Współpraca i edukacja
10 Września 2021O wyzwaniach, które czekają strażaka w świecie mediów, trudnych początkach, ważnych aspektach kontaktów z dziennikarzami, współpracy z oficerami prasowymi PSP w rozmowie z bryg. Krzysztofem Batorskim, rzecznikiem prasowym komendanta głównego PSP.
Ma pan za sobą 24 lata służby w PSP - w różnych jednostkach organizacyjnych, na różnych stanowiskach wymagających odmiennych kompetencji. Jaka była pana droga do funkcji rzecznika i jakie umiejętności, które zdobył pan na niej, pomagają teraz w pracy?
Cała moja droga zawodowa miała wpływ na to, że mogę pełnić tę funkcję, choć oczywiście wciąż muszę się doskonalić i uczyć. 12 lat spędziłem w podziale bojowym w KP PSP w Tomaszowie Mazowieckim - wówczas najlepiej się sprawdzałem i najlepiej czułem jako ratownik medyczny (bo wcześniej zdobyłem takie wykształcenie), udzielając pomocy np. podczas wypadków komunikacyjnych. Pracowałem też w stanowisku kierowania, w wydziale prewencji, Ośrodku Szkolenia KW PSP w Łodzi zs. w Sieradzu. W tomaszowskiej komendzie przez pewien czas pełniłem funkcję zastępcy rzecznika prasowego Marcina Dulasa - był to, można powiedzieć, mój pierwszy mistrz, uczył mnie przekazu informacji do mediów. Doświadczenia tych lat miały kolosalny wpływ na moją obecną pracę. Wiem, jak przekazać informacje dotyczące sytuacji pożarowych czy miejscowych zagrożeń, wiem, o czym mówię, znam ten chleb.
Koniec końców trafiłem do Komendy Głównej PSP, pod skrzydła mojego największego mistrza i mentora - Pawła Frątczaka. To on wprowadził mnie w arkana tego zawodu - pomógł nawiązać kontakty z dziennikarzami, wskazał właściwy sposób wypowiadania się. Do tej pory mogę liczyć na jego wsparcie i dobre rady.
Jest pan rzecznikiem prasowym od 27 lutego 2020 r. To tylko półtora roku, ale trudne i obfitujące w wiele wyzwań. Pandemia, kryzys w SGSP, pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym, misja w Libanie. Które z sytuacji związanych z tymi wydarzeniami były najtrudniejsze?
Początek mojej pracy na stanowisku rzecznika prasowego przypadł na trudny czas. Doszło do sytuacji kryzysowej w SGSP w związku z zachorowaniami podchorążych. Dynamika przekazu informacji była duża. Niektóre media próbowały wykazywać błędy w zarządzaniu szkołą, trzeba było rzetelnie przedstawić to, co się faktycznie działo. Niestety, w kontakcie z mediami zawsze istnieje ryzyko, że wypowiedź zostanie zniekształcona - i dlatego trzeba zachować ostrożność przy przekazywaniu informacji.
Na pewno tamte chwile były dla mnie trudne. Byłem świeżo upieczonym rzecznikiem komendanta głównego PSP, nie miałem też wtedy takiego wsparcia jak teraz - moich wspaniałych współpracowników z zespołu prasowego.
Jaką miał pan wizję pracy rzecznika, kiedy zaczynał pan pełnić obowiązki na tym stanowisku? W jaki sposób chciał je pan realizować, a jak zweryfikowały to realia?
Staram się dobrze reprezentować komendanta głównego PSP, ale też dbać o dobry wizerunek całej formacji. Przede wszystkim jednak wychodzę z założenia, że twarzą i najważniejszym wyrazicielem tendencji, które realizuje straż pożarna, jest komendant główny. Rzecznik prasowy nie może wobec tego gwiazdorzyć, przesłaniać swojego szefa, musi potrafić wejść w cień.
Jest jeszcze drugi aspekt tej pracy. Mam w sobie ducha pedagogicznego, ważna jest dla mnie edukacja. Mówiąc na przykład o naszych działaniach związanych z gwałtownymi zjawiskami pogodowymi, staram się przemycić wątki edukacyjne, mówić, jak powinniśmy się zachować w obliczu zagrożenia, np. w czasie burzy. Niestety, tragedie się zdarzają, dochodzi do dużych pożarów czy innych zdarzeń - przy okazji ich komentowania mogę przekazać nieco cennych zaleceń i ostrzeżeń.
Czy pamięta pan konkretne sytuacje - szczególnie trudne czy wymagające, takie, które wiele pana nauczyły?
Dużą nauczką jest to, żeby wcześniej doprecyzować z dziennikarzem, który umawia się z nami na spotkanie, o czym tak naprawdę mamy rozmawiać. Czasem padają bowiem pytania w ogóle niezwiązane z planowanym tematem rozmowy. Jeśli nie znam na nie odpowiedzi, to przyznanie się do niewiedzy byłoby najgorszym, co mógłbym zrobić. Dlatego trzeba umieć wybrnąć z takiej sytuacji, ominąć daną kwestię. Na przykład jeśli dziennikarz pyta, ile środków finansowych przeznaczono na zakup danego sprzętu, a ja w tej chwili nie mam wiedzy na ten temat i nie jestem w stanie tego ustalić, muszę operować bardziej ogólnymi określeniami, które nie są żadnym przekłamaniem.
To podstawowa kwestia - nie wolno mijać się z prawdą, ale też spekulować. W przekazie medialnym jako rzecznicy czy oficerowie prasowi przekazujmy fakty, a nie swoje opinie, np. „niefrasobliwość ludzi mieszkających w budynku spowodowała pożar” czy „doszło do wypadku, zatrzymano sprawcę, był pod wpływem alkoholu”. My możemy powiedzieć, że „praca strażaków była trudna, musieli rozcinać konstrukcję pojazdu, stworzyć dostęp do ofiar i udzielić im pomocy” - i to jest rzetelny przekaz. Nie wolno nam oceniać, nie znamy wszystkich okoliczności zdarzenia, tym bardziej że wiele aspektów analizują inne służby, np. policja.
Sytuacje stresujące zdarzają także wtedy, gdy dużo się dzieje, mamy wiele interwencji w ciągu doby, a stacje telewizyjne ustawiają się w kolejce, żeby nagrać materiał. Przygotowuję sobie godzinowy plan według kolejności zgłoszenia, ale niektórym dziennikarzom tak bardzo się spieszy, że np. próbują się ze mną połączyć wcześniej i kiedy się to nie udaje, mają żal. Trwa wyścig o informacje, ale ja muszę traktować wszystkie stacje telewizyjne czy radiowe równo, według kolejności zgłoszenia.
Zdarzyło mi się też, że komentowałem na bieżąco sytuację po wybuchu w garażach podziemnych w Londynie. Nie miałem żadnych danych z tego miejsca, ale na prośbę dziennikarza jednej ze stacji telewizyjnych mówiłem, co robią strażacy, jak rozwija się sytuacja. Jak wspominałem, zawsze mam w głowie wszystkie informacje dotyczące zdarzenia, o którym chcę mówić, więc komentowanie na bieżąco tego, co widzę, bez danych o pożarze, było stresujące.
Jako rzecznik prasowy komendanta głównego PSP współpracuje pan w szerokim zakresie zarówno ze swoimi odpowiednikami w innych formacjach, zwłaszcza tych podległych MSWiA, jak i oficerami prasowymi PSP z poszczególnych województw. Jak wygląda ta współpraca? Czy kolegom z PSP udziela pan rad, konsultują z panem swoje działania?
Współpraca zarówno z jedną grupą, jak i z drugą przebiega wspaniale. Z rzecznikami innych służb podległych MSWiA - Policji, Straży Granicznej czy SOP mam bardzo dobry kontakt. Są to ciepłe, życzliwe relacje koleżeńskie, możemy na siebie liczyć. Kiedy szefowie tych służb i naszej razem działają, działamy wspólnie i my.
Jeśli chodzi o oficerów prasowych komendantów wojewódzkich PSP, to trudno mi dawać im rady, bo po pierwsze każdy wypracowuje swój własny model działania, a po drugie wielu z nich ma dużo większe doświadczenie ode mnie. Aneta Gołębiowska w Katowicach, Marcin Betleja w Rzeszowie czy Sławek Brandt w Poznaniu - to osoby, które zjadły zęby na pracy rzecznika i świetnie się na tym znają. Tak naprawdę to ja często się ich radzę. Jako rzecznik komendanta głównego nie jestem „nadrzecznikiem” wśród oficerów prasowych, tworzymy jedną drużynę. W razie kryzysu medialnego w terenie oficer prasowy pyta mnie czy kolegów z innych województw, jak u nich został rozwiązany dany problem. Kiedy ja mam jakiś dylemat, też pytam inne osoby, jak mój pomysł na rozwiązanie mógłby wypaść przekazie medialnym.
Zatem jeśli mamy wątpliwości, warto się konsultować, przedyskutować problem. Jeśli nie jestem pewien, co powiedzieć mediom, to lepiej, żebym zasięgnął języka, bo odmienna perspektywa, dystans mogą pomóc. Moja rada: „Rzeczniku, masz wątpliwości - zapytaj, nie masz wątpliwości, jesteś przekonany do swojego rozwiązania - idź swoją ścieżką”.
Obraz pracy rzecznika czy oficera prasowego, który wyłania się z pana wypowiedzi, pokazuje, że to stanowisko wymaga różnorodnych kompetencji. Jakie cechy powinny w sobie kształtować osoby chcące pełnić tę funkcję?
Moim zdaniem najważniejsza w tym fachu jest dostępność. Założyłem, że zawsze odbiorę telefon od dziennikarza, choć czasami dzwonią o dziwnych porach, np. o 4.00 rano. Jeśli się zdarza, że nie mogę, to zawsze oddzwaniam.
Za dostępnością kryje się taka cecha osobowości, jak otwartość na innych ludzi. Na pewno rzecznikiem nie może być osoba zamknięta w sobie. Jeśli ktoś lubi ludzi, ma wtedy śmiałość do nich zadzwonić - praca rzecznika to nie tylko kontakt z mediami, ale też sięganie do źródeł informacji, pozyskiwanie ich z biur czy wydziałów komendy lub innych instytucji. Ja np. często korzystam z pomocy KCKRiOL - o jakiejkolwiek porze bym nie zadzwonił, zawsze mogę liczyć na rzetelne dane, życzliwość i wsparcie.
Zatem relacje - przyjazne, otwarte kontakty z dziennikarzami i przedstawicielami różnych podmiotów. Jeśli możemy wzajemnie na siebie liczyć, współpraca rozwija się z korzyścią dla obu stron.
Nie da się ukryć, że nieodłącznym elementem pracy rzecznika prasowego jest stres. Inny niż w podziale bojowym, ale jednak tak samo może utrudniać życie zawodowe i prywatne. Jak można sobie z nim radzić na tym stanowisku, jaki pan ma na niego sposób?
Rozładowuję stres przede wszystkim aktywnością fizyczną: chodzę na długie spacery, wykonuję ćwiczenia usprawniające i dużo pływam. Po solidnym zmęczeniu się w wodzie wychodzę z niej całkowicie zrelaksowany.
Jeśli chodzi o stres przed wejściem na antenę, na pewno pomaga też po prostu dobre przygotowanie do rozmowy. Nauczyłem się od mojego poprzednika Pawła Frątczaka, że wszelkie dane należy znać na pamięć, bo czytanie z kartki czy ekranu zaburza przekaz. Daje nam to też swobodę rozmowy, wypowiedzi.
Kontakt z mediami wymaga otwartości na różnorodność środków i form przekazu. Którą sferę działalności rzecznika lubi pan najbardziej? Jakiego rodzaju media? Wypowiedzi dotyczące bieżącej sytuacji, czy może bardziej pogłębione rozmowy?
Preferuję radio i rozmowy na żywo. Radio ma tę magię, że ludzie skupiają się tylko na tym, co mówimy i jak mówimy, więc w tym medium trzeba być naprawdę rzetelnym. Sprzyja pogłębionym rozmowom - można poruszyć wiele ważnych kwestii, zagadnień dotyczących bezpieczeństwa, pokazać, jak powinniśmy się zachować w różnych trudnych sytuacjach. W przekazie telewizyjnym liczy się przede wszystkim to, jak wyglądamy, a to, co mówimy, niekoniecznie trafia do świadomości widza tak głęboko, jak byśmy chcieli.
Dobrze odnajduję się też w przekazie na żywo. Może to dziwne, ale nie mam żadnej tremy, za to pojawia się ona wtedy, gdy nagrywamy materiał. Brak tremy to wynik przygotowania - wiem, że mam rzetelne informacje, mam świadomość, jakie informacje dotyczące danego zdarzenia są ważne dla mediów, więc czuję się pewnie, jestem bardziej zmobilizowany, skoncentrowany. Przy nagrywaniu, kiedy wiem, że możemy wszystko powtórzyć, tracę pełnię koncentracji i faktycznie trzeba powtarzać wypowiedź.
W ostatnich dniach zakończyła się ważna i głośna w mediach misja walki polskich strażaków z pożarami w Grecji, jeszcze wcześniej w Turcji. Udzieliliśmy również pomocy humanitarnej naszym sąsiadom - Niemcom podczas wielkiej powodzi. Jak wyglądała pana praca związana z relacjonowaniem tych zdarzeń?
Byłem raczej koordynatorem przekazu medialnego, natomiast zespół prasowy Komendy Głównej PSP pracował właściwie bez przerwy na dużych obrotach, dbając o bieżący przepływ informacji na ten temat w mediach społecznościowych. Zespół prasowy komunikował się z osobami odpowiedzialnymi za kontakt z mediami na miejscu: Grzegorzem Borowcem, Michałem Langnerem czy Rafałem Sołowinem. Oni posługują się biegle angielskim, świetnie się wypowiadają, czytelnie i w sposób jasny dla odbiorcy, więc byli, można powiedzieć, rzecznikami prasowymi tam, na miejscu. Udzielali wywiadów, wyjaśniali na bieżąco, co się dzieje. Ja oczywiście też przekazywałem informacje polskim mediom, ale mój przekaz nie był tak cenny jak ich - ludzi, którzy prowadzili działania. Cieszę się, że wspólnie z nimi i zespołem prasowym mogliśmy tworzyć obraz tych ważnych wydarzeń w mediach.
Anna Sobótka jest dziennikarką i sekretarzem redakcji "Przeglądu Pożarniczego", pracuje w redakcji od 2018r.