesową wielu kandydatów jest nieznajomość standardów technicznych, a nawet symboli graficznych. Mogliby natomiast konkurować z prawnikami, jeśli chodzi o wiedzę prawniczą. Egzamin praktyczny najczęściej ma formę rozmowy, dyskusji kandydata z komisją. Na przykład zdający otrzymuje schemat obiektu, a komisja sprawdza, czy potrafi go poprawnie odczytać, dopytać o uwarunkowania obiektu, np. wysokość, przeznaczenie, czy umie zaproponować odpowiednie rozwiązania techniczne. Wcześniej istniała możliwość zwolnienia z całości egzaminu po dostarczeniu przez kandydata dokumentów potwierdzających odpowiedni dorobek zawodowy. To się nie sprawdziło, bo okazywało się, że dość często ci rzeczoznawcy popełniali później błędy.

Zmienią się zasady weryfikacji okresowej. Egzamin nie będzie konieczny, jeśli rzeczoznawca uzbiera 20 punktów ze szkoleń. Jakie kryteria będą musiały spełnić takie szkolenia, żeby uznać je za ważne?

Część rzeczoznawców podnosiła, że są ekspertami w swojej dziedzinie i wymóg sprawdzania kwalifikacji urąga ich godności, a wręcz zakrawa na szykanowanie. Argumenty te są częściowo zasadne. W niewielu zawodach spotyka się formę okresowych egzaminów, zdecydowanie częściej stosuje się metodę zdobywania punktów. Polega ona na uczestniczeniu w punktowanych konferencjach, kursach. Z drugiej strony część rzeczoznawców argumentowała, że uczestniczenie w szkoleniach jest drogie i twierdziła, że utrzymanie bezpłatnego egzaminu byłoby dla nich korzystniejsze. Chcąc przychylić się do obu postulatów, zaproponowaliśmy dwa rozwiązania. Sprawdzian organizowany na podobnych zasadach, jak sprawdzian podstawowy, jednak weryfikujący nie wiedzę od postaw, lecz wiedzę na temat bieżących zmian w przepisach i standardach technicznych. Ma on przede wszystkim wychwycić rzeczoznawców, którzy nie prowadzą działalności i tracą kontakt z najnowszą wiedzą. W swojej praktyce spotkałem się z osobą, która po niezdanym sprawdzianie przyznała, że ma braki i poprosiła komisję o pomoc w zdobyciu aktualnych przepisów przeciwpożarowych. Przy powszechnym dostępie do internetu wydaje się to co najmniej kuriozalne. Alternatywą dla egzaminu będzie zgromadzenie przez 5 lat 20 pkt ze szkoleń organizowanych przez szkoły, ośrodki szkolenia i instytuty badawcze PSP. Za jedno szkolenie będzie można otrzymać maksymalnie 5 pkt. W ustawie określiliśmy, że komendant główny PSP będzie miał wpływ na programy kształcenia. Przed nami nowe wyzwanie - musimy opracować ofertę tych szkoleń.

Dlaczego szkoły, ośrodki szkolenia i instytuty badawcze PSP będą miały monopol na organizowanie tych kursów?

Na etapie procedowania przepisów liczyliśmy na większe wsparcie naszych partnerów społecznych - stowarzyszeń naukowo-technicznych. Niestety, zabrakło czasu na dłuższą dyskusję i znalezienie szerszej formuły szkoleń. Dlatego ostatecznie skoncentrowaliśmy się na naszych własnych możliwościach i bazie szkoleniowej. Być może w przyszłości będzie można poszerzyć ofertę  szkoleń o ośrodki NOT-owskie. Należałoby też pomyśleć o przyznawaniu punktów za publikacje.

Czy pana zdaniem szkoły PSP są gotowe na przygotowanie tak specjalistycznych szkoleń? Dotąd nie prowadziły takiej działalności. Nie mają odpowiedniej kadry i doświadczenia.

Myślę, że jesteśmy gotowi jako PSP. Wierzę, że do współpracy zostaną zaproszeni ludzie mający odpowiednią wiedzę teoretyczną i praktyczną. Już teraz do prowadzenia specjalistycznych szkoleń zaprasza się ekspertów z danej dziedziny. Tak jest ze szkoleniami dla inspektorów ochrony przeciwpożarowej czy kursami projektowania urządzeń ochrony przeciwpożarowej. Komendy wojewódzkie PSP organizują kursy w formie odpraw służbowych dla pracowników pionu kontrolno-rozpoznawczego. Mamy sporo dobrych doświadczeń. Pozostaje kwestia wypracowania optymalnej formuły. Czas pokaże, które szkolenia i które ośrodki zaczną cieszyć się największym zainteresowaniem. Oczywiście zdobycie wszystkich punktów nie będzie możliwe w ciągu najbliższego roku, a nawet 2 lat. Ci, którzy niebawem muszą przystąpić do weryfikacji, nie będą jeszcze mogli skorzystać z tej drogi. Niestety w tym przypadku uniknięcie pewnego okresu inercji nie jest możliwe.

Czy zmienią się kwestie odbierania uprawnień rzeczoznawcom? Część środowiska twierdzi, że nakładanie sankcji odbywa się w dużej mierze subiektywnie, uznaniowo i dlatego potrzebne jest stworzenie jasnych kryteriów. Stawka jest wysoka, bo odebranie uprawnień do wykonywania zawodu to pozbawienie środków do życia.

Nie przewidujemy zasadniczych zmian. Ale to nie jest tak, że skierowanie na ponowny egzamin czy nawet cofnięcie uprawnień to sankcja automatyczna, która dotyka rzeczoznawcę po popełnieniu najdrobniejszego błędu. W ramach nadzoru rozpatrujemy kilkadziesiąt spraw rocznie, kilkanaście z nich kończy się skierowaniem na egzamin - wtedy, kiedy rzeczoznawca dopuścił się nieprawidłowości kwalifikowanej jako rażące naruszenie prawa, zwykle nie pierwszy raz. Cofnięcie uprawnień to jednostkowe przypadki, kiedy rzeczoznawca działa z premedytacją. Jeśli ktoś przez lata pracował nienagannie, a błąd popełnił po raz pierwszy i podjął działania naprawcze, nie zostaje automatycznie skierowany na egzamin. Sprawa kończy się co najwyżej upomnieniem. Pamiętajmy, że w razie wątpliwości merytorycznych rzeczoznawca może się skonsultować się z komendantem wojewódzkim bądź komendantem głównym PSP. Z niepokojem obserwuję, że część przypadków z nieprawidłowościami to sprawy, w których rzeczoznawca ma odpowiednią wiedzę, ale wykorzystuje ją niewłaściwie, balansując na granicy prawa, pomijając zasady wiedzy technicznej. A w sporach są jednak próby wykazywania, nawet przed sądem, że to organy PSP źle interpretują prawo, a racja jest po stronie rzeczoznawcy.

Nowe rozwiązania próbują ukrócić proceder omijania zasad wiedzy technicznej?

W rozporządzeniu wykonawczym do ustawy deregulacyjnej, dotyczącym sposobu uzgadniania projektu budowlanego, chcemy podkreślić rolę, jaką odgrywa stosowanie zasad wiedzy technicznej. Mówiąc w skrócie: projektant i rzeczoznawca mają myśleć nie tylko o formalnym spełnieniu postanowień przepisów, ale przede wszystkim o tym, że dane zabezpieczenie przeciwpożarowe powinno spełnić swoją funkcję. W tym kontekście nieuchronne wydaje się częstsze sięganie do procedur oceny ryzyka. Jest ich wiele, prostych i bardziej zaawansowanych. Jedną z nich jest np. metoda  „co, jeśli...”. Jej ideą jest usystematyzowana odpowiedź na pytanie, co będzie, jeśli wystąpi dane zdarzenie w tym przypadku pożar.  Udzielenie prawidłowej odpowiedzi na tak postawioną kwestię zazwyczaj nie jest trudne. Problem w tym, że to pytanie trzeba zadać, a robi się to niechętnie.

Jak będzie wyglądało przywrócenie uprawnień?

Nastąpi zmiana. Mieliśmy bowiem przypadki, że rzeczoznawca, który świadomie źle wykorzystywał swoją wiedzę, po zawieszeniu przystępował do najbliższego egzaminu, zdawał go bez problemu i łatwo powracał do zawodu. To odbierało komendantowi możliwość nałożenia realnej sankcji. Żeby więc zapobiec takim przypadkom, w skrajnej sytuacji, czyli po cofnięciu uprawnień, rzeczoznawca będzie mógł przystąpić do ponownego egzaminu dopiero po 3 latach. Chcemy, żeby miał czas na refleksję nad swoim postępowaniem.

Część środowiska chce utworzyć samorząd zawodowy, który broniłby rzeczoznawców w spornych sytuacjach, zapewniłby równowagę stron.

Uważam, że potrzebny jest nadzór organu administracji państwowej. Niestety, ochrona przeciwpożarowa bywa często postrzegana w budownictwie jako niepotrzebna. Pożarów nie ma aż tak dużo, są więc próby oszczędzania na niej. I to tendencja zauważana na całym świecie. Na pełną demokrację w tym wymiarze na razie nas nie stać. Nie sądzę też, żebyśmy mieli nierówność stron - poza upomnieniem od każdej decyzji nakładającej sankcję można się odwołać lub zaskarżyć ją do sądu administracyjnego. Nie brakuje więc możliwości dochodzenia swojej racji.

Jak zostanie rozwiązana kwestia odpowiedzialności za błędy w projekcie? Projektant popełni błąd, rzeczoznawca go nie wychwyci i mamy przerzucanie się odpowiedzialnością.

Praktyka pokazuje, że inwestor poszkodowany w wyniku błędów projektowych w pierwszej kolejności dochodzi swoich roszczeń od projektanta - to on jest autorem projektu budowlanego, odpowiada za niego w całości. Rzeczoznawca w wymiarze rynkowym to w istocie podwykonawca - osoba zatrudniona przez projektanta. Zdarzają się jednak przypadki, że projektant dochodzi swoich praw u rzeczoznawcy, który źle skonsultował projekt. Nie jesteśmy w stanie wyeliminować skutków błędów popełnionych przez rzeczoznawców. A w grę wchodzą czasem ogromne kwoty, chociażby z tytułu opóźnień w uruchomieniu  danego obiektu. Wprowadzamy więc mechanizm obowiązkowego ubezpieczenia rzeczoznawcy od odpowiedzialności cywilnej. Teraz jest ono dobrowolne.

Odzywa się stary problem, czyli zastrzeżenia inwestorów, że weryfikacja projektu budowlanego odbywa się na zbyt późnym etapie, kiedy budynek został już wzniesiony i trudno o poprawki.

Niestety, nie udało się spełnić postulatu zgłaszanego m.in. przez środowisko architektów. Dotyczył on rozwiązania problemu braku weryfikacji projektu uzgodnionego przez rzeczoznawców i organy PSP jeszcze przed złożeniem wniosku o pozwolenie na budowę. Teraz procedura wygląda tak: inwestor dopełnia wszelkich formalności, zatrudnia projektanta, a ten rzeczoznawcę, który uzgadnia projekt. Wniosek o pozwolenie na budowę z załączonym projektem trafia do organów nadzoru architektoniczno-budowlanego. Te sprawdzają dokumenty i wydają pozwolenie na budowę. I kiedy następuje odbiór budynku przez PSP, okazuje się, na szczęście rzadko, że błędy projektowe są na tyle poważne, że budynek nie może zostać oddany do użytku. Architekci zaproponowali rozwiązanie problemu. Najpierw był pomysł powrotu z uzgadnianiem projektu do komend wojewódzkich PSP. Z przyczyn głównie kadrowych nie jesteśmy w stanie się na to zgodzić. Druga propozycja mówiła o tym, by uzgodnienie rzeczoznawcy traktować jako uzgodnienie organu. Na to też nie jesteśmy w stanie przystać, bo jeśli rzeczoznawca popełniłby błędy, a uzgadniał projekt w imieniu komendanta, to komendant brałby de facto odpowiedzialność za rzeczoznawcę. Problem istnieje i wymaga dalszej dyskusji. Może rozwiązałoby go wprowadzenie specjalności budowlanej w zakresie ochrony przeciwpożarowej? Wtedy autor projektu zabezpieczeń przeciwpożarowych ponosiłby pełną odpowiedzialność zawodową, a ingerencja administracyjna organów ochrony przeciwpożarowej zostałaby radykalnie ograniczona - jedynie do przypadków rażącego naruszenia prawa.

Udało się jednak wprowadzić pewne ułatwienia dla inwestorów.

Dotyczą one sytuacji, kiedy doszło do rażącego naruszenia prawa, skutkującego unieważnieniem projektu budowlanego i pozwolenia na budowę. Są to przypadki jednostkowe, kiedy budynek został de facto wybudowany, ale nie może być odebrany i przekazany do użytkowania. Inwestor będzie mógł skorzystać na etapie tworzenia poprawionego projektu budynku ze ścieżki zastępczej, przewidzianej dotychczas jedynie dla obiektów istniejących, czyli zastosowania rozwiązań zamiennych. To szybsza procedura, która umożliwi też uzgadnianie poprawionego projektu z komendantem wojewódzkim PSP, żeby nikt już go nie kwestionował.

Zwolnijmy strażaków z obowiązku odbioru budynków, problem sam się rozwiąże. Takie propozycje słychać coraz częściej.

Jest to jedna z opcji. Można powiedzieć: ktoś ponosi odpowiedzialność zawodową i koniec. Ale przed takimi decyzjami powstrzymuje nas świadomość, że wyciągnięcie konsekwencji w stosunku do osób, które popełniły błędy, ma zazwyczaj miejsce po tragedii. Wyobraźmy sobie, że dochodzi do pożaru w źle zaprojektowanej szkole. Mogą się w niej uczyć nasze dzieci. Na takie eksperymenty nas nie stać. Trudno jest  wyegzekwować odpowiedni stan ochrony przeciwpożarowej w budynkach bez przymusu administracyjnego, bo kultura bezpieczeństwa zarządców obiektów nadal jest zbyt niska.

rozmawiała Anna Łańduch

St. bryg. dr inż. jest dyrektorem Biura Rozpoznawania Zagrożeń i przewodniczącym komisji ds. rzeczoznawców Komendy Głównej PSP.

do góry