Wielka Woda
16 Sierpnia 2022Jubileuszowe echa
Pogoda czasem płata figle, urlopowiczom wciąż mało słońca, a rolnikom za dużo słońca lub za dużo opadów. Złoty środek jest wtedy, gdy nie ma susz i nie ma powodzi. Lata 90. XX w. były niestety bardzo wymagające i wystawiały służby, wśród nich PSP, na ciężką próbę. Kolejnym kataklizmem po dramatycznym pożarze lasu w 1992 r. była powódź 1997 r., przez swój rozmach nazywana powodzą tysiąclecia. W Polsce zabrała 54 ludzkich istnień.
Wydawało się, że to zwykłe opady deszczu. Popada i przestanie, albo przejdzie bokiem. Ludzie nie chcieli wierzyć, że te ulewy mogą sprowadzić katastrofę i kategorycznie odmawiali ewakuacji, mimo że zalecali ją strażacy. Tymczasem gdy rolnicy bronili swoich upraw przed kontrolowanym zalaniem pól, a mieszkańcy zapierali się, że ich domowi nic nie grozi, pierwsze wsie i miasta już kąpały się w rwącym niebezpieczeństwie nadciągającym z południa i zachodu.
Górski potop
Opady zaczęły się na początku lipca i objęły południową Polskę, Czechy i Austrię. Powódź nadeszła z gór, dotykając w pierwszej kolejności m.in. Nowosądecczyznę - ten region znalazł się również wśród tych które najbardziej ucierpiały. Tylko 8 lipca na Podhalu spadło średnio 130 l/m2, na Hali Gąsienicowej odnotowano opad 223,5 mm deszczu. Co może zaskakiwać, to nie Dunajec i Poprad były największymi sprawcami potopu, lecz górskie potoki, które z leniwych strumyków zmieniły się w rwące rzeki - błotniste, niosące ze sobą niebezpieczne „śmieci”. „Mówiąc o powodzi i jej skutkach na terenie naszego województwa, należałoby się praktycznie skupić na 2 dniach, tj. 8 i 9 lipca br. Wtedy to bowiem prawdziwa ściana wody, błota, kamieni, drzew i Bóg wie tylko czego jeszcze, przetoczyła się przez setki większych i mniejszych miejscowości oraz osad położonych w dolnych partiach gór” - powiedział na łamach PP [1] ówczesny dowódca JRG 2 w Nowym Sączu st. kpt. Maciej Halota. Tylko w Nowosądecczyźnie ucierpiało 400 miejscowości, 1535 km dróg gminnych, 76 obiektów mostowych, 4300 ha upraw rolnych, a śmierć poniosły cztery osoby. Walka z wielką wodą polegała m.in. na zabezpieczaniu wałów przeciwpowodziowych, obronie mostów i oczywiście ewakuacji ludności, która często stawiała opór. To była nierówna walka. W Limanowej po zaledwie 3 godz. ulewy ulicami płynęła rzeka, a w Kamionce Małej tony ziemi osunęły się na budynek mieszkalny.
Równie dramatycznie prezentowała się sytuacja na Opolszczyźnie, gdzie stoczono bohaterski bój o dwa strategiczne punkty - most św. Andrzeja w Głuchołazach i tamę w Jarnołtówku. Blokowanie przepływu wody przez nawarstwiające się na przęsłach mostu „śmieci” powodowało kierowanie gwałtownego uderzenia wody w wały ochronne, których przerwanie oznaczałoby zalanie części miasta. Przerwanie tamy na Złotym Potoku sprowadziłoby zaś tragedię na setki ludzkich siedlisk. Na szczęście akcja przebiegła pomyślnie. Niestety, 10 lipca przez odrzańskie wały przedostaje się woda i zalewa Zaodrze, dzielnicę Opola.
Miejscowości i miast, które ucierpiały, było znacznie więcej. Powódź nie oszczędziła chociażby Wrocławia, Rybnika, Głogowa, Raciborza i ich okolic. Strażacy w pocie czoła i z dużym poświęceniem, przemoczeni, głodni, do późnych godzin ratowali ludność i jej dobytek. Często spotykały ich wyzwania ponad siły, które z perspektywy czasu stają się niezwykłymi wspomnieniami - zanurzeni po piersi w brudnej, wzbierającej wodzie, wynosili dzieci z ewakuowanego ośrodka kolonijnego „Zielona Szkoła” w Białej Głuchołaskiej, w ośrodku kolonijnym „Raj” zabierali je bezpośrednio z drugiej kondygnacji obiektu, natomiast, gdy ewakuowano mieszkańców wsi Dzierżysławice (gm. Głogówek), wojskowa amfibia z dwudziestoma osobami ewakuowanymi, żołnierzami i strażakami utknęła na podwodnej grobli i dopiero około północy nadpłynęła pomoc. Innym szczególnym momentem w działaniach strażaków była ewakuacja szpitala w Nysie - najpierw utrzymanie zasilania dla chłodziarki z krwią i osoczem, następnie wypisanie pacjentów w dobrym stanie i przygotowanie drogi ewakuacji dla 256 osób.
Czego brak?
Każda klęska pokazuje, czego brak w systemie działania i co należy poprawić. Powódź ujawniła niedociągnięcia, które skutkowały bałaganem decyzyjnym (kto koordynuje?) i przeciążeniem strażaków, do tego zaniedbaną infrastrukturę rzeczną, brak profesjonalnego sprzętu wodnego w jednostkach PSP, ograniczenie w użyciu śmigłowców, problemy komunikacyjne i niemożność zastosowania przymusu ewakuacji.
Marta Giziewicz jest redaktorką i dziennikarką, autorką powieści, pracuje w "Przeglądzie Pożarniczym" od 2020 r.