A.D. 1912 Codzienność strażacka
15 Grudnia 2022Rok 1912. Nie było Polski, ale byli polscy strażacy. W Galicji mogli swobodnie posługiwać się językiem polskim . W Królestwie Polskim zaborca dostrzegał zagrożenie w rodzącym się polskim ruchu strażackim. W Wielkopolsce, na Pomorzu i Śląsku pożarnictwem zarządzali Niemcy. Za 2 lata wybuchnie I wojna światowa. W takich okolicznościach rodził się „Przegląd Pożarniczy”, a życie codzienne strażaka miało swoje blaski i cienie.
Pierwsze próby zorganizowania polskiego pożarnictwa przypadały na drugą dekadę XX w. Podczas ogólnopolskich zjazdów strażackich kiełkowała myśl utworzenia samodzielnego związku. W sierpniu 1912 r. odbył się zjazd we Włocławku. Kilka miesięcy później ukazał się pierwszy numer „Przeglądu Pożarniczego”. Szeregowy strażak siłą rzeczy był uwikłany w tryby wielkich wydarzeń, które wkrótce zmieniły losy Europy i Polski.
Polityka
Po rewolucji 1905 r. władze rosyjskie zliberalizowały politykę społeczną wobec Polaków. Zdawały sobie sprawę z zagrożenia, jakim było funkcjonowanie umundurowanych służb grupujących osoby polskiego ducha, jednak straże pożarne były po prostu potrzebne w obszarze bezpieczeństwa. Rosjanie dążyli do obsadzania stanowisk kierowniczych osobami lojalnymi. Pozyskiwali je sobie przez nadawanie odznaczeń i wyróżnień, co nie znaczyło, że Polacy nie zajmowali wysokich stanowisk, prowadząc propolską działalność w ramach obowiązującego prawa.
Kim byli strażacy?
Odpowiedź na to pytanie podał Konstanty Wysznacki w „Przeglądzie Pożarniczym” w artykule pt. „Kto to są strażacy ochotniczy?”. Materiał pochodzi z 1931 r., jednakże informacje autor gromadził dużo wcześniej, opierając się na danych z Kasy Strażackiej. Niemal w 40% strażakami były osoby poniżej 25. roku życia. 57% stanowili mężczyźni w wieku od 25 do 50 lat. Osoby starsze stanowiły zaledwie 3%. Wśród strażaków przeważali żonaci mężczyźni - 52%. Kawalerów było 48%.
W Galicji 47,5% strażaków stanowili chłopi, 24,5% rzemieślnicy, a ok. 20% robotnicy fabryczni i robotnicy niewykwalifikowani. Ciekawe dane pochodzą z lat 20. XX w. z Zarządu Wojewódzkiego Związku Straży Pożarnych w Kielcach. Na terenie całego województwa było 306 strażaków z wyższym wykształceniem, z niepełnym wyższym - 77, średnim - 849, niepełnym średnim - 824, podstawowym - 10 012, niepełnym podstawowym - 17 785, analfabetów aż 888.
Na terenie Galicji spośród 252 osób (przełom XIX i XX w.) zakładających straże pożarne w swoich miejscowościach 40 było urzędnikami, 32 właścicielami ziemskimi lub zarządcami majątków, 31 księżmi, 31 burmistrzami, 25 lekarzami, 17 notariuszami, 17 sędziami i adwokatami, 13 aptekarzami, 11 nauczycielami, dziewięć naczelnikami gmin, sześć chłopami, pięć starostami powiatowymi, trzy inżynierami, trzy rzemieślnikami, dwie właścicielami zakładów przemysłowych, dwie kupcami, dwie organistami, a jedna leśniczym.
Sytuacja uległa niebawem zmianie. Po 1910 r. w nowo założonych jednostkach dominowali przedstawiciele rzemieślników, robotników i chłopów. Miało to związek z rozwojem nowych prądów ideowych propagowanych przez Polską Partię Socjalistyczną. Wówczas odsunęły się od straży pożarnej warstwy inteligenckie.
Finanse
Strażacy borykali się na co dzień z wysokimi kosztami działalności gaśniczej, ratowniczej i biurowej. Na przykład w miejskiej straży ogniowej w Kielcach wydatki na obsługę kancelarii wynosiły rocznie ok. 300 rubli (dzienna płaca robotnika to ok. 120 kopiejek), na konserwację i utrzymanie narzędzi ogniowych przeznaczono 150 rubli. Poważnym wydatkiem było w Kielcach opłacenie czatowników. Podobnie w Warszawie i Radomiu. Na zapomogi dla członków straży wydano w Radomiu 600 rubli, w Kielcach tylko 11 rubli. Utrzymanie koni to wydatek ok. 500 rubli. W niektórych miastach wypożyczano je do prac pociągowych, za co straż pożarna otrzymywała zapłatę. Pomimo codziennych bolączek ogół społeczeństwa i władze postrzegały działalność strażaków jako bardzo pożyteczną. Zdarzało się, że instytucje lub firmy, których majątek uratowała straż pożarna, okazywały wdzięczność, zasilając konto straży lub zamieszczając podziękowania w prasie w formie płatnych anonsów. Zakład ratyfikacji spirytusu w Kielcach przekazał straży ogniowej w 1908 r. nagrodę w wysokości 500 rubli. Mniejsze kwoty - od 15 do 40 rubli - wpłacili właściciele sklepów i małych firm. Podobnie było w innych miastach Królestwa Polskiego. Zarządy straży pożarnych zabiegały na zebraniach o werbowanie majętnych mieszczan lub włościan, przedstawicieli władz miejskich i powiatowych, a nawet wojewódzkich, którzy mogli wpływać na korzystne dla strażaków zapisy subwencji w budżetach.
Kandydat
Zarządy straży pożarnych starały się o pozyskanie osób o właściwych predyspozycjach. W Krakowie informowano kandydatów do miejskiej straży zawodowej, że strażak musi przestrzegać na co dzień dekalogu strażackiego, przez co rozumiano: szacunek do munduru, trzeźwość, czujność wraz z gotowością do poświęceń, wykazywanie się odwagą i posłuszeństwem wobec przełożonych, trzymanie porządku i dyscypliny, poczucie dumy z przynależności do organizacji, koleżeństwo, a także potrzebę społecznego działania. Strażak miał być na co dzień osobą umiejącą zachować zimną krew, z poczuciem karności i podległości służbowej.
Wstąpienie strażaka w szeregi stowarzyszenia dokonywało się na pisemną prośbę kandydata. W miejskiej zawodowej straży pożarnej w Krakowie wiek kandydata miał się mieścić w przedziale 20-40 lat. Strażak musiał być zdrowy i silny, mówić po polsku, nie mógł równocześnie pełnić służby wojskowej. Chętni do plutonu obsługującego sikawki ręczne nie mogli mieć dzieci ani żon. Kandydat podpisywał kontrakt i składał przysięgę przed prezydentem miasta. Za wykroczenia regulamin przewidywał areszt od 12 do 48 godz., karę pieniężną, degradację, a nawet wydalenie ze służby. Strażakom zawodowym w Krakowie przysługiwała bezpłatna opieka lekarska, w razie wypadku byli przenoszeni do innej służby miejskiej lub otrzymywali dożywotnią rentę.
Warunki bytowe
W Białostockiej Straży Ogniowej obowiązkiem strażaków było stałe przebywanie na posterunku. Nie stosowano systemu zmianowego. Strażacy mieszkali w jednym dużym pomieszczeniu. Wydzielono w nim miejsce na sypialnię, jadalnię i pomieszczenie wykładowe. Garderoba i rzeczy osobiste przechowywane były w drewnianych skrzyniach. Kąpiel odbywała się raz w tygodniu w łaźni miejskiej. Zarobki strażaka zawodowego kształtowały się w Białymstoku na poziomie 25 rubli - komendant, 19 rubli - wachmistrz, 18 rubli - oficer młodszy, 15 rubli - strażak szeregowy (cena chleba to wówczas 3 kopiejki). Obiady gotowano we wspólnej kuchni. Śniadania i kolacje strażak przygotowywał we własnym zakresie. W kuchni była dostępna dla wszystkich gorąca woda. Działalność oddziału zawodowego straży ogniowej finansowało miasto. A strażacy byli w większości kawalerami.
Alarm
Jeszcze pod koniec XIX w. w dużych miastach alarm ogłaszał czatownik z wysokiej wieży w remizie. Była to osoba dobrze znająca teren. Czatownik podawał dowódcy i woźnicy dokładny adres zdarzenia. W remizie wisiał na ścianie duży plan miasta. Potem, ok. 1912 r., alarmowanie straży dokonywało się przez telegraf. Dyżurny natychmiast zapalał oświetlenie w koszarach i w stajni. Otwierał drzwi garażowe, sprawdzał prawidłowe zawieszenie uprzęży przy wozach konnych. Strażacy wyznaczeni do ostrego pogotowia zakładali mundury i wybiegali do taboru, zapinali pasy, zakładali hełmy i linki, które były ułożone już wcześniej przy siedzisku. W dużych miastach straże zawodowe dysponowały systemem pożarowskazów (sieć zbliżona działaniem do telegrafu). We wsiach, gdzie nie było elektryczności, podczas alarmu wyznaczano strażaka do zapalenia pochodni. Zimą, gdy knoty pochodni były zimne i długo się zapalały, strażak używał buteleczki z benzyną i zapałek.
Tabor
Około 1912 r. w podziałach bojowych przeważały pompy ręczne zabudowane na konnych wozach czterokołowych, ponadto wozy do transportu sprzętu z ławkami dla załogi (rekwizytowe), beczkowozy, zestawy burzące i wężowe. Całość nazywano taborem. Wozy były ciężkie (o masie całkowitej około tony), nie wszystkie miały resory. Na stanie straży zawodowej pozostawało zwykle sześć koni. Konieczna była ich codzienna obsługa, czyli wyżywienie, napojenie i mycie. Tabor strażacki poruszał się galopem, tworzył kolumnę w porządku określonym regulaminem. Pierwszy wyjeżdżał wóz z pompą ręczną, za nim beczkowozy. Na ostatnim wozie wisiała lampa z ciemnoczerwonym kloszem. Trzymano odstęp na długość jednego wozu. Komendant stał na pierwszym wozie po prawej stronie. Z przodu siedział woźnica, obok strażak z sygnałówką. Instrument dęty ostrzegał osoby postronne. Niestety, dochodziło do wypadków i potrąceń pieszych. Po dotarciu do akcji rozkładano sprzęt i podłączano pompę za pomocą węży ssawnych do beczkowozów lub hydrantów, w miastach z siecią wodociągową. W przypadku dużego pożaru do pompowania wody byli wyznaczani mieszkańcy. Opornych policja doprowadzała na miejsce akcji.
Akcja
Każdy strażak miał wyznaczone zadanie (podział). Woźnica obsługiwał jednego konia, pomagał mu jeden strażak. Woźnica wyprowadzał zwierzę, narzucał chomąto, wkładał wędzidło do kółek przy uździe (część uprzęży). Pomocnik zaś równał konia i zakładał pas postronkowy na orczyk. W dużych miastach woźnica dysponował dwoma końmi i tym samym dwoma strażakami do pomocy. Układaniem linii wężowych zajmował się prądownik. W akcji brali udział ponadto: trójnikowy, hydrantowy i kontroler. Podczas gaszenia pożaru pompę obsługiwali sikawkowi. Strażak (wodny) dostarczał wodę z innego punktu czerpania niż hydrant. Konną drabinę obrotową obsługiwało czterech strażaków, drabinę drążkową (trójprzęsłową) również czterech, drabinę francuską dwóch, drabinę Szczerbowskiego dwóch lub trzech. Drużyna toporników składała się z kilku strażaków, których część mogła być zadysponowana do pomocy przy obsłudze drabiny mechanicznej. Drużynę ratowników tworzyło sześciu do ośmiu strażaków. Obsługiwali oni płótno ratunkowe, mieli podręczny sprzęt do udzielania pierwszej pomocy.
Biuro
W archiwach państwowych napotkać można zespoły akt poszczególnych jednostek jeszcze sprzed 1914 r. Korespondencję prowadzono odręcznie, dokumentację grupowano rocznikami w teczkach tekturowych. W strażach ochotniczych w dużych miastach pisano na maszynie. Zamówienia na zakup sprzętu wysyłane były w formie zapytań do kilku firm. Producenci sprzętu odpowiadali na papierze firmowym, załączając katalogi i instrukcje obsługi. Księgi rachunkowe przychodów i rozchodów prowadzono w zeszytach. Już wtedy wymagało to wiedzy z rachunkowości. Kwestionariusze osobowe gromadzono w oddzielnych teczkach. Prowadzono rejestr obecności na zbiórkach i ćwiczeniach, a także rejestry sprzętu i rejestry wyjazdów z wyszczególnieniem alarmów fałszywych. Wyjazdów było od 40 do 60 na rok. Kancelista wykonywał odręcznie tabelki. Charakterystyczne jest piękne kaligraficzne pismo.
Po 1910 r. wprowadzono formularz „Raport o pożarze”, zawierający: datę i miejsce zdarzenia, liczbę strażaków zadysponowanych do akcji, godzinę wyjazdu i przybycia, siłę wiatru, użyte narzędzia, straty materialne, kierownika akcji, osobę, która się wyróżniła, sprzęt pożyczony innym strażom, sprzęt, który uległ uszkodzeniu, wypadki z udziałem ludzi i koni. W późniejszych latach prowadzono rejestr zakupu paliwa do motopomp i samochodów.
Integracja
Korzystny wpływ na integrację strażaków miały wydarzenia okolicznościowe. Na stałe w kalendarz strażacki wpisały się koleżeńskie opłatki z okazji świąt Bożego Narodzenia. Kolędy grała orkiestra strażacka. W karnawale organizowano bale strażackie. Oprócz rodzin strażaków mogły w nich uczestniczyć osoby postronne, ale po zakupie biletu. W drugiej dekadzie XX w. odbywały się wycieczki krajoznawcze. W Królestwie Polskim popularnością cieszyły się wycieczki do stolicy, Kazimierza nad Wisłą, Ojcowa i okolic. Kolejnym aspektem integracyjnym były wydarzenia o charakterze kulturalno-oświatowym (odczyty, prelekcje, wieczornice). Przy organizacji tego typu wydarzeń współpracowały nierzadko strażackie pokolenia - ojciec, syn i bracia.
Do współpracy angażowały się kobiety - żony strażaków. Służyły radą i wsparciem. Udzielały się w kółkach teatralnych i chórach. Właśnie w tym okresie, w latach 1910-1912, kobiety na fali ruchu emancypacyjnego zaczęły szukać swojego miejsca w organizacjach strażackich, co skutkowało zakładaniem drużyn żeńskich. Oficjalny projekt w tej sprawie zgłoszono na zjeździe straży pożarnych we Włocławku w 1912 r.
Górny Śląsk
Tylko Katowice i Królewska Huta (obecnie Chorzów) miały miejskie zawodowe straże pożarne. Wszyscy członkowie straży zawodowej w Katowicach byli na etatach miejskich, pracowali na terenie jednostki 8 godz. dziennie (na trzy zmiany). Etaty i sprzęt finansowano z budżetu miasta. Służbę pełniło w jednostce 10 strażaków. W razie pożaru alarmowano 20 strażaków straży rezerwowej (pracownicy sąsiedniej gazowni miejskiej) oraz ok. 40 strażaków z miejskiej OSP. Zawodową Straż Pożarną w Królewskiej Hucie tworzyły: Oddział I (dowódca, czterech starszych strażaków i 12 strażaków), Oddział II (23 strażaków - pracownicy magistratu, odpowiednio przeszkoleni i umundurowani). Strażacy z Oddziału I zatrudnieni byli w warsztatach na terenie jednostki. Do ich obowiązków należała konserwacja sprzętu, naprawa wozów konnych, montaż instalacji telefonicznych, obsługa centralki telefonicznej w ratuszu.
W zarządach straży ochotniczych zasiadali zdeklarowani Niemcy. Członkami szeregowymi byli autochtoni, nierzadko polskiego ducha. Strażak ochotnik uczestniczył w regularnych zbiórkach i ćwiczeniach. Nie otrzymywał za to pieniędzy. Na tzw. Śląsku Zielonym (Pszczyna, Rybnik, Mikołów) w większości istniały ochotnicze straże pożarne we wsiach i miasteczkach.
W zakładowych strażach pożarnych
W kopalniach, hutach i fabrykach działały zakładowe straże pożarne zawodowe lub ochotnicze ze stałym pogotowiem. Należały do najlepiej wyposażonych. Przykładowo w założonej w 1912 r. w Nikiszowcu (obecnie dzielnica Katowic) zakładowej straży pożarnej koncernu Giesche strażak był na etacie robotnika (huty lub kopalni). Każdy miał na własność kompletne umundurowanie. W razie alarmu odstępował od miejsca pracy i uczestniczył w akcji. Gdy trwała dłużej, otrzymywał dodatek do pensum - do 10% miesięcznych poborów. Strażacy byli zobowiązani do regularnych ćwiczeń na terenie zakładu. W umowie o pracę znajdowała się adnotacja, że w przypadku pożaru lub innego zdarzenia mają obowiązek wyjazdu do innego miasta lub dzielnicy. Życie strażaka w dużym i średnim mieście było zdominowane przez pracę, nierzadko trwającą 10 godz. dziennie. Miejsce zamieszkania stanowił familok, czyli dom wielorodzinny ulokowany przy zakładzie. Należy pamiętać, że w zarządach wszystkich rodzajów straży pożarnych na Śląsku zasiadli Niemcy. Była to inteligencja techniczna - inżynierowie i majstrowie. Członkami szeregowymi byli autochtoni o indyferentnym poczuciu narodowościowym.
Zagłębie Dąbrowskie
Ciekawa sytuacja panowała w 1912 r. w Zagłębiu Dąbrowskim. Do wybuchu I wojny światowej ochronę przeciwpożarową na terenie uprzemysłowionym prowadziły zakładowe straże pożarne. Własność zakładów stanowił kapitał niemiecki, w zarządach straży pożarnych zasiadali Polacy, rzadziej Rosjanie. Umundurowanie i dystynkcje były rosyjskie, członkami szeregowymi byli Polacy. Korespondencję kancelaryjną prowadzono w języku rosyjskim lub niemieckim. Na co dzień strażak szeregowy był robotnikiem, rzemieślnikiem lub kupcem. Pomimo styczności ze sobą kilku narodowości nie dochodziło do zatargów na tym tle.
Śląsk Cieszyński
W 1912 r. region ten przynależał do Austro-Węgier. Funkcjonowały tam straże ochotnicze, w większości niemieckie lub czeskie. Inicjatorem powoływania jednostek polskich był Klemens Matusiak - na co dzień nauczyciel w szkole powszechnej we wsi Trzanowice, która po 1920 r. znalazła się na Zaolziu w Czechach. W zarządach polskich straży pożarnych na Śląsku Cieszyńskim przeważali nauczyciele. Za służbę strażacką nie otrzymywali wynagrodzenia.
W Księstwie Cieszyńskim dochodziło do kuriozalnych sytuacji, kiedy jednostki czeskie rywalizowały z polskimi pod względem czasu dotarcia do zdarzenia. Wymagało to regularnych ćwiczeń oraz codziennej dbałości o sprzęt. Klemens Matusiak wspomina, że około 1910 r. straż pożarna, która zdecydowała się wprowadzić polskie emblematy i komendę, otrzymywała niższe subwencje od niemieckiego Związku Krajowego w Opawie. W szeregach tamtejszych OSP przeważali rolnicy i drobni rzemieślnicy.
Edukacja
Strażacy - przedstawiciele lokalnej inteligencji dbali o edukację. Inicjatywą taką wykazał się Stanisław Kruszewski, naczelnik OSP Wymyślin (dziś woj. kujawsko-pomorskie). Był z zawodu nauczycielem. W 1895 r. założył Oświatę Dorosłych - formę dokształcania miejscowej ludności. Raz w tygodniu uczył niepiśmiennych druhów czytania, pisania i rachunków. Lekcje odbywały się oficjalnie w języku rosyjskim, a nieoficjalnie Kruszewski uczył języka polskiego. Inny członek zarządu OSP, ziemianin Feliks Flato, podarował Kruszewskiemu księgozbiór, który stał się zasobem założonej potem Czytelni Ludowej. Podobna czytelnia powstała przy OSP Rypin, z inicjatywy Władysława Cholewińskiego - lekarza i członka OSP. Po 1905 r. prowadzono w niej tajne nauczanie w języku polskim. Za tę działalność Cholewiński został uwięziony w twierdzy Modlin. Do powstających bibliotek strażackich starano się sprowadzać prasę strażacką. Założony w 1912 r. i mający ogólnopolski charakter „Przegląd Pożarniczy” świetnie się do tego nadawał. Polskiej prasy pożarniczej było jak na lekarstwo. Lokalny charakter miał galicyjski „Przewodnik Pożarniczy” pod redakcją Antoniego Szczerbowskiego i warszawski „Strażak” pod redakcją Emila i Leopolda Szyller-Rackich. Rozkwit polskich tytułów strażackich przypadnie dopiero na międzywojnie.
Literatura dostępna u autora
Dariusz Falecki jest naczelnikiem Wydziału Naukowo-Oświatowego w CMP w Mysłowicach