Władcy czasu
18 Maja 2023Średniowieczne miasta, nie tylko w Polsce, miały swoich trębaczy. Początki ich profesji to obowiązki stróża nocnego, który miał za zadanie ogłaszać nastanie świtu i wieczoru. Trębacz pełnił także funkcję wartownika, bo gdy nieprzyjaciel nadciągał pod miasto, to na nim ciążyła odpowiedzialność, by mieszkańców zaalarmować. Podobnie czuwał nad bezpieczeństwem pożarowym. Z wysokiej wieży dostrzegał dym i zawołaniem bądź za pomocą dźwięku trąbki informował ludność o pożarze. Najsłynniejszym miastem, w którym najdłużej trwa tradycja hejnałów, jest oczywiście Kraków.
Samego Krakowa nie trzeba przedstawiać. Zamek na wzgórzu wawelskim stanowi dziś jedną z ikon tego miasta (obok Sukiennic czy kościoła Mariackiego). Pierwsze budowle murowane powstały w mieście w X i XI w. - wśród nich zamek i kościół, przy którym działała najlepsza polska uczelnia (zanim Kazimierz Wielki założył Akademię Krakowską, późniejszy Uniwersytet Jagielloński). Kraków był wyjątkowym i ważnym miejscem - to tu mieściła się od 1039 r. stolica. To tu przecinały się szlaki handlowe, nadające miastu znaczenie gospodarcze.
Najwyższa funkcja
Na Rynku Głównym im bliżej pełnej godziny, tym więcej osób zbiera się wokół wieży mariackiej. Większość zgromadzonych wciąż zerka ku górze, zasłania dłonią rażące słońce, odgarnia włosy, by lepiej widzieć, przebiera nogami z niecierpliwości. To już za chwilę, telefony w prawie każdej ręce, niektórzy mają kamery. Wypatrują kogoś w oknie wieży. Nie sposób nie sięgnąć wzrokiem ku hejnalicy, czyli wyższej wieży bazyliki Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Aż wreszcie wybija pełna godzina, mocne brzmienie dzwonu poprzedza melodię graną na trąbce. Jeden, dwa, trzy, cztery. Telefony wciąż w górze, do końca. Każdy raz tradycyjnie urwany w pół taktu. Czas zatrzymuje się na tych kilka chwil, turyści skąpani w słońcu, zalani muzyką. Po urwanej melodii czas znów rusza. Ludzie wokół kontynuują spacery, kończą dania w restauracji, dopijają soki, wracają do tematu rozmowy. W Krakowie czas staje tak na chwilę co godzinę.
Sprawcą tego zamieszania jest hejnalista, który gra na trąbce jedną z najsłynniejszych w Polsce melodii, zawsze na cztery strony świata, z czterech okien (na Wawel - dla króla, na Rynek - dla rajców miejskich, na Bramę Floriańską - dla gości i turystów, a potem dla komendanta straży pożarnej). Codziennie, w upalne lato, mroźną zawieruchę, w dzień i w nocy. Ma to swoje źródło w przeszłości, gdy trębacz w ten sposób zapewniał, że wciąż czuwa nad mieszkańcami. Hejnalistów jest siedmiu, są skromni, weseli, są zwykłymi ludźmi, którzy 96 razy podczas dnia swojej służby na wieży stają się gwiazdami w centrum zainteresowania turystów (a po 48 razy, gdy na służbie jest dwóch trębaczy). Mówią o sobie, że mają najwyższe stanowisko pracy w straży pożarnej, bo gdy grają, znajdują się 54 m nad Rynkiem.
Skąd się wziął hejnał?
Pochodzenie hejnału nie jest pewne. Z dużym prawdopodobieństwem przybył do Krakowa wraz z Madziarami, gdy królem Polski został Ludwik Węgierski (1370 r.), a następnie jego córka, Jadwiga (1384 r.). Samo znaczenie słowa hejnał również można powiązać z Madziarami i węgierskim słowem „hajnal”, co jest śpiewnym lub instrumentalnym ogłoszeniem świtu. Niestety nie do końca fakty te pasują do historii miasta. Akt lokacyjny Krakowa został nadany przez Bolesława V Wstydliwego w 1257 r., a słynny najazd Tatarów miał miejsce jeszcze wcześniej, w 1241 r. (w późniejszych latach nastąpiły kolejne najazdy tatarskie na ziemie polskie). Słynny, ponieważ według legendy to wtedy stróż na wieży zaalarmował mieszkańców o nadchodzących ordach i podczas grania sygnału na trąbce jego gardło przeszyła strzała nieprzyjaciela. Ówczesna świątynia uległa zniszczeniu i na jej miejscu powstała nowa. Odbudowę rozpoczęto z końcem XIII w. Wygląda na to, że hejnał w takiej jak obecnie bądź zupełnie innej formie mógł być odgrywany lub odśpiewywany na wieżach znacznie wcześniej - zanim w Polsce królowała Jadwiga.
Słowianie już w X w. posługiwali się trąbami podczas bitew, trąby trafiły także na wieże strażnicze grodów. W czasie pokoju stały się przydatne w komunikacji mieszkańców - informowano o początku i końcu dnia (otwarciu i zamknięciu bram miasta), o niebezpieczeństwie, pożarze, upływie czasu. Najwcześniejsze znane krakowskie dokumenty, w których mowa o opłacaniu trębaczy, dotyczą XIV w. Nie znaczy to, że stróżów na miejskich wieżach nie mogło być wcześniej. Wraz z rozwojem przemysłowym miasta rozrastały się również przestrzennie, przez co spadała skuteczność trębaczy z wieży - po prostu w coraz większej odległości dźwięk zawołania, a potem także trąbki, przestawał być słyszalny, a zatem nie był już skuteczny. Na wieży urządzone było mieszkanie dla trębaczy i tak też pozostało do dziś. Pierwszym znanym z nazwiska hejnalistą był Iwan Mikulski (1629 r.). W 1873 r. rolę trębaczy z hejnalicy przejęli strażacy, gdy powołano Miejską Zawodową Straż Pożarną. Hejnał mariacki w ciągu tych wszystkich lat wrósł w historię i tradycję Krakowa, bez niego krajobraz miasta nie byłby taki sam.
Codzienność na wysokościach
- To tradycja rodzinna. Moja rodzina grała na wieży od 1945 r., jestem już trzecim pokoleniem. Nie było przymusu rodziców, że mam iść na wieżę. A zaczynałem w podstawówce, zagrałem tu hejnał raz w nocy. I tak zostało, w służbie na górze jestem od 2004 r. - opowiada st. ogn. Michał Kołton, który ma nadzieję, że jego rodzina będzie służyła na wieży 100 lat.
- Gry na trąbce uczył mnie hejnalista - wyznaje st. sekc. Krzysztof Krawczyk. Gdy tylko opanował melodię hejnału, grywał ją dla swojego ojca. Jedną z pierwszych melodii, które nauczył się grać, był właśnie hejnał.
Strażacy pełnią służbę na wieży zmianowo po 24 godziny (48 godzin przerwy), hejnał odgrywają od godz. 8.00 rano do 7.00 rano kolejnego dnia. To oznacza, że w ciągu doby na jednoosobowej służbie hejnalista gra go łącznie 96 razy. Okazało się, że st. sekc. Krzysztof Krawczyk liczył zagrane przez siebie hejnały i podczas prawie 6 lat służby na wieży za jego sprawą melodia ta zabrzmiała około 30 tys. razy.
Hejnał rozbrzmiewa co godzinę, w dzień i w nocy. W tak napiętym grafiku znajdzie się jednak chwila na odpoczynek i prozę życia. Strażacy dbają o wieżę, bo jest ich drugim domem. To też wyjątkowe miejsce pracy, bo w dzień przyjmują turystów, którzy wspinają się po 271 schodach, żeby podziwiać piękne widoki, ale też żeby zobaczyć ich - hejnalistów. Słuchając opowieści moich dwóch rozmówców, z uśmiechem stwierdziłam, że są w zasadzie celebrytami, bo turyści zbierają się na placu pod wieżą mariacką, z niecierpliwością ich wyczekują, chcą ich zobaczyć i usłyszeć ich „występ”. A hejnaliści grają, po czym machają do tłumów z okna. Są swego rodzaju gwiazdami Krakowa. - Mamy funkcję kulturalną, hejnał jest niezwykłym symbolem miasta - zauważa st. ogn. Michał Kołton. A jego towarzysz wtrąca z entuzjazmem, że hejnaliści pod względem symboliki są na równi ze smokiem wawelskim. Niewątpliwie ma rację. Warszawska syrenka, poznańskie koziołki, gdański Neptun, krakowski - smok i hejnał. - Jesteśmy tu dla innych, to służba - dodaje st. sekc. Krzysztof Krawczyk.
Bycie hejnalistą to nie bułka z masłem. Hejnalista jest przecież nie tylko strażakiem po przeszkoleniu, ale i muzykiem. Dostać się na wieżę jako trębacz nie jest prosto, w komisji rekrutacyjnej znajduje się nawet nauczyciel z akademii muzycznej i jak zauważają moi rozmówcy, poziom wymaganych umiejętności wzrasta, bo zwiększa się również repertuar granych utworów. To już nie tylko hejnał, ale i między innymi „Barka”, czy „Rycerze Floriana”. Wieża mariacka przyciąga prawdziwych artystów - w gronie hejnalistów jest student akademii muzycznej, a także muzyk z wykształcenia grający na trąbce w teatrze. Na ramionach hejnalistów spoczywa także spory stres i presja, bo jak zauważają, nie każdy jest urodzonym solistą, a zdarza im się występować na zorganizowanych wydarzeniach przy ważnych osobistościach.
Smaczki z wieży
Moi rozmówcy na szczęście chętnie podzielili się tajemnicami z życia wieży. A nazbierało się ich całkiem sporo. Zapytani, czy zdarzało się któremukolwiek z hejnalistów zagrać z playbacku, oczywiście zaprzeczyli. Jeden z nich przypomniał sobie jednak inną historię z problemem z wentylem trąbki, który jak na złość zaczął płatać figle akurat podczas grania hejnału. Ma to jednak swoją zaletę, bo świadczy o prawdziwości odgrywania utworu. Innym nietypowym hejnałem był ten zagrany w akompaniamencie sygnałów kilku zastępów strażackich jadących do akcji. To wyjątkowe wykonanie w południe poszło w eter na całą Polskę.
Podczas transmisji radiowej hejnaliści dbają o słuchaczy, by ci mieli pewność, że trębacze są prawdziwi i naprawdę grają z wieży - w tym celu mocniej tupią, przechodząc od okna do okna, lekko trzaskają drzwiczkami okien. Dzięki zabytkowej tubie Marconiego z 1925 r. słychać wszystko bardzo dokładnie. Dlatego w południe nie można im przeszkadzać.
Nie lada strachu można się najeść, gdy trwa burza z piorunami, a hejnalista musi wytrwać na wieży, otworzyć okienko, nawet gdy grzmi, wieje silny wiatr i ściska mróz. Zanim zainstalowano tu klimatyzację, pod ołowianą kopułą bywało ok. 40°C. Udogodnienie w postaci pompy ciepła pozwoliło zapomnieć o noszeniu węgla. Silne wiatry poruszają wysoką wieżą - występuje odchył podobno nawet o 15 cm, w efekcie tutejsze drzwi same się otwierają i zamykają. Hejnaliści nie boją się, bo skoro wieża wiele lat przetrwała, to nic im nie grozi.
Dreszczyk wywołuje historia hejnalisty Antoniego Dołęgi, który zmarł na służbie w 1901 r. Był doświadczonym, wieloletnim trębaczem. W dniu śmierci był na wieży ze zmiennikiem, nagle upadł, podobno zawiodło serce, które przerwało melodię granego hejnału. Hejnalistę upamiętnia tablica na ścianie wieży, wykonana przez rzeźbiarza Czesława Dźwigaja.
Mimo że hejnaliści kojarzeni są głównie z grą na trąbce, to nadal przede wszystkim są strażakami i dbają o bezpieczeństwo. Michał Kołton wspomniał sytuację, w której z jednostki zadzwonili do niego strażacy, aby zapytać, czy dostrzega dym ze zgłoszonego im pożaru. Mają wszystkie wymagane przeszkolenia, raz w roku ćwiczą ewakuację z wieży z użyciem sprzętu wysokościowego. Potrafią także udzielić pomocy, gdy w drodze na wieżę turyście zrobi się słabo. Bywa, że przez okno wpadnie do nich nieproszony gość w postaci nietoperza, któremu trzeba pomóc opuścić wieżę.
Są też trochę historykami, bo interesują się dziejami miejsca, w którym pracują, dla siebie, ale i dla turystów, którzy czasem wypytują o ich pracę i wieżę. Największe wrażenie na gościach Krakowa robią… schody. Osiemnaste piętro na nogach jest nie lada wyzwaniem, ale przecież winda zepsułaby urok tego miejsca. Na szczęście hejnaliści nie wchodzą na nie co godzinę. Drugą rzeczą, która robi wrażenie, to oczywiście widoki - turyści zachwycają się panoramą miasta, ale zadowolenia nie kryją także tutejsi trębacze: - U nas w oknie w biurze mamy bardzo ładny widok - zauważa wesoło Michał Kołton.
W Polskim Radiu hejnał mariacki gości od 1927 r. Dziś dostępna jest także transmisja online hejnału granego w południe. To gratka dla miłośników krakowskiego hejnału, bo być może słuchali go stojąc na Rynku Głównym, ale nie widzieli trębacza, a teraz mogą go i słyszeć, i widzieć. Transmisja jest prowadzona na żywo, podejrzeć hejnalistę można z pięciu kamer.
W 2015 r. za rolę, jaką odgrywają w historii Polski i anteny Pierwszego Programu Polskiego Radia, strażacy-hejnaliści zostali uhonorowani Diamentowym Mikrofonem - jedną z najważniejszych nagród radiowych, przyznawaną przez Zarząd Polskiego Radia swoim najwybitniejszym pracownikom i współpracownikom.
Strażacy-hejnaliści są muzykami, którzy potrafią zagrać nie tylko hejnał - a nawet muszą mieć rozbudowany repertuar ze względu na różnorodne okoliczności, które uświetniają. Po śmierci papieża Jana Pawła II na wieży mariackiej zabrzmiała pieśń żałobna „Łzy matki”. W 75. rocznicę bitwy o Monte Cassino Krzysztof Krawczyk wykonał na trąbce utwór „Czerwone maki na Monte Cassino”. W tym samym czasie na Monte Cassino inny trębacz odegrał hejnał mariacki.
- To jest misja - uważa Krzysztof Krawczyk. - Można to odczuć, kiedy się stoi pod wieżą. Gdy ludzie czekają na Rynku, wpatrują się w wieżę. Trzeba zobaczyć, jak to przeżywają. Słuchają hejnału, klaszczą. Uwielbiam wypatrywać w tłumie dzieciaków, którym rodzic pokazuje okienko i one do nas machają. Podkreśla on, jak ważnym symbolem polskości jest hejnał dla rodaków, którzy wyemigrowali. Włączają swoim dzieciom hejnał w Polskim Radiu, uczą je języka polskiego, po latach przyjeżdżają do Krakowa i pokazują im historię swojego kraju.
16 września 2019 r. wydarzyło się coś niezwykłego. Bramą Floriańską wjechała na krakowskie Stare Miasto na koniu włoska podróżniczka Paola Giacomini. Zafascynowana legendą o krakowskim hejnale, postanowiła przywieźć z dawnych terenów imperium mongolskiego replikę słynnej strzały, która w XIII w., podczas najazdu Tatarów na Polskę, przeszyła gardło trębacza ostrzegającego mieszkańców Krakowa o niebezpieczeństwie. Rok wcześniej wyruszyła z Karakorum konno, wioząc cenny dar.
Bazylika Mariacka ma dwie charakterystycznie wieże o różnych wysokościach. Wieża północna, ta wyższa, będąca jednocześnie hejnalicą, nazywana jest także strażnicą - excubiarum. Ma 82 m wysokości (niższa ma 69 m i jest dzwonnicą). Wieńczy ją hełm z 1478 r. z iglicą otoczoną ośmioma wieżyczkami. Na szczycie wieży znajduje się korona - pierwsza wykonana została w 1628 r., a obecna - z miedzianej blachy, pokryta złotem - jest z 1666 r. i waży ok. 350 kg. Jeszcze przed końcem XIV w. na wyższej wieży umieszczony był zegar, do którego lata później dokupiono drewniane figury automatycznie poruszające się przy pełnych godzinach. Niestety XVIII w. przyniósł zniszczenia, które nie ominęły zegara - niesprawny został usunięty.
Marta Giziewicz jest redaktorką i dziennikarką, autorką powieści, pracuje w "Przeglądzie Pożarniczym" od 2020 r.