Wespół w zespół
23 Listopada 2016Koń jaki jest - każdy widzi. Jaka jest ochotnicza straż pożarna - zasadniczo każdy wie. Ale czy naprawdę każdy?
Podczas okazjonalnych wykładów, które prowadzę w Szkole Głównej Służby Pożarniczej, zauważyłem ze zdziwieniem, że niewielu słuchaczy ma jakiekolwiek pojęcie o ochotniczym pożarnictwie. Ostatnio jednak jest z tym na szczęście znacznie lepiej. W tym roku już około 1/3 słuchaczy czwartego roku zgłosiło, że należy do OSP lub że miało mniejszy bądź większy kontakt z tą organizacją. Jest lepiej, zwłaszcza po wprowadzeniu punktów przy przyjmowaniu do szkół pożarniczych i zaliczeniu szkolenia podstawowego ochotników jako swego rodzaju przedszkola w drodze do zawodu strażaka. Ale nadal tylko co trzeci młody kandydat do stopnia oficerskiego styka się wcześniej ze strażakami ochotnikami.
Moim zdaniem to wciąż zbyt mało. Gdy po otrzymaniu upragnionych gwiazdek młody człowiek jest kierowany do pełnienia służby, trafia zazwyczaj nie do wielkiego miasta, a na prowincję (w końcu tak można określić ponad 90% obszaru naszego kraju). A tam sytuacja wygląda podobnie, jak na przykład w podwarszawskim powiecie mińskim, gdzie poza Komendą Powiatową PSP w Mińsku Mazowieckim i zaledwie jedną jednostką ratowniczo-gaśniczą działa… około 95 ochotniczych straży pożarnych. Liczebności obsad osobowych nie ma nawet co porównywać.
Ratują, bo chcą
Ustawa o ochronie przeciwpożarowej obowiązek ochrony przeciwpożarowej (i nie tylko) nakłada na Państwową Straż Pożarną. Ochotnicze straże pożarne zalicza do organizacji uprawnionych do prowadzenia działań ratowniczych. Ustawową odpowiedzialność ponosi właśnie PSP. Z tego wynika, że OSP powinny odgrywać rolę pomocniczą w stosunku do PSP (co nie wyklucza oczywiście operacyjnie samodzielnych działań ratowniczych). W ogromnej większości przypadków nie rodzi to większych problemów. Ale czasem…
Z jednej strony może niekiedy wystąpić zjawisko pewnej nadmiernej samodzielności. „My jesteśmy ochotnikami, to nam wolno…” - zdarza się usłyszeć, zwłaszcza od starszych druhów. Oczywiście, wolno, ale tylko w ramach obowiązującego prawa, do którego należą także wytyczne działania operacyjnego ze strony PSP. Ale grzech leży i po stronie zawodowców. Najczęściej wtedy, gdy do służby wejdzie młody absolwent którejś ze szkół pożarniczych, energiczny i mający równie dużo wiadomości teoretycznych, co mało doświadczenia. Czasem w swoich pierwszych kontaktach z ochotnikami popełnia kardynalny błąd. Próbuje wykazać wyższość strażaków zawodowych nad ochotnikami. Co prawda, zazwyczaj strażacy zawodowi istotnie są sprawniejsi i skuteczniejsi w działaniu, ale to jednak fałszywa droga postępowania. Ochotnicy sami muszą uznać tę lepszą sprawność i skuteczność. Tak jak sami muszą chcieć być pomocnikami w ratowniczym dziele. Samodzielnymi, ale pomocnikami. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta - bo są ochotnikami. Ratują, bo tego chcą, a nie dlatego, że muszą.
PSP jest instytucją państwową, w której pracują zawodowi strażacy. Za tę pracę pobierają wynagrodzenie, z którego żyją oni i ich rodziny. Za dobrą pracę mogą otrzymywać premie, nagrody. Za złą - wszyscy wiedzą. Dawno temu komendant miejski PSP w Warszawie powiedział mi, że woli najgorszą JRG od najlepszej OSP (JOT OSP, czyli jednostki operacyjno-technicznej wówczas jeszcze nie było). W pierwszej chwili zdziwiłem się, ale po namyśle przyznałem mu rację. W PSP wydaje się rozkazy, które muszą zostać wykonane. A w OSP?
OSP jest organizacją społeczną (pozarządową, jak to się obecnie często określa), której celem jest ratownictwo. W OSP się nie pracuje, w OSP się działa. Każdy z ochotników uczy się, pracuje gdzieś zawodowo lub ma inne źródło dochodu, a ratownictwem para się po pracy samarytańsko, czyli bez wynagrodzenia. Ochotnicze ratownictwo może więc być realizowane tylko w takim wymiarze, na jaki pozwala podstawowe zatrudnienie ochotnika. Od ochotników można (i należy) wymagać wiele, ale nie zbyt wiele. No i zawsze na stanowisku dowodzenia jest pewna doza niepewności w stosunku do ochotników - zbiorą się, czy też nie? wyjadą o czasie, czy będą mieli opóźnienie?
W statucie OSP stwierdzono, że naczelnik OSP kieruje swoimi ratownikami (zorganizowanymi w JOT OSP) za pomocą rozkazów. Na szkoleniach naczelników OSP niejednokrotnie pytano mnie, jak to robić, bo nie wszyscy druhowie chcą się im podporządkować. Okazuje się, że w przypadku ochotników praktycznie nie ma możliwości sprawnego egzekwowania wypełniania poleceń. Rosyjskie słowo „dobrowolcy” i po polsku dobrze oddaje istotę rzeczy. Oni działają z dobrej woli. Ale jak tę dobrą wolę właściwie uruchomić?
Autorytet zawodowca
I tu dochodzimy do sprawy zasadniczej. Do autorytetu. Jeżeli chcemy, żeby polecenia (także w formie rozkazów) były sprawnie wykonywane, musimy być dla druhów ochotników autorytetem. Dotyczy to zarówno dowódców OSP, jak i - w większej jeszcze mierze - wszystkich strażaków zawodowych. Celowo sprawę uogólniłem, bo ochotnicy w akcji wspomagają ratowników zawodowych i powinni umieć z nimi współpracować na wszystkich praktycznie odcinkach (oczywiście, o ile nie są wymagane jakieś szczególne umiejętności czy uprawnienia).
Autorytet służby przejawia się w umundurowaniu. Strażacy - zawodowi i ochotnicy - w zasadzie umundurowani są jednakowo. Widoczne różnice to inny kolor hełmów, różne dystynkcje. Bo niby wszyscy ratownicy w akcji są równi, ale jednak ci w białych hełmach powinni słuchać poleceń tych w hełmach czerwonych. Taka procedura, taki zwyczaj.
Ale sam mundur to nie wszystko. Jest jeszcze czynnik ludzki. Strażak zawodowy, żeby mieć autorytet, musi być przykładem dla ochotników. W akcji powinien wykazywać się większą sprawnością, a przede wszystkim wiedzą, zarówno tą praktyczną, jak i teoretyczną. A wszystko po to, aby w razie potrzeby strażak ochotnik miał pewność, że może zdać się na kolegę zawodowca. To też jest element współpracy. No i element autorytetu.
Znacznie trudniejszą rolę w tym zakresie mają do spełnienia oficerowie PSP. Oni nie są już tylko kolegami. Są dowódcami. Zawsze. Ich autorytet musi być niepodważalny. W każdej sytuacji dowódca z PSP musi wiedzieć, jaką wybrać drogę postępowania, aby z powodzeniem zakończyć akcję. Dowódca musi także znać mocne i słabe strony swoich podkomendnych, w tym ochotników uczestniczących w działaniach ratowniczo-gaśniczych.
Strażacy PSP powinni jak najczęściej uświadamiać druhom z OSP wagę wiedzy teoretycznej. Bo nie ze wszystkimi rozwiązaniami technicznymi spotykamy się na co dzień, a i same techniki ratownictwa rozwijają się bardzo szybko. Przepisy i procedury także ulegają zmianom. Wraz z rozwojem cywilizacyjnym zmieniają się także potencjalne przyczyny zagrożeń, a także zakres i rodzaje prewencji. Bo strażak ochotnik to już nie pierwszy lepszy facet z widłami czy bosakiem, a wykwalifikowany ratownik, zdolny w razie potrzeby do samodzielnego działania i równie samodzielnego posługiwania się niejednokrotnie skomplikowanym sprzętem. Ale do tego, żeby zostać takim wykwalifikowanym strażakiem prowadzi tylko jedna droga - trzeba przejść (i zakończyć z wynikiem pozytywnym) odpowiedni cykl szkoleń. Szkoleń, które ma prawo i obowiązek prowadzić tylko Państwowa Straż Pożarna na szczeblu powiatowym i wojewódzkim. Nieodpłatnie. Co nie oznacza jednak, że bezkosztowo. Bo, o czym nie wolno zapominać, koszty takich szkoleń są wbrew pozorom niemałe.
Szkolenia na wysokim poziomie
W pierwszym rzędzie należy zapewnić kadrę odpowiednich wykładowców i instruktorów. Nie jest to łatwe, bo choć fachowców w PSP nie brakuje, zazwyczaj przez pięć (co najmniej) dni w tygodniu zajęci są oni realizacją ustawowych zadań. Oderwanie ich więc od codziennych zajęć, przy znanych powszechnie trudnościach etatowych, nie jest proste. A i ochotnicy nie za bardzo mogą szkolić się „w tygodniu”, bo w większości zajęci są w swych miejscach pracy, a prawo do zwolnienia na szkolenie grozi przekształceniem się w zwolnienie z pracy, ale na stałe. Pozostają więc soboty i niedziele. W PSP powstaje zatem problem nadgodzin. A to już nie tylko problem ludzki, lecz także finansowy.
Chyba każdy zgodzi się ze mną, że jeżeli chcemy mieć odpowiednio wykwalifikowanych ochotników, to ich szkolenie musi stać na odpowiednio wysokim poziomie. Bezpieczeństwo akcji zawsze zależy od najsłabszego ogniwa, dlatego szkolenia te nie mogą być traktowane tylko jako dodatek do służby. Szkolenia ochotników to też jest służba, równie ważna i tak samo trudna, jak akcje ratownicze. I znów, wszyscy to wiedzą, ale…
Ale na to potrzebne są odpowiednie środki, przewidziane zarówno w budżecie PSP - m.in. na wykładowców, jak i w budżetach samorządów - na ekwiwalenty dla szkolonych ochotników oraz na pokrycie kosztów ich delegacji. Koszty tych nieodpłatnych szkoleń, tak jak wspomniałem wcześniej, wcale nie są małe, jeżeli pod uwagę weźmiemy liczbę ochotników w skali kraju. A szkolić trzeba w systemie ciągłym, jeżeli polskie ochotnicze ratownictwo ma reprezentować europejski poziom. Jest to sprawa do rozwiązania systemowego, bo środki dysponowane na ten cel obecnie wydają się być wciąż zbyt skromne jak na ratownicze potrzeby.
Założyciel Zamościa, kanclerz Jan Saryusz Zamojski, napisał kiedyś, że „(...) takie będą Rzeczpospolite, jakie ich młodzieży chowanie”. Parafrazując, można stwierdzić, że takie będzie polskie ratownictwo, jak będą szkoleni ochotnicy. To ogromnie trudne i odpowiedzialne zadanie, spoczywające na barkach kilku instytucji.
Władze państwowe na utrzymanie i rozwój ochotniczego ratownictwa przeznaczają pewną część budżetu. Czy wystarczającą? Chyba niezbyt, bo jak zawsze „kołdra jest zbyt krótka”. Mimo to musimy sobie radzić i radzimy. Tyle że ochotnicy chcieliby sobie radzić jeszcze lepiej.
Komenda Główna PSP opracowała ambitny i wszechstronny program szkoleń druhów ochotników. Obowiązuje od początku obecnego roku. Realizowany jest w miarę możliwości. Materiału dużo, czasu mało. Wykładowcy z PSP i ochotnicy z OSP starają się wspólnie, aby szkolenia były jak najbardziej efektywne. Czy im się to udaje? Pokaże niedaleka przyszłość.
No i na zakończenie element dla ochotników kluczowy - komendanci powiatowi PSP i ich komendy. To właśnie na nich spoczywa główna odpowiedzialność za właściwe przygotowanie druhów z OSP do zadań ratowniczych, za osiągnięcie i utrzymanie przez nich odpowiedniego poziomu wiedzy i umiejętności, za to, by byli wartościowym uzupełnieniem straży zawodowej. Przy tak dużej liczbie i różnorodności jednostek OSP jest to ogrom pracy. Znakomita większość komendantów powiatowych PSP sprostała temu zadaniu. To zresztą widać - po sposobie, w jaki traktują ochotników, ale i jak ochotnicy odnoszą się do nich. Autorytet, wzajemny szacunek i rosnące obopólne zaufanie. To dobry kierunek.
Andrzej Klimm prowadzi zajęcia na szkoleniach naczelników OSP i komendantów gminnych ZOSP RP
listopad 2016