• Tłumacz języka migowego
Świat katastrof Lech Lewandowski

Atomowy poker

21 Sierpnia 2023

Nagasaki po eksplozji w 1945 r. fot. San Diego Air and Space Museum Archive / Wikipedia (domena publiczna)Kiedy jak co roku w sierpniu świat przypomina o pierwszym nuklearnym ataku na japońskie miasta Hiroszimę i Nagasaki, w Ukrainie trwają intensywne przygotowania do obrony przed możliwym zagrożeniem... nuklearnym.                              

6 sierpnia 1945 r. o godz. 8.15 w Hiroszimie i 9 sierpnia o godz. 11.02 w Nagasaki rozpoczęła się era atomowa. Informację o pomyślnym zakończeniu amerykańskiego projektu Manhattan, którego celem była budowa bomby atomowej, realizowanego od 1942 r. kosztem 2 mld dolarów, prezydent Harry Truman otrzymał podczas konferencji poczdamskiej. Przekazano mu jednocześnie, że użycie nowej broni może nastąpić w ciągu trzech tygodni.

To był moment zwrotny w dziejach świata. Oficjalnie skonstruowanie pierwszej bomby atomowej zlecił prezydent USA, Franklin Delano Roosevelt. Ale na jego decyzję ogromny wpływ miał m.in. słynny list Alberta Einsteina. Obawiając się, że jako pierwsi bombę atomową wyprodukują Niemcy,  uczony zabiegał o to, aby ten wyścig wygrali Amerykanie. I tak się stało. Ogółem przy budowie bomby atomowej pracowało 130 tys. naukowców. W tajnym ośrodku w Nowym Meksyku, Los Alamos, 12 lipca zakończono prace konstrukcyjne, a próbna eksplozja, którą przeprowadzono 16 lipca 1945 r., okazała się udana.

Niedługo potem Amerykanie zastosowali nową broń w wojnie przeciwko Japonii. Straszliwe skutki atomowych ataków zostały udokumentowane między innymi w relacjach ofiar. W filmie „Dzieci Hiroszimy” (reż. Kaneto Shindô, 1952) jedna z kobiet, które przeżyły wybuch, opowiada: Nagle, bez uprzedniego alarmu, pojawił się bardzo wysoko nad naszymi głowami pojedynczy nieprzyjacielski samolot. Jedna z kobiet krzyknęła: „Patrzcie, spadochron!”. Odwróciłam się na ten okrzyk i właśnie w tym momencie przenikliwy błysk zakrył całe niebo.

Co było pierwsze: błysk, czy huk wybuchu, który zdawał się rozdzierać mnie na kawałki? Nie pamiętam. Rzuciło mną o ziemię i natychmiast świat zaczął się walić wokół mnie, na mnie, na moją głowę. Przestałam cokolwiek widzieć. Zaczęłam dość mocno pocierać sobie nos serwetką, zawieszoną przy pasku. Nagle z przerażeniem spostrzegłam, że na serwetce pozostały kawałki skóry z mojej twarzy… Ach! I skóra z moich rąk, i skóra z ramion również zaczęła odpadać.

W Japonii ofiary ataków atomowych mają status hibakusha („ludzie dotknięci eksplozją”). Otrzymują od państwa specjalny dodatek na leczenie chorób popromiennych, a także inne dodatki, np. na pogrzeb.

Złamany monopol

Atomowe uderzenia wywołały szok na świecie. Stalin, który robił dobrą minę do złej gry i oficjalnie twierdził, że informacja o amerykańskiej bombie atomowej go nie obeszła, faktycznie wpadł w furię. Natychmiast polecił szefowi NKWD Ławrientijowi Berii rozpoczęcie programu budowy sowieckiej broni nuklearnej. Beria otrzymał na ten cel nieograniczone środki finansowe.

Uruchomiono też wszelkie dostępne zasoby agenturalne i jak się okazało, przyniosło to rezultaty. Dzięki dokumentom pozyskanym prosto z tajnego laboratorium Los Alamos, już 29 sierpnia 1949 r. na radzieckim poligonie w Semipałatyńsku przeprowadzono pierwszą udaną próbę zdetonowania sowieckiej bomby atomowej. Zaskoczeni Amerykanie podjęli drobiazgowe śledztwo w sprawie przecieków. Ujawniono szpiegów. Wyrazem tego był m.in. słynny proces małżeństwa Juliusa i Ethel Rosenbergów, skazanych za szpiegostwo na śmierć na krześle elektrycznym. Wyrok został wykonany w nocy 19 czerwca 1953 r. w więzieniu o maksymalnym rygorze Sing-Sing w stanie Nowy Jork.

Prezydent USA Harry Truman, który podjął decyzję o ataku, utrzymywał, że był to jedyny sposób, aby natychmiast zakończyć wojnę z Japonią. Pierwsza z dwóch użytych bomb atomowych (Little Boy) została zrzucona na Hiroszimę przez amerykańską superfortecę B-29. Bombę zrzucono z wysokości 9470 m. Eksplozja nastąpiła na wysokości 580 m nad liczącym 318 tys. mieszkańców miastem. W ciągu kilku sekund zginęło blisko 80 tys. ludzi. Zniszczonych zostało blisko 90 proc. budynków. Temperatura 3500°C sprawiła, że przez kilka godzin wybuchały kolejne pożary. Po zrzuceniu drugiej bomby – na Nagasaki zginęło 74 tys. mieszkańców.

                                                          

Atomowy klub                                                            

9 sierpnia 1945 r. w uroczystej mowie radiowej do narodu amerykańskiego 33. prezydent USA Harry Truman powiedział: Świat zapamięta, że pierwsza bomba atomowa została zrzucona na Hiroszimę. (...) Dziękujemy Bogu, że dał broń atomową nam, a nie naszym wrogom. Modlimy się, aby Wszechmogący kierował nami w ten sposób, abyśmy używali tej broni zgodnie z Jego zamierzeniami i celami.                                        

Przez 78 lat od tamtych dramatycznych wydarzeń sytuacja uległa jednak radykalnej zmianie. Na świecie jest obecnie dziewięć państw posiadających broń jądrową: Stany Zjednoczone, Rosja, Wielka Brytania, Francja, Izrael, Chiny, Pakistan, Indie i Korea Północna. Chętnych do posiadania własnej broni „A” jest oczywiście więcej.

Wśród kandydatów do uzyskania statusu państwa atomowego wymienia się przede wszystkim Iran. Jest też poważne zagrożenie ze strony rozmaitych grup terrorystycznych dążących do przejęcia broni jądrowej lub też jej wyprodukowania. Skąd ten atomowy apetyt?

W chwili narodzin świata atomowego usprawiedliwieniem dla użycia bomb atomowych w Hiroszimie i Nagasaki było... dążenie do pokoju przez odstraszenie potencjalnych agresorów. I ta filozofia polityczno-militarnego uzasadniania zbrojeń, w tym atomowych, ma się dobrze do dziś. Paradoksalnie jednak skutkuje to nakręcaniem spirali zbrojeń i coraz niższym progiem bezpieczeństwa dla całego świata. Zwłaszcza że zagrożenie atomową agresją przybiera różne formy.

To nie my, to oni

Do najbardziej aktualnych zdarzeń związanych z rosnącym zagrożeniem nuklearnym należy sprawa elektrowni atomowej w Zaporożu. Od miesięcy władze w Kijowie oskarżają Rosję o planowanie „ataku terrorystycznego” na tę największą w Europie elektrownię jądrową. Ewentualny przygotowywany przez Rosjan wybuch zainstalowanych tu ładunków miałby spowodować uwolnienie promieniowania na wielką skalę. W 100 km strefie skażenia ewakuacja objęłaby ponad 2,7 mln ludzi, również ze stolicy Zaporoża.

W opinii wielu obserwatorów prowokacja miałaby polegać na tym, że Rosjanie doprowadzą do eksplozji ładunków wybuchowych, po czym oświadczą, że wybuch nastąpił na skutek ostrzału ukraińskiego. Następnie okupanci mieliby ogłosić awaryjny wyciek substancji promieniotwórczych. Odpowiedzialność za te działania zostałaby zrzucona na Ukrainę. Skutki takiej akcji byłyby takie, jak po ataku z użyciem broni jądrowej.

Moskwa zaprzecza tego rodzaju oskarżeniom, ale jednocześnie uniemożliwia inspektorom MAEA (Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej) sprawdzenie na miejscu, co Rosjanie zainstalowali w blokach elektrowni. Zaprzeczenia rosyjskiego prezydenta Władimira Putina są więc równie wiarygodne, jak twierdzenie, że to Ukraina napadła na Rosję. Od marca 2022 r. w elektrowni znajduje się prawie 500 rosyjskich żołnierzy, transportery opancerzone, czołgi, pojazdy Ural, materiały wybuchowe. Wystarczy podpalić zapałkę i Rosjanie tym grożą.

Mając uzasadnione poczucie zagrożenia, władze Ukrainy przeprowadziły 29 czerwca duże ćwiczenia na południu kraju, w obwodach chersońskim i zaporoskim.  O ćwiczeniach powiadomili gubernator obwodu zaporoskiego Jurij Małaszko i Ołeksandr Prokudin (obwód chersoński). Celem ćwiczeń jest koordynacja działań wszystkich służb w przypadku realnego zagrożenia sytuacją awaryjną w Zaporoskiej Elektrowni Atomowej – poinformował Prokudin. Ponadto ludności wydano tabletki z jodem. Takie działania świadczą jednoznacznie, że zagrożenie o charakterze nuklearnym ze strony Rosjan traktowane jest przez władze ukraińskie jako bardzo poważne i realne.

                                                          

Strzeżonego pan Bóg strzeże            

Okazuje się, że 78 lat po Hiroszimie i Nagasaki argument atomowy nie tylko nie przeszedł do lamusa historii, ale nadal jest wykorzystywany w bieżącej polityce. Przykład na to stanowi m.in. proliferacja broni jądrowej. Takie zagrożenie stwarza decyzja Putina o zainstalowaniu jądrowych ładunków na Białorusi. Padają zapewnienia, że nadal ostateczna decyzja o jej użyciu pozostaje w gestii Rosjan. Niemniej jednak białoruski prezydent Aleksandr Łukaszenka najwyraźniej chciałby postrzegać to inaczej. Jak powiedział 7 lipca 2023 r. dziennikarzowi BBC na konferencji prasowej w Pałacu Niepodległości w Mińsku: Nie daj Boże, żebym kiedykolwiek musiał podjąć decyzję o użyciu broni jądrowej, ale nie zawaham się jej użyć. Oczywiście można w takie deklaracje nie wierzyć, ale nie można ich lekceważyć.

W odpowiedzi na zagrożenie atomowe ze strony Białorusi premier Morawiecki zaapelował o broń jądrową dla Polski. Jak powiedział 30. czerwca br. po zakończonym posiedzeniu Rady Europejskiej: W związku z tym, że Rosja ma zamiar rozmieścić taktyczną broń jądrową na Białorusi, my tym bardziej zwracamy się do całego NATO o wzięcie udziału w programie Nuclear Sharing. Oczywiście jest to przede wszystkim decyzja Amerykanów, ale my nie chcemy siedzieć z założonymi rękoma, kiedy Putin eskaluje różnego rodzaju groźby. Amerykanie póki co nie podjęli tematu.

Polska jako państwo przyfrontowe ma prawo i obowiązek troszczyć się o swoje bezpieczeństwo, a także o umacnianie bezpieczeństwa w regionie. Dlatego w ramach współpracy z Ukrainą realizowane są m.in. wspólne polsko-ukraińskie ćwiczenia z zakresu reagowania na zagrożenia masowe. Takie ćwiczenia przeprowadzono np. w obwodzie lwowskim na Ukrainie. Wzięli w nich udział strażacy z komend PSP – JRG w Jarosławiu, Lubaczowie i Przemyślu oraz jednostek OSP w Ćmińsku, Pabianicach i Zielonce.

W związku z możliwością powstania zagrożenia masowego np. przez rozprzestrzenienie się chmury radioaktywnej nad Polskę, konieczne jest podejmowanie działań prewencyjnych. Ocenia się, że mamy niezbędną sieć pomiarową pozwalającą śledzić zmiany promieniowania. W przypadku ataku atomowego na Ukrainę z terenu Białorusi takie skuteczne rozpoznanie jest niezbędne.

Wojsko posiada środki niezbędne do prognozowania skutków użycia broni masowego rażenia. Jeśli zaistnieje zagrożenie powstałe np. po użyciu broni jądrowej w Ukrainie, mamy do dyspozycji niezbędne siły i środki do jego niwelowania. Tym zajmują się wojska chemiczne, ale także np. wyspecjalizowane formacje strażackie, jak SGRChem.

Wychodząc naprzeciw możliwym zagrożeniom, już w 2014 r. na szczeblu KG PSP został opracowany „Program szkolenia specjalistycznego w zakresie przeciwdziałania zagrożeniom chemicznym, biologicznym, radiologicznym, nuklearnym i wybuchowym”. Celem tego szkolenia jest przygotowanie funkcjonariuszy m.in. do wykonywania czynności ratowniczych w sytuacji zagrożenia czynnikami o charakterze nuklearnym oraz CBRNE (zagrożenia chemiczne, biologiczne, radiacyjne, nuklearne i wybuchowe). Na terenie kraju utworzone mają zostać bazy sprzętu do prowadzenia działań CBRNE.

Na cienkiej linie

Niezależnie od konfliktów zbrojnych, w których istotną rolę odgrywa „wymachiwanie szabelką”, czyli wysuwanie gróźb i stosowanie szantażu użycia broni jądrowej, po atakach na Japonię cesarza Hirohito odnotowano niejeden raz ocieraliśmy się o nuklearną katastrofę. Już w latach 50. XX w. dochodziło np. do zgubienia ładunków jądrowych. 27 maja 1957 r. amerykański bombowiec strategiczny leciał z bazy w Teksasie do bazy w stanie Nowy Meksyk. Miał przetransportować bombę atomową. Podczas startu mechanicznie otworzyły się zamki i bomba wypadła na płytę lotniska. Na szczęście nie była uzbrojona. Podobne przygody mieli także Rosjanie.

Tragiczny w skutkach był wypadek na lotniskowcu USS Forestal. W czerwcu 1967 r. podwieszony pod myśliwcem Phantom pocisk rakietowy został odpalony. Przeleciał przez pokład startowy i uderzył w szturmowego A-4 Skyhawk. Zginęło wówczas 134 marynarzy, a ponad 160 zostało rannych.

Nagasaki po eksplozji w 1945 r. fot. San Diego Air and Space Museum Archive / Wikipedia (domena publiczna)

Do katastrofy nuklearnej, która mogła spowodować śmierć milionów ludzi, o mały włos nie doszło 18 września 1980 r. W stanie Arkansas odbywała się rutynowa kontrola gotowości jednej z rakiet Titan II. Była to niezwykle śmiercionośna broń, około 600 razy mocniejsza niż bomba Little Boy, którą zrzucono w 1945 r. na Hiroszimę. Każda z głowic na rakietach Titan II miała dość mocy, by zniszczyć całe miasto wielkości Warszawy. Amerykanie wyprodukowali 54 rakiety Titan II i rozlokowali w podziemnych silosach. Tymczasem technicy, którzy mieli przeprowadzić przegląd, zapomnieli odpowiedniego klucza. Postanowili użyć narzędzia zastępczego – potężnego, 11 kg klucza. To był błąd, który pociągnął za sobą kolejne. Doszło do wybuchu wewnątrz silosu. Na wysokość ponad 60 m wyleciała ważąca 740 t pokrywa. Głowica jądrowa wylądowała około 30 m od bramy wjazdowej. Na szczęście zabezpieczenia zadziałały prawidłowo. Nie doszło do eksplozji nuklearnej.

Balans strachu

Atak atomowy na Japonię w 1945 r. zainicjował politykę odstraszania, która jest paliwem wyścigu zbrojeń po dziś dzień. Wszyscy mówią o powstrzymywaniu potencjalnego agresora przed pokusą wykonania uprzedzającego uderzenia jądrowego. A jednocześnie państwa prowadzące agresywną politykę stosują w atomowym dialogu zastraszanie, które ma wymusić ustępstwa korzystne dla szantażysty. I tak od 78 lat toczy się ta śmiertelna gra, a ludzkość ma nadzieję, że nikt nigdy nie przekroczy granicy zdrowego rozsądku. Bo skoro na świecie jest ponad 13 tys. głowic i jądrowych środków taktycznych, na zwycięstwo którejkolwiek ze stron nie ma co liczyć.

Lech Lewandowski Lech Lewandowski

jest dziennikarzem i politologiem, pracującym przez wiele lat w prasie wojskowej, specjalizującym się w polityce międzynarodowej.

do góry