Sukces w strażackich barwach
20 Listopada 2023rozmawiała Anna Sobótka
Mistrz Polski Firefit, mistrz Polski TFC, mistrz Europy oraz świata FireFit, mistrz świata FC. Pięć złotych medali i jeden brąz w USA, w Kanadzie – dwa złote medale i srebro... Lista pana osiągnięć wydaje się nie mieć końca. Nasuwa się pytanie: jaki jest pana sposób na sukces? Zanim jednak do niego przejdziemy, zapytam o początki pana strażackiego życia. Jak znalazł się pan w PSP, skąd takie zainteresowanie i wybór drogi życiowej?
Zawód strażaka to w mojej rodzinie tradycja. Mój tata i jego dwóch braci wybrało tę ścieżkę, podobnie ja i moi dwaj bracia. Stanowili dla mnie wzór do naśladowania, moje życie upływało w tym środowisku, więc wybór był dla mnie naturalny. Zasiane ziarno zakiełkowało. Kiedy tylko było to możliwe, zapisałem się do OSP w mojej rodzinnej wiosce – Wólce Orłowskiej, a potem zacząłem naukę w Szkole Aspirantów PSP w Krakowie.
Jak wyglądało w pana przypadku spotkanie dwóch światów: sportu i służby, jak doszło do przecięcia tych dwóch dróg i w efekcie narodzin zawodnika strażackich zmagań w formule FireFit czy Firefighter Challenge?
Zanim rozpocząłem naukę w SA PSP w Krakowie, aktywność fizyczna towarzyszyła mi na co dzień – bieganie, piłka nożna, piłka ręczna, siłownia. Chodziło o to, żeby rozwijać szeroko pojętą sprawność fizyczną. Kiedy trafiłem do krakowskiej szkoły, pracował tam kpt. Marcin Ździebło. To on zaproponował całej naszej 96-osobowej kompanii aktywne spędzenie tych dwóch lat edukacji w szkole – treningi, rozwój sprawności fizycznej. Sam trenował i potrzebował innych zawodników do konkurencji drużynowych. Na pierwszy trening, który zorganizował, przyszło 26 osób, a po przeprowadzeniu intensywnej selekcji zostało ich pięć, wśród nich ja. Tak zaczęła się moja przygoda ze strażackimi zawodami sportowymi. Na początku chodziło o to, żeby pracować nad formą, a potem, kiedy zacząłem uzyskiwać coraz lepsze wyniki, zrodził się zew rywalizacji, chęć pokonywania coraz wyżej zawieszonej poprzeczki.
Na jakim etapie pojawił się ten pierwszy znaczący sukces, po którym poczuł pan, że może sporo osiągnąć na tej drodze?
Ta chwila przyszła dość szybko – cztery miesiące po rozpoczęciu trenigów w szkole, podczas biegu na wieżę w pełnym stroju bojowym w Wieliczce. Ze Szkoły Aspirantów startowały dwie drużyny – zajęliśmy wtedy dwa pierwsze miejsca. To pobudziło mnie do jeszcze intensywniejszego działania. Potem przyszedł czas na zawody TFA w Austrii (trzecie miejsce w swojej kategorii wiekowej i czwarte w kategorii open) i mistrzostwa Polski (siódme miejsce). Wiedziałem już, że mimo niewielkiego, półrocznego stażu mam predyspozycje do sukcesów w strażackiej rywalizacji sportowej. Wiedziałem tylko, że muszę systematycznie trenować, rozwijać się i nie poddawać.
Jak wygląda pana trening? Czy prowadzi pan określony styl życia, by utrzymać formę?
Od ostatnich zawodów do momentu rozpoczęcia kolejnego sezonu dbam tylko o regenerację organizmu, leczę kontuzje. Pełnowymiarowe przygotowania do sezonu zaczynam 1 grudnia. Rozplanowuję dokładnie treningi na kolejne dni. Zaczynam od kształtowania bazy siłowej – stacjonarnego treningu na siłowni. Później przychodzi czas na dynamikę, czyli biegi z 20-kilogramowym obciążeniem i aparatem ochrony dróg oddechowych. W ostatniej fazie skupiam się na zadaniach, które będę wykonywał w trakcie zawodów.
Jeśli chodzi o styl życia – ograniczam do minimum spożycie alkoholu, to element zbędny. Spotkania z przyjaciółmi, imprezy towarzyskie są ważne, ale nie musi się z nimi wiązać nadmiar napojów wyskokowych, które negatywnie wpływają na formę. Wiem, co jest moim celem, mam jasne priorytety i sport do nich należy.
Jak wplata pan treningi w swoją codzienność?
Na szczęście udaje mi się to godzić. Wykonuję dwa zawody – jestem strażakiem PSP, ale też ratownikiem medycznym, więc mam sporo obowiązków, jednak czas na treningi między ich wykonywaniem musi się znaleźć, nigdy nie szukam wymówek. Jeśli pada deszcz, nie rezygnuję z treningu z powodu pogody, tylko np. wybieram siłownię. Wieczorem, po dyżurze w pogotowiu, mogę wybrać się na oświetlony stadion w Krasnymstawie, gdzie i popracować nad formą biegową. W czasie przygotowań do zawodów wykonuję od pięciu do jedenastu jednostek treningowych w tygodniu.
Właściwa organizacja czasu i systematyczność mają zatem wielkie znaczenie. Oprócz tego liczy się też wsparcie otoczenia. Jak koledzy i przełożeni odnoszą się do pana aktywności sportowej, czy w razie potrzeby może pan liczyć na pomoc i wyrozumiałość?
Jak najbardziej. Oczywiście straż pożarna to nie jest klub sportowy, na pierwszym planie są inne cele, ale na tyle, na ile to możliwe, mam pełne wsparcie przełożonych – starają się pomóc mi w jak największym stopniu w przygotowaniu do zawodów.
Przejdźmy teraz może do głównego punktu naszej rozmowy – pana ostatnich sukcesów. Można powiedzieć, że podczas ostatniego sezonu rozbił pan bank. Mistrzostwo FireFit w Kanadzie, Firefighter Challenge w USA, zwycięstwa europejskie i krajowe. Jak pan tego dokonał – czy to kwestia połączenia predyspozycji fizycznych i wytężonej pracy, czy dodałby pan jeszcze inne czynniki?
Startuję w tych zawodach od 13 lat, więc doświadczenie, które zdobyłem w tym czasie, procentuje. Rzeczywiście, ostatnie miesiące były bardzo intensywne. W poniedziałek 11 września polecieliśmy do Kanady, a jeszcze w sobotę udało mi się wywalczyć mistrzostwo Europy FireFit, ustanowiłem rekord Europy z czasem 1:16:02. W Kanadzie podczas eliminacji udało mi się osiągnąć rekordowy wynik 1:13:48, a następnie w finale osiągnąłem czas 1:10:98, co jest aktualnym rekordem Europy – w efekcie rekord Europy w ciągu tygodnia ustanawiałem trzy razy. Zabrakło mi 0,6 s do rekordu świata, ale co się odwlecze, to nie uciecze. Sukces, który udało mi się osiągnąć, to konsekwencja wytrwałego dążenia do celu, a był nim tytuł indywidualnego mistrza świata na Firefighter Challenge w USA. Potem przyszedł czas na kolejne tytuły w tandemach oraz sztafetach.
Jak pan wspomina rywalizację w Kanadzie i USA? Trudno było zwyciężyć konkurentów?
Rywalizacja była zacięta, mogły to stwierdzić osoby, które oglądały mój bieg finałowy podczas zawodów w Kanadzie. Zwykle wolniej wykonuję część pierwszą biegu (wniesienie na wieżę pakietu węży i wciągnięcie przy użyciu liny drugiego pakietu), tak było i tym razem, więc początkowo nie wydawałem się faworytem. Zyskuję jednak na ostatnim etapie – zadanie przeciągania tyłem manekina to moja mocna strona. Podczas finałowego biegu FireFit w rywalizacji z broniącym tytułu mistrzowskiego Kanadyjczykiem na ostatnich kilku metrach nadrobiłem stracone na początku toru sekundy i wyprzedziłem go tuż przed metą. Podobnie było podczas zawodów w USA – biegłem w tandemie z kolegą ze Słowenii i tuż przed metą szala zwycięstwa przechyliła się na naszą stronę.
Jak pan ocenia organizację zawodów w Kanadzie i USA, a jak w Polsce?
Stany Zjednoczone zawsze utrzymują mistrzowski poziom, jeśli chodzi o organizację zawodów, jednak Polacy jako organizatorzy turnieju w formule FireFit czy FC również nie mają się czego wstydzić. Zaryzykowałbym nawet tezę, że ekipy organizujące turnieje w naszym kraju mogą poszczycić się efektami pracy na równi ze Stanami Zjednoczonymi, a Kanadę pod tym względem nawet wyprzedzają. Wśród naszych krajowych organizatorów trudno mi wyróżnić strażaków z którejkolwiek komendy – wszyscy wykazują się dużą sprawnością i zaangażowaniem.
Jak postrzega pan swoich rywali na arenie krajowej i zagranicznej? Czuje pan oddech konkurentów na plecach?
Jako reprezentacja Polski możemy być z siebie dumni – podczas zawodów w Kanadzie daliśmy z siebie wszystko i osiągnęliśmy wielki sukces. Do nas trafiły złote i srebrne medale w kategorii indywidualnej i tandemie oraz złoty medal w sztafecie. Myślę, że możemy być postrachem dla konkurencji. To wynika z pasji i zaangażowania – wiemy, po co jedziemy na zawody, podchodzimy do nich profesjonalnie. Nie chodzi o to, żeby po prostu wyrwać się z domu za granicę, chcemy zmierzyć się z rywalami z całego świata, dobrze reprezentować straż pożarną. Jeśli komendant główny PSP wysyła nas do Kanady jako oficjalną reprezentację Polski, to znaczy, że nam ufa i wierzy, że podejdziemy do tego wyzwania poważnie – tak też się dzieje.
Za panem owocne miesiące, czy jest apetyt na więcej? Jakie ma pan plany sportowe na najbliższy czas, zwłaszcza biorąc pod uwagę początek sezonu treningowego?
Rozpoczynam wzmożone treningi przed pierwszymi zawodami, które odbędą się na początku maja. Mam nadzieję, że uda mi się w 2024 r. wziąć udział w tych samych turniejach międzynarodowych, co w 2023 r. Wszystko zależy od pomocy sponsora – dzięki jego wsparciu finansowemu mogłem uczestniczyć w ostatnich zawodach FC w USA i liczę, że tak będzie i tym razem. Jeśli tak się stanie, sezon chciałbym zakończyć mistrzostwami świata w USA. Będę robił wszystko, żeby obronić tytuł mistrzowski i po głowie chodzi mi indywidualny rekord świata FireFit i FC. Osiągnąłem wszystko, czego chciałem, zostały mi dwa rekordy świata do pobicia, bo europejski mam. W 2019 r. zabrakło mi 0,17 s do pobicia rekordu świata w FC, a teraz 0,6 s do pobicia rekordu w kanadyjskiej formule FireFit. Jest szansa, ale na pewne czynniki nie mamy wpływu. Ja w każdym razie mam cel i działam.
Czy widzi pan w gronie młodych strażaków utalentowanych następców? Dostrzega pan w nich iskrę, która może zmienić się w płomień pasji i zwycięstw?
W Polsce dostrzegam duże zainteresowanie tym sportem – w zawodach w Krakowie, rozgrywanych w tym samym czasie, co FC w USA, brało udział około 200 zawodników. Kilku młodszych kolegów z pewnością ma potencjał, by w przyszłości zbierać laury. Warto też wspomnieć, że mamy silną kadrę zawodniczek, w Krakowie wystartowało ich kilkadziesiąt, a liderka, Beata Świderska, z mistrzowskimi tytułami turniejów w Kanadzie i USA swoimi sukcesami motywuje koleżanki i stanowi wzór do naśladowania.
My, doświadczeni zawodnicy, chcielibyśmy jak najdłużej utrzymać się w czołówce, ale też zależałoby nam, żeby pociągnąć za sobą młodych, gotowych poświęcić swój czas czy zasoby finansowe na rozwijanie tego sportu. Nie da się ukryć, że ta aktywność wiąże się z poświęceniem, ale z drugiej strony każdy, kto żyje pasją, musi być gotowy na oddanie jej też jakiejś części siebie, swojego czasu i innych zasobów. Jeśli znajdą się pasjonaci, którzy będą chcieli trenować, mogą liczyć na wsparcie starej gwardii. Chętnie podzielimy się doświadczeniem, żebyśmy mogli jako reprezentacja naszego kraju piąć się do góry.
Anna Sobótka jest dziennikarką i sekretarzem redakcji "Przeglądu Pożarniczego", pracuje w redakcji od 2018r.