• Tłumacz języka migowego
Warsztat ratownika Marek Wyrozębski

Wszystko może być pułapką

22 Marca 2017

Wiele zdarzeń jest do siebie dość podobnych, mimo to w ratownictwie trudno o nudę, bo życie zawsze ma w zanadrzu coś zaskakującego.

Z takimi niecodziennymi przypadkami straż pożarna mierzy się, gdy musi uwolnić osoby w jakiś sposób unieruchomione, np. zakleszczone czy przyciśnięte. Pułapką okazują się przedmioty domowego użytku, czasem maszyny, urządzenia mechaniczne, a także nietypowe konstrukcje. Wiele przypadków to tzw. drobne uwięzienia, ale gros stanowią poważne sytuacje, nierzadko kończące się tragicznie. Statystycznie co roku mamy w Polsce nawet 100 nietypowych zdarzeń, przy których strażacy kogoś uwalniają. Co wyróżnia je pośród innych? Wymuszają precyzyjne, spokojne działania. Jeśli doszło do uwięźnięcia w jakimś mechanizmie, konieczne będzie rozpracowanie jego konstrukcji, stworzenie koncepcji wydobycia - jednego schematu nie ma. Bardzo często poszkodowanymi są dzieci, co powoduje dodatkowe obciążenie psychiczne ratowników. Przyjrzyjmy się zatem, z jakimi problemami musimy się mierzyć.

Najwięcej wypadków w domu

Chociaż dom to miejsce, w którym czujemy się najbezpieczniej, to w nim dochodzi do największej liczby wypadków.

Jednym z najpopularniejszych przypadków uwięzień, jakie znają strażacy, jest zakleszczenie palców w sitku w zlewie lub wannie. Ściśnięty palec szybko puchnie, co uniemożliwia jego wyjęcie przez ciasny otwór. Czasem poszkodowani wpadają w panikę i szarpiąc się, odnoszą dodatkowe urazy i krwawienia. W kwietniu 2014 r. w Krośnie strażacy dostali wezwanie do takiego zdarzenia - nieszczęśnikiem okazał się dwuletni chłopiec, którego rodzice kąpali w wannie. Ze względu na utrudniony dostęp do mocowania sitka i braku możliwości wykręcenia go z zewnątrz (wystraszone dziecko nie współpracowało) strażacy musieli poszukać innego rozwiązania. Nawiercili otwory w wannie, a następnie wycięli piłą do metalu cały jej kawałek wraz z sitkiem. Dzięki temu uzyskali dostęp do syfonu i odkręcili sitko z rączką dziecka od reszty wanny. Chłopiec został następnie przetransportowany do szpitala, w którym personel poradził sobie z cienką blachą i uwolnił malucha.

O tym, że zwykłe domowe przedmioty mogą wpędzić w tarapaty, przekonał się również mieszkaniec Fuqing City w Chinach w maju 2016 r. Coś utknęło w bębnie pralki, więc chcąc ją naprawić, wsadził głowę do środka. Jak później tłumaczył, spodziewał się, że skoro głowa łatwo weszła w otwór, to równie łatwo ją wyjmie. Nad słusznością swojego rozumowania zastanawiał przez niespełna godzinę, bo tyle trwała akcja ratownicza w jego mieszkaniu. Strażacy za pomocą piły tarczowej rozcięli korpus maszyny, a następnie zrobili to samo z samym bębnem za pomocą nożyc. Uwolniony mężczyzna nie odniósł żadnych obrażeń.

Przeglądając w internecie zdjęcia pod hasłem „stuck” (uwięziony, utknął), zobaczymy galerię domowych uwięzień: głowę zablokowaną pomiędzy prętami krzesła czy poręczy schodów, palec uwięziony w garnku (jak u mieszkanki Białogardu, 2016 ) lub fotelu obrotowym (jak u trzyletniego chłopca z Nowego Miasta Lubawskiego, 2010). Kłopot może sprawić również plastikowy bidon. Przekonał się o tym dziewięcioletni chłopiec z Teksasu ze Stanów Zjednoczonych (2016), który podczas picia zassał powietrze z pojemnika. Podciśnienie wciągnęło język do środka, co spowodowało jego spuchnięcie. Dziecku próbowali pomóc pracownicy szkoły, ucinając pojemnik w połowie. Ostatecznie do uwolnienia doszło w szpitalu. Chłopiec spędził tam jeszcze cztery dni, zanim doszedł do siebie.

Bardzo częsty przypadek to usuwanie biżuterii ze spuchniętych dłoni. Warto wiedzieć, że istnieje wiele sposobów, jak tego dokonać: od użycia smarów i olejów, po przecięcie piłą jubilerską albo skorzystanie z triku z tasiemką [1].

Dzieci - typowe ofiary uwięzień

Najczęstszymi poszkodowanymi w uwięzieniach są dzieci. Im młodsze, tym mniej mają zahamowań, strachu przed konsekwencjami albo bólem. Do tego dochodzi duża ruchliwość i chęć poznawania świata, a także drobna budowa, miękkie kości i chrząstki pozwalające na więcej niż dorosłym.

W 2014 r. w USA półtoraroczny malec, spuszczony na chwilę z oka w sklepie, podszedł do automatu z zabawkami (tzw. claw crane, z mechaniczną łapą do chwytania maskotek). Chłopiec przecisnął się przez otwór wylotowy o średnicy 22 cm i wszedł do środka maszyny. Bawiąc się wśród maskotek, spoglądał zza szyby na swoją osłupiałą babcię. Przebywanie wewnątrz maszyny nie stanowiło szczególnego zagrożenia, została jednak wezwana straż pożarna i właściciel automatu. Chłopca wyciągnięto, otwierając przednie szklane drzwiczki kluczem. Jak można się zorientować po liczbie zdjęć w internecie, sytuacje tego typu zdarzają się w USA notorycznie.

W tym przypadku było więcej śmiechu niż kłopotu. Nie jest to jednak typowy obraz na miejscu działań. W poważniejszych wypadkach sam fakt udzielania pomocy małemu dziecku potęguje stres ratowników. Nie pomaga narastające zdenerwowanie rodziców i presja gapiów. Wszystko to stanowi duże obciążenie psychiczne, i to niezależnie od rzeczywistego wymiaru zagrożenia czy cierpienia dziecka. U kilkulatka nawet lekki ból może wywołać histerię, nie mówiąc o samym zamieszaniu, jakie wokół niego powstaje.

W przypadku najmłodszych poszkodowanych zdarza się, że ich opiekunowie sami przyjeżdżają z dzieckiem do placówki ratowniczej. Tak było właśnie w miejscowości Cybinka w woj. lubuskim w 2016 r. Do stacji pogotowia ratunkowego przyjechała matka z dzieckiem, którego ręka uwięzła w elektrycznej maszynce do szatkowania warzyw. Wezwani do pomocy strażacy zastali dziecko już po podaniu środków farmakologicznych. Mając odpowiedni sprzęt (m.in. szlifierkę kątową, brzeszczot i nożyce do cięcia metalu), rozcięli i rozgięli elementy maszynki. Zespół pogotowia ratunkowego zaopatrzył poranioną rączkę, po czym przewiózł dziecko do szpitala. W tym przypadku poszkodowanego uwolniono na miejscu działań, ale nie zawsze jest to możliwe.

W marcu 2016 r. wezwanie do pomocy pogotowiu ratunkowemu otrzymał jeden z warszawskich zastępów PSP. Okazało się, że zdarzenie dotyczy prawie dwuletniego dziecka, którego rączka została wciągnięta przez sokowirówkę. Kończyna dziecka boleśnie się wykręciła i zablokowała w plastikowej przystawce, nie stwierdzono jednak krwawiących ran. Strażacy podjęli próbę wyciągnięcia ręki dziecka już na miejscu. Z uwagi na jego stan (dziecko było przytomne i krzyczało) lekarz zdecydował się jednak na natychmiastowy transport do szpitala, by tam dokończyć działania. Stanowisko kierowania komendanta miejskiego bezzwłocznie przekierowało siły PSP prosto do szpitala dziecięcego przy ul. Kopernika. Ratownicy zostali uprzedzeni o charakterze zdarzenia, więc przed wyjazdem zabrali ze sobą niezbędny sprzęt. W izbie przyjęć zastali krzyczącego z bólu chłopca, będącego pod opieką lekarzy. Wszelkie działania musiały zostać wstrzymane do czasu przybycia anestezjologa. Dopiero po uśpieniu dziecka strażacy mogli przystąpić do pracy. Korzystając z zestawu wielofunkcyjnych narzędzi wysokoobrotowych (przecinarek), rozcięli obudowę sokowirówki i uwolnili połamaną rączkę.

W grudniu 2015 r. do SK KM PSP w Warszawie wpłynęło niecodzienne zgłoszenie z Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Dyspozytor LPR poinformował, że z Grójca transportowane jest małe dziecko z rączką w maszynce do mielenia mięsa. Kończyna została wciągnięta do środka przez mechanizm. Ratownicy medyczni poprosili strażaków o pomoc, bo sami nie mieli odpowiednich narzędzi do przecięcia 6 mm blachy maszynki. Gdy pierwsze siły z JRG 5 przybyły do szpitala dziecięcego przy ul. Niekłańskiej, KDR po szczegółowym rozpoznaniu sytuacji zadysponował dodatkowe zastępy, wyposażone w narzędzia do precyzyjnego cięcia. Przy ścisłej współpracy z pracownikami szpitala, którzy monitorowali stan 18-miesięcznego pacjenta, ratownicy przystąpili do działań. Metalowy korpus maszynki był wielokrotnie nacinany szlifierkami kątowymi i przecinarkami, szczególnie narzędziami ze zmienną prędkością obrotową tarczy (miniszlifierki), a także rozginany za pomocą narzędzi. Aby nie dopuścić do nagrzania elementów, korpus chłodzono wodą fizjologiczną.Chłopca okryto kocem, osłaniając go przed opiłkami. Akcja trwała prawie dwie godziny, ale zakończyła się uwolnieniem poranionej rączki.

Wiele przykładów tego, jak łatwo dzieci wpadają w kłopoty, pochodzi z Chin. Tylko w ciągu jednego tygodnia lipca w 2013 r. zdarzyło się w tym kraju 100 przypadków, w których dzieci utknęły w okratowaniu okien. Co gorsza, wiele z nich dotyczyło malutkich dzieci. Kraty zatrzymały głowę, podczas gdy całe ciało prześlizgiwało się w dół. Działania w takich przypadkach opierały się przede wszystkim ma zabezpieczeniu dziecka przed upadkiem (często ktoś wchodził na elewację i podtrzymywał dziecko swoim ciałem lub zawijano je w koc, by odciążyć głowę). Następnie wycinano kraty narzędziami hydraulicznymi.

Różne sytuacje z udziałem dzieci pokazują, do jak nietypowych zdarzeń może dojść. W Opolu (2014) dziecko zakleszczyło się w drabince na placu zabaw. W jednym z łódzkich domów handlowych małej dziewczynce utknęła noga w samochodzie elektrycznym (2014), zaś w Warszawie (2011) sześciolatek zaklinował się między ścianami dwóch blaszanych garaży. W Międzyzdrojach trzylatek podczas zabawy wsadził głowę w otwór pokrywy kuwety dla kota (2012), a w Komornikach w woj. wielkopolskim (2015) dziecko weszło w niezabezpieczoną rurę kanalizacyjną składowaną na placu zabaw. W 2014 r. w Gdańsku strażacy uwalniali trzyletnią dziewczynkę, której dłoń została zablokowana przez zapadkę automatu do zabawek. W JRG 3 mieliśmy przypadek małego dziecka (ok. 4 lat), które włożyło głowę w plastikową nakładkę na sedes (2015). Fantazja dzieci nie zna granic.

Wypadki chodzą po dorosłych

Okazuje się jednak, że podobne przypadki nie omijają dorosłych. W woj. śląskim pracownica jednego z biur zakleszczyła palec w niszczarce do papieru. Udało się go uwolnić za pomocą narzędzi warsztatowych. W styczniu 2016 r. podlascy strażacy oswobadzali mężczyznę, który próbował włamać się do pustostanu przez okno, a zaklinował się między kratami. W Świdniku w lipcu 2014 r. mężczyzna, myszkując w kontenerze na odpady, wsadził głowę w okrągły otwór pojemnika. Strażacy, korzystając z hooligana z (końcówką do cięcia), rozcięli poszycie z włókna szklanego w śmietniku. Obyło się bez obrażeń.

Podobne zdarzenie miało miejsce w 2015 r., tym razem jednak przyniosło tragiczne skutki. Wczesnym czerwcowym rankiem poznańscy strażacy zostali wezwani do osoby uwięzionej w kontenerze na odzież. Jej ręce i głowa utknęły w klapie kontenera, a ciało zwisało, nie dotykając podłoża. Ratownicy stwierdzili brak czynności życiowych i natychmiast podjęli próbę wyciągnięcia poszkodowanego. Blaszaną konstrukcję rozcięli używając piły do stali i betonu oraz narzędzi hydraulicznych. Lekarz niestety stwierdził zgon.

Szczególnym przypadkiem uwięzień dorosłych są zdarzenia z udziałem dużych maszyn przemysłowych i rolniczych. Dochodzi do nich często przez nieuwagę lub ignorowanie zasad bhp. W styczniu 2016 r. w Grajewie w jednym z zakładów produkcyjnych doszło do wypadku. Zginęło dwóch pracowników. Mężczyźni podczas nocnej zmiany próbowali udrożnić pionowy, liczący 50 m taśmociąg maszyny transportującej fragmenty drewna (kubełkowy przenośnik). Z nieznanych przyczyn maszyna włączyła się, mężczyźni zostali pochwyceni przez taśmę napędową i wciągnięci do środka. KDR już na wstępie ocenił, że dotarcie do poszkodowanych będzie bardzo skomplikowane i z pewnością potrwa kilka godzin. Działania utrudniała niska temperatura i pora nocna. Kluczowa w takich sytuacjach jest zawsze współpraca z kierownictwem i specjalistami z zakładu, którą natychmiast nawiązano. Zapadła decyzja o rozmontowaniu przenośnika. Za pomocą pilarek do stali i betonu strażacy wykonali otwór do wnętrza. Następnie należało rozciąć piłą łańcuchową pas transmisyjny. Wcześniej jednak zadbano o wszelkie zabezpieczenia konstrukcji i elementów maszyny, by przecięty pas nie zsunął się na ratowników. Prace te wspierała Specjalistyczna Grupa Ratownictwa Technicznego Białystok. Jak się spodziewano, szanse poszkodowanych na przeżycie były minimalne. Akcja trwała prawie osiem godzin.

Do równie tragicznego zdarzenia doszło w Opatówku w woj. wielkopolskim w 2010 r. Tym razem przyczyną była maszyna rolnicza - rozrzutnik obornika podłączony do ciągnika. Strażacy zastali poszkodowanego bez czynności życiowych, owiniętego na wałku przekazu mocy. Lekarz stwierdził zgon, a policja wraz z prokuratorem przeprowadzili czynności dochodzeniowe. Następnie za pomocą narzędzi hydraulicznych i szlifierki kątowej odcięto wałek i uwolniono ciało.

Uwalnianie krok po kroku

Wymienione wcześniej zdarzenia pokazują ogromną różnorodność sytuacji. Prześledźmy po kolei etapy działań przy poważniejszych uwięzieniach:

przygotowanie: jeśli to możliwe, warto przygotować się jeszcze przed wyjazdem z jednostki i zabrać ze sobą dużo narzędzi, również te, które niekoniecznie wozimy na co dzień. Często okazuje się, że do działań nie są nam potrzebne duże siły ratownicze, ale właśnie środki - konkretny sprzęt, narzędzia. Gotowy zestaw można wykonać zawczasu;

rozpoznanie: po dojeździe na miejsce należy wykonać standardowe rozpoznanie, uwzględniające bezpieczeństwo ratowników, poszkodowanych i osób postronnych. Ważne jest odłączenie od zasilania wszystkich urządzeń, które doprowadziły do powstania zagrożenia - tak, by zła sytuacja jeszcze się nie pogorszyła.

stan poszkodowanego: równorzędnym zadaniem będzie sprawdzenie ogólnego stanu poszkodowanego i stopnia jego uwięzienia. Jeśli dojście do poszkodowanego jest utrudnione, warto rozważyć wykonanie dostępu (pierwszych cięć, rozbiórek, demontażu), tak by możliwe było badanie ABC i wstępne urazowe, a także opatrzenie urazów (np. założenie stazy taktycznej na kikut). Swobodny dostęp bardzo przyda się ratownikom pogotowia ratunkowego, z którymi należy utrzymać ścisłą współpracę;

usunięcie osób postronnych: przy wszystkich tego typu działaniach warto przyjąć zasadę znaną z wypadków komunikacyjnych, tj. wyznaczyć umowną strefę czerwoną (tylko ratownicy bezpośrednio zaangażowani w działania) i żółtą (w której mogą poruszać się tylko służby ratownicze). Poprawi to organizację i komfort pracy ratowników. Naturalnym wyjątkiem będzie wprowadzenie rodziców blisko uwięzionych dzieci;

opracowanie koncepcji: to może być najtrudniejszy element akcji. Ma na niego wpływ złożoność działań i kwestia uzgodnienia planu z członkami ekipy ratowniczej. Jeśli stan poszkodowanego na to pozwala, warto przemyśleć nie jedną, ale dwie koncepcje (jedną awaryjną). Demontaż urządzenia możemy zwykle wykonać na kilka sposobów: przez rozkręcenie elementów lub przez działania niszczące (cięcie, rozrywanie). Podczas ustaleń należy więc przyjąć naczelną zasadę: każdy z ratowników może zaproponować rozwiązanie, ale mówi tylko jedna osoba jednocześnie. Nie można pozwolić na prowadzenie chaotycznych dyskusji na miejscu zdarzenia, a do takich czasem dochodzi. Z drugiej strony KDR nie powinien też narzucać jedynej słusznej koncepcji bez wysłuchania innych - są to zdarzenia niestandardowe i wymagają spojrzenia z wielu stron. W przypadku uwięzień w zakładach przemysłowych do takich rozmów należy zawsze zaprosić inżynierów i techników (specjalistów) z miejsca zdarzenia. Dobrze jest również skonsultować się z obecnym na miejscu zespołem ratownictwa medycznego. Ostatecznie o wyborze metody i narzędzi decyduje KDR, który bierze też za to odpowiedzialność;

realizacja koncepcji: kiedy plan jest już określony, praca pójdzie sprawnie, trzeba być jednak przygotowanym na niespodzianki i utrudnienia (stąd plan awaryjny). Podczas działań nie wolno zapominać o zabezpieczeniu ratowników (np. jeśli prace prowadzone są na wysokości), a także dobrym oświetleniu działań (noc, brak światła), osłonięciu poszkodowanego przed opiłkami i odłamkami, zapewnieniu mu dopływu świeżego powietrza oraz o sprawnej łączności między ratownikami.

Przy planowaniu ważny jest również dobór narzędzi. Czasem wystarczą te najprostsze. Dowiodło tego zdarzenie w Rosji, kiedy to ośmioletni chłopiec schował się w metalowej bańce na mleko. Strażacy początkowo próbowali pociąć blachę narzędziami hydraulicznymi, jednak praca ostrzy groziła poranieniem ciała chłopca. Skuteczniejszy okazał się zapomniany u nas siekierołom. Korzystając z jego końcówki do cięcia, na zasadzie dźwigni, kawałek po kawałku, jak konserwę, przecięli całą bańkę od góry do dołu, a następnie w bok, by odciąć dno i uwolnić chłopca.

Czasem uwolnienie nie wymaga skomplikowanych technik. Pokazał to niegroźny przypadek kilkuletniego chłopca z Nowego Jorku, który wsadził głowę między pręty oparcia krzesła. Rodzice próbowali mu pomóc - cofnąć głowę, wygiąć pręty, ułożyć inaczej krzesło, bez skutku. Dopiero po kilku minutach zamieszania ktoś wpadł na pomysł, żeby spróbował przecisnąć tą samą drogą resztę ciała. Barki i rączki bez trudu przeszły przez otwór i chłopiec był wolny.

***

Zdarzenia z uwięzieniami to niezwykle ciekawe przypadki. Ludzie zgłaszają się do jednostek ratowniczych, bo zostali „uwięzieni” przez obrączki, a policjanci przyprowadzają aresztantów, którym zacięły się kajdanki. Zastępy jeżdżą, by pomagać przy wypadkach w zakładach i fabrykach, a także do osób nadzianych na płoty i pręty. Strażacy muszą być gotowi na wszystko, bo wszystko może być pułapką.

kpt. Marek Wyrozębski jest dowódcą zmiany w JRG 3 w Warszawie
Dziękuję panu mł. bryg. Robertowi Mazurowi z KCKRiOL za pomoc w pozyskaniu materiałów, a także autorom zdjęć za udostępnienie ich do artykułu. 

[1] Przykładowy film o tej metodzie: https://youtu.be/7aYgJT1W38M

Wszystko może być pułapką

Zdj.1 Przykładowy zestaw narzędzi do uwalniania. Ich duża liczba i różnorodność poszerza zakres naszych możliwości i dobór optymalnych technik. Narzędzia mechaniczne pracują szybko, ale agresywnie - szarpią, nagrzewają cięty materiał, wywołują drgania, te ręczne - dużo wolniej, ale spokojniej. Autor. Marek Wyrozębski
Zdj.2 Osoba nadziana na metalowy płot na warszawskim Mokotowie (2016). Rany zaopatrzone przez zespół PRM, ratownicy wycinali pręty przy pomocy narzędzi hydraulicznych. Poszkodowany pojechał do szpitala z kawałkiem płotu w nodze. Autor. Marek Wyrozębski
Zdj.3 Ćwiczenia w JRG3 w uwalnianiu ręki z maszynki do mięsa (w założeniu - elektrycznej). Na zdjęciu pokazane optymalną kolejność cięć - 1.ukośne w celu odcięcia śruby od napędu, 2. Przecięcie korpusu w celu wyjęcia śruby i kończyny. Płytkie nacięcia warto wykonać dużą piłą, ale dokończyć narzędziem precyzyjnym. Autor. Marek Wyrozębski
Zdj.4 Przecinanie za ciasnej biżuterii. Osoba zgłosiła się do JRG w Nowy 2015 Rok. Autor. Łukasz Moskwa
Zdj.5 Szpital Dziecięcy przy. ul. Mickiewicza, Warszawa. Uwalnianie ręki małego chłopca z sokowirówki. Autor. Michał Konopka
Zdj.6 Szpital dziecięcy przy ul. Niekłańskiej, Warszawa. Uwalnianie dziecka z maszynki do mielenia mięsa. Autor. Kazimierz Rybak

marzec 2017

Marek Wyrozębski Marek Wyrozębski

mł bryg. Marek Wyrozębski jest dowódcą zmiany w JRG 3 Warszawa

do góry