Stres u ratowników
22 Kwietnia 2024Czasami można odnieść wrażenie, że słowo „stres” otacza nas niemalże z każdej strony. Dla niektórych stało się synonimem wyrażania swoich – zazwyczaj negatywnych – uczuć i emocji. Chociaż samo zjawisko, istnienie stresorów i reakcji organizmu, towarzyszy człowiekowi z pewnością od początku jego istnienia, to zaczęło być dostrzegane i zostało naukowo opisane dopiero w latach 50. ubiegłego wieku.
Odkąd Hans Selye zaczął publikować wyniki swoich kilkudziesięcioletnich prac, słowo „stres” stało się uosobieniem, poniekąd synonimem, niemalże każdej sytuacji trudnej, konfliktu, alienacji czy frustracji. Bez względu na to, czy mamy dzisiaj szansę znaleźć jednolitą jego definicję czy klasyfikację, warto zauważyć dwie rzeczy: po pierwsze – przez prawidłowo prowadzone procesy adaptacyjne może mieć on pozytywny wpływ na nasze funkcjonowanie (postawy i zachowanie), po drugie – nader rzadko znajdujemy czas na to, by zastanowić się, z jakimi jego skutkami mierzymy się w życiu, szczególnie gdy nie jest to reakcja ostra, ale ma charakter przewlekły.
Strażak, Ratownik, Człowiek
Porzucając chęć naukowego postrzegania i nazywania struktur organizmu, substancji, reakcji chemicznych i literaturowego traktowania jednostek chorobowych i ich złożoności, chciałbym zaproponować krótki przegląd tego, co w pracy lub służbie towarzyszy osobom, których nadrzędnym celem, by nie rzec misją, jest ratowanie zdrowia, życia, mienia i środowiska.
Poniższe przemyślenia ściśle korelują z prelekcją, którą miałem zaszczyt i przyjemność wygłosić w czasie międzynarodowej konferencji naukowej pod tytułem: „Strażak, Ratownik, Człowiek…”, która odbyła się 7 lutego 2024 r. w murach Szkoły Aspirantów PSP w Krakowie.
Już sama sformułowana przez pomysłodawców nazwa wydarzenia skłania do pewnych refleksji, gdyż nie jest jednoznaczne, czy dotyczy ona relacji strażaków i ratowników z człowiekiem (pacjentem lub osobą w jakikolwiek sposób poszkodowaną), czy też odnosi się raczej do tego, że każdy strażak, będąc jednocześnie ratownikiem, pod maską czerwonego samochodu, czarnego lub musztardowego munduru, maską ochrony układu oddechowego skrywa człowieka – istotę nie tylko myślącą, ale także czującą, odczuwającą, reagującą, mającą mocne i słabe strony, pozytywne i negatywne doświadczenia, często zagubioną i nie do końca świadomą tego, co się z nią dzieje.
Spoglądając na to zagadnienie czysto pragmatycznie, można powiedzieć, że każdy strażak jest ratownikiem i człowiekiem. Można jednak myśleć o nim również przez pryzmat słowa napisanego wielką literą, wszak być Człowiekiem to pewien symbol, słowo wytrych lub klucz, za którym kryje się empatia, cierpliwość, wrażliwość, otwartość, tolerancja, odpowiedzialność, ale także altruizm i gotowość do poświęcenia. Idąc tym tropem rozumowania, przyjąć należy, że nie każdy ratownik jest strażakiem, ale jest człowiekiem i powinien być Człowiekiem. Retorycznym niech pozostanie pytanie o to, czy każdy człowiek jest Człowiekiem.
Bycie strażakiem nie jest zadaniem, któremu łatwo jest sprostać. Bez względu na to, czy pełni się służbę zawodową, czy należy do formacji stricte ochotniczej, wokół osób zakładających mundur z napisem „STRAŻ” unosi się pomieszana z etosem estyma, splątany z siłą honor i odwaga oraz szereg mitów, które z jednej strony pozwalają utrzymywać się na szczytach rankingów profesji o najwyższym zaufaniu społecznym i uznaniu, z drugiej motywują do podejmowania heroicznych wyzwań, które w nawiązaniu do roty strażackiego ślubowania każą działać nawet z narażeniem własnego życia. Przecież to strażacy biegną w tę stronę, z której inni uciekają, wszak to strażakiem się jest, a nie bywa, strażacy są grupą najlepiej przygotowaną na najgorsze. Budowanie wizerunku hiperbohatera w połączeniu z oczekiwaniami części środowiska w zakresie przywilejów czy dodatkowych uprawnień dla niektórych oznacza jedno – gwarancję profesjonalnego, natychmiastowego i skutecznego działania. Na życie prywatne rozciągają się skutki niejednoznacznych granic odpowiedzialności gwaranta, rozumianego tu jako osoba, na której ciąży prawny czy moralny obowiązek działania w chwili wystąpienia zagrożenia lub sankcje za bierność czy zaniechanie.
W dyskusji na temat psychicznego obciążenia strażaków nie można zapominać o tym, że wraz z nieustannie poszerzanym katalogiem zdarzeń, do których na postawie stosownych zapisów prawa jesteśmy dysponowani, wzrasta poziom oczekiwań w zakresie merytorycznego przygotowania i działania. Na poziomie podstawowym każdy z nas powinien poradzić sobie z wykonaniem czynności ratowniczych w każdej z dziedzin, a zatem w ratownictwie: medycznym, technicznym, wodnym, wysokościowym, chemiczno-ekologicznym i działaniach poszukiwawczo-ratowniczych, a i odnaleźć się w razie wystąpienia zdarzenia radiacyjnego. Tu warto wspomnieć, że strażakiem w rozumieniu prawa jest osoba mająca potwierdzone stosownym świadectwem ukończone szkolenie z zakresu ochrony przeciwpożarowej, ale kierującym działaniem ratowniczym na poziomie interwencyjnym może być także członek ochotniczej straży pożarnej, komendant gminny jednostki ochrony przeciwpożarowej itd. Tym samym w losowo wybranym przypadku obowiązki kierującego działaniem ratowniczym pełnić może osoba, która jest absolwentem szkolenia podstawowego strażaka-ratownika OSP lub równorzędnego (133 godz. zajęć) i ukończyła szkolenie kierującego działaniem ratowniczym dla strażaka OSP (35 godz.) lub ma kwalifikacje w zawodzie strażak (obecnie 496 godz.), legitymuje się tytułem technik pożarnictwa po 2 latach prowadzonego w systemie skoszarowanym kształcenia dziennego (lub kwalifikacyjnego kursu zawodowego w kwalifikacjach BPO 03 i 04), albo ukończyła 5-letnie jednolite studia w Akademii Pożarniczej. Różnica w przygotowaniu merytorycznym pomiędzy tymi osobami – zakładając, że każda z nich ma ten sam okres doświadczenia – nie wymaga żadnego komentarza, inaczej niż to, że każda z nich ponosi tę samą odpowiedzialność, wynikającą z jednoosobowej odpowiedzialności za przeprowadzenie interwencji.
Presja misji
Oczekiwania społeczne wobec strażaków, podobnie jak wobec osób wykonujących zawody medyczne (lekarza, ratownika medycznego, pielęgniarki), często są wyższe niż w odniesieniu do innych profesji, którym nie przypisuje się misyjności i konieczności działania poza obowiązkiem wykonywania pracy na rzecz danego podmiotu czy instytucji. Niektórzy zakładają, że na osobach, których profesja wiąże się z ratowaniem, obowiązki gwaranta wykraczają poza ramy czasu pracy lub służby i rozciągają się (by nie rzec ciążą) na każdą sytuację stanu nagłego zagrożenia zdrowotnego. Co istotne, ta psychiczna, a czasami także fizyczna presja działania nader często nie uwzględnia obecnych warunków, chociażby w postaci wyposażenia w minimalne środki ochrony indywidualnej, nawet tak proste jak rękawiczki jednorazowe, okulary czy maseczka ochronna, o środkach opatrunkowych nie wspominając. Nie wchodząc w polemikę i dyskusje prawne na temat ustawowego obowiązku ratowania, wynikającego wprost z art. 162 Kodeksu karnego, nietrudno jest wyobrazić sobie sytuację, gdy w grupie świadków zdarzenia znajduje się osoba zawodowo związana z udzielaniem pomocy i społeczeństwo automatycznie wymaga od niej więcej niż od innych.
Jednym z pierwszych elementów, które uznać należy za stresor, jest oczekiwanie. Oczekiwanie społeczne, oczekiwanie od osób potrzebujących pomocy, koleżanek i kolegów, oczekiwanie ze strony przełożonych i podwładnych, a na samym końcu lub początku, różnie to bywa, od samego siebie. Im wyższy poziom dążenia do tak ważnego w związanych z ratowaniem sytuacjach perfekcjonizmu, tym oczekiwania te stają się trudniejsze do spełnienia, a postrzegane w kategoriach porażek nawet najmniejsze błędy lub krytyka – są trudne do przyjęcia i zniesienia.
Oczekiwanie to także czas wewnętrznego napięcia i swego rodzaju niepokoju. Co, komu, gdzie i kiedy (jeśli w ogóle) dzisiaj się przydarzy? Do kogo, czego, z kim, na jaki czas zostaniemy zadysponowani? Czy sprostamy zadaniu, czy okaże się ono jednym z tych standardowych, czy też będzie wymagało improwizacji i odchodzenia od zasad powszechnie uznanych za bezpieczne, a podjęte pod presją czasu lub otoczenia decyzje znajdą uznanie w oczach oceniających nasze postępowanie? Świadomość konieczności bezzwłocznej odpowiedzi na wezwanie, możliwości sprawdzenia, czy wyjazd odbył się w akceptowalnym czasie od ogłoszenia alarmu (legendarne 28 s), sprawia, że strażacy (bardziej lub mniej świadomie) podlegają ciągłej mobilizacji, a utrzymujący się wysoki poziom napięcia niestety nie pozostaje bez wpływu na funkcjonowanie całego organizmu i kondycję psychiczną.
Czuwanie, światło, dzwonki, komunikat z radiowęzła, natychmiastowy wyrzut hormonów, tych samych, które w „normalnych” warunkach odpowiadają za walkę lub ucieczkę. To sprawia, że nawet noc bez wyjazdu nie musi oznaczać, że wraca się do domu wypoczętym, sen (jeżeli występuje) jest płytki, analizuje się każdy dźwięk i zewnętrzny bodziec, działa w trybie standby (z ang. gotowość). Obserwujemy zwiększone napięcie naczyń krwionośnych, wyższe ciśnienie krwi i podwyższone tętno, spowolnioną perystaltykę, utrzymujący się typowy dla stresu fizjologicznego ciągły stan pogotowia. Kumulacja tych czynników doprowadzić może do wystąpienia skrajnie niebezpiecznych stanów zagrożenia zdrowia i życia ratownika, nawet bez pojawienia się stresora, sytuacji traumatycznej, czy kryzysu. Spowodować może np. zamknięcie się naczyń krwionośnych w takim stopniu, że wystąpią objawy i skutki zawału mięśnia sercowego czy udaru mózgu – zarówno w formie niedokrwienia, jak i krwotoku. Wzmożony przepływ krwi oznacza także zmiany w funkcjonowaniu szeregu narządów i organów, np. nerek, czego skutkiem będzie zwiększona częstotliwość oddawania moczu (paradoksalnie często z trudnością w mikcji), większe pragnienie, odwodnienie, płytszy sen itd.
Typowe dla ostrej reakcji stresowej i zazwyczaj chwilowe objawy, gdy trwają dniami, miesiącami, a nawet latami, nie mogą pozostać bez wpływu na wewnętrzną równowagę i funkcjonowanie organizmu jako całości. Nikogo nie dziwi to, że bezpośrednie zagrożenie zdrowia lub życia, obawa przed zranieniem, bezsilność wobec zastanej sytuacji, nierzadko styczność ze śmiercią i makabrycznymi widokami powoduje szybką akcję serca, oddech, napięcie mięśniowe, zwiększoną potliwość i psychiczne zawężenie postrzegania rzeczywistości i otoczenia.
Nie każdy zastanawia się jednak, skąd u ludzi „denerwujących się” jakąś sytuacją pojawiają się mdłości, wymioty i biegunki. Odpowiedź jest dosyć prosta. Wzrost poziomu adrenaliny, noradrenaliny, kortyzolu i glukozy we krwi wpływa na wydzielanie soków żołądkowych, a by ułatwić walkę lub ucieczkę, powoduje gwałtowną potrzebę wypróżnienia. Biegunka wywołana stresem obserwowana jest również u zwierząt – przekonał się o tym każdy, kto chciał złapać np. przymarzającego do tafli lodu łabędzia. Nasza biologiczna bliskość z innymi zwierzętami sprawia, że część reakcji na stres, a także umiejętność uczenia się działania pod jego wpływem (np. trening służących w policji koni, które nie płoszą się pod wpływem wystrzałów, huków czy innych odgłosów towarzyszących manifestacjom i niepokojom społecznym), jest bardzo podobna.
Jak objawia się stres?
Nieco inaczej rzecz ma się ze stresem przewlekłym, zwłaszcza w sytuacji, gdy osoba znajdująca się pod jego wpływem pozbawiona jest wsparcia, wejrzenia w głąb siebie i rozpoznania mechanizmów, które ten stres wyzwala. Obserwując siebie lub inną osobę poddaną działaniu chronicznych stresorów, zauważyć można spowolnienie ruchów, reakcji i mowy, aż do katatonii, osłabienie i unikanie kontaktów społecznych, wycofanie z aktywności, które do tej pory sprawiały przyjemność, to może być także nadmierna i nieuzasadniona trybem życia senność, zmęczenie i apatia, często z trudnym do opanowania ziewaniem i potrzebą krótkiej nawet drzemki w czasie dnia. Osoby, które nie radzą sobie z adaptacją do sytuacji, częściej niż inni mogą chcieć się ratować przez uciekanie i chowanie się, przy tym wykazywać mogą nadwrażliwość na bodźce (dotyk, dźwięk, światło), mieć tiki i natręctwa (mimowolne gesty, ruchy, czynności – np. mycie rąk, liczenie przedmiotów), zaburzone postrzeganie czasu i przestrzeni (łączone z występowaniem zjawiska déjà vu), doświadczać nadmiernego wydzielania śliny bez powodu lub suchości w ustach, pocenia się, czerwienienia skóry. Chroniczne występowanie obciążenia stresem lub nieprzepracowanie sytuacji ostrej doprowadzić może do rozwinięcia zespołu stresu pourazowego, depresji, zaburzeń w odżywianiu, czasami oznacza szukanie ukojenia w używkach, zachowaniach autoagresywnych czy uzależnieniu od czegoś (seksu, masturbacji, hazardu, sportu, sytuacji niebezpiecznych).
Brak należnego miejsca w procesie nauczania i doskonalenia zawodowego uświadamiania ratownikom dalekosiężnych skutków wpływu stresu na całokształt ich funkcjonowania stoi w opozycji do wiedzy, z której jednoznacznie wynika, że urazy psychiczne spowodować mogą większe spustoszenie niż uraz fizyczny. Pozostając w mechanizmie błędnego koła między przyczyną a reakcją, ludzie mogą nie zauważyć, że część dotykających ich problemów, a nawet schorzeń, ma podłoże psychosomatyczne. Nie jest bowiem łatwo powiązać występowanie wewnętrznego napięcia z pojawieniem się: trądziku, łojotoku, łupieżu i innych zmian skórnych – w tym procesów szybszego jej starzenia, zmniejszonej odporności i wydłużającego się czasu leczenia (także przez zaburzone procesy farmakodynamiki), nudności, zaparć, wzdęć, biegunek, choroby wrzodowej żołądka, zwiększonego ryzyka cukrzycy, udaru mózgu, zawału mięśnia sercowego, uczucia bólu w klatce piersiowej, guli w gardle, drętwienia i mrowienia kończyn, osłabienia popędu seksualnego i zaburzeń cyklu miesiączkowego, a u mężczyzn potencji i produkcji nasienia, bólów głowy, kręgosłupa, problemów ze snem, koncentracją, zapamiętywaniem, uczeniem się, poczucia bezradności i niemożności znalezienia właściwego sposobu na wyrażenie swoich myśli, uczuć i emocji.
Sytuacjami predysponującymi do wystąpienia objawów nadmiernego stresu lub będących jego następstwem zaburzeń psychicznych, w tym dystymii i depresji, a nawet wymagających leczenia farmakologicznego lub hospitalizacji są także deprywacje ważnych życiowo potrzeb. Pomijając fizjologiczne, na pierwszy plan wysuwają się te dotyczące bezpieczeństwa (także jego poczucia), a zaraz po nich miłości i przynależności, szacunku i samorealizacji. Trwanie w ciągłej gotowości, napięciu i pobudzeniu znacznie utrudnia, a u niektórych osób wręcz uniemożliwia osiągnięcie stanu odpoczynku i regeneracji, co może okazać się prostą drogą do wystąpienia wymienionych powyżej jednostek chorobowych lub zachowań o charakterze autoagresji, agresji lub przemocy, także w formie pasywnej (biernej).
Ratunek przed stresem
Zarówno świadomość istnienia możliwości przekształcania reakcji organizmu na stresory w pozytywne efekty (trening umiejętności personalnych, siłowych, adaptacyjnych), jak i troska o zachowanie zdrowia ratowników, a przez to ich rodzin i osób poszkodowanych, z którymi niemalże na co dzień się stykają, powinna nieustannie mobilizować nas do wyposażania strażaków i osób, które parają się ratownictwem, nie tylko w techniczne i materialne środki ochrony indywidualnej, ale także umiejętności radzenia sobie z negatywnymi skutkami wystąpienia ostrego lub chronicznego stresu. Żeby osiągnąć taki stan, nie wystarczy samo stworzenie procedury wsparcia psychicznego czy dostępu do pomocy psychologicznej w ramach funkcjonującego w służbie systemu. Niezbędne jest uświadamianie, że strażak, ratownik to też człowiek, że ma prawo prosić o pomoc, że mówienie o swoich negatywnych doznaniach i problemach nie jest dowodem słabości, ale siły.
Od początku pożarniczej (i nie tylko takiej) edukacji młodzi ludzie powinni być świadomi tego, że naturalne jest, iż odczuwają różne emocje, że mogą się także złościć. Należy zaniechać stygmatyzowania i wyśmiewania spotkań i wizyt w poradniach psychologicznych oraz zdrowia psychicznego, większą troską otaczać osoby, które mają problem z przyznaniem się do tego, że dzieje się z nimi coś złego, a zgłoszenie problematycznej sytuacji przestać postrzegać jako swego rodzaju zdradę czy zostanie, w pejoratywnym znaczeniu, sygnalistą. Wszyscy powinniśmy zaniechać wmawiania chłopcom, że prawdziwi mężczyźni nie płaczą, a dziewczynki nie mogą się złościć, bo będą brzydkie – wszak złość piękności szkodzi. Nie zawsze bycie zobojętniałym oznacza dostosowanie, a obracanie nawet najtragiczniejszych sytuacji w żart jest dowodem na dystans i doświadczenie.
Już dzisiaj służby ratownicze i centra interwencji kryzowej wypracowały wiele różnych procedur, dróg i sposobów postępowania z osobami, które znalazły się w sytuacji przekraczającej ich możliwości adaptacyjne. Jako służba mamy świadomość konieczności korzystania z procedury wsparcia psychicznego, prowadzenia defusingu (odreagowania) i debriefingu (dzielenia się doświadczeniem i refleksjami), organizacji Systemu Pomocy Psychologicznej w PSP. Nie oznacza to jednak, że każda i każdy z nas potrafi ocenić swój stan zdrowia, powiązać objawy somatyczne z doświadczeniami psychicznymi, mieć odwagę, by poprosić o interwencję. Wokół wizyt w oddziałach dziennych leczenia zaburzeń nastroju i emocji narosło sporo mitów i legend, które podobnie jak obawa przed etykietką „pacjenta psychiatrycznego” część z nas mogą skutecznie zniechęcać do sięgnięcia po pomoc. W dodatku uzyskanie jej poza systemem ubezpieczeń społecznych staje się coraz trudniejsze, a przez to coraz droższe. Nie każdego stać na to, by finansować terapię z prywatnych środków, a mając gotowe narzędzia i profesjonalną kadrę psychologów w zasięgu ręki, powinno się z tej możliwości skorzystać – by poprawiać i budować odporność na stres oraz zwiększać szansę na powrót do zdrowia i normalnego funkcjonowania.
bryg. Piotr Sowizdraniuk pełni służbę w Szkole Aspirantów PSP w Krakowie
Poniżej podajemy numery organizacji pomocowych:
800 70 22 22 – Centrum Wsparcia dla Osób Dorosłych w Kryzysie Psychicznym
800 12 12 12 – wsparcie psychologiczne w sytuacji kryzysowej – infolinia dla dzieci, młodzieży i opiekunów
116 111 – Telefon Zaufania dla Dzieci i Młodzieży
112 – w razie bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia