Uczą respektu do ognia
15 Września 2022Jubileuszowe echa
O tym, że filmy o tematyce pożarowej cieszą się dużym uznaniem i wzbudzają zainteresowanie, świadczy chociażby to, że wciąż powstają kolejne produkcje, w których ogień gra główną rolę. To zainteresowanie zaowocowało mnóstwem materiałów do omówienia na łamach PP - i mowa tu wcale nie o serii artykułów st. bryg. Pawła Rochali.
Wspomniany autor w swoich artykułach z serii „Pożary filmowe” napisał o dwóch filmach uważanych za klasyki. W PP dostrzeżono je już wiele lat temu, choć wtedy nie zasłużyły jeszcze, by zabłysnąć w osobnym dziale. Chodzi o filmy „Płonący wieżowiec” [1] i „Backdraft” [2].
Aktor zmienia dentystę
O „Płonącym wieżowcu” zrobiło się głośno w 1974 r., kiedy produkcja miała swoją premierę. Jej współtwórca Irwin Allen, w latach 70. będący specjalistą od kina katastroficznego, kiedy tylko miał okazję, opowiadał o swojej fascynacji ogniem. Zyskał sympatię strażaków do tego stopnia, że dziękowali mu za autentyzm pożaru w filmie. A autentyzm kosztuje - nie żałowano środków, na realizację wydano 14 mln dolarów.
Ale pomysł przedstawienia pożaru wieżowca miał też swoich przeciwników - głównie wśród architektów i właścicieli drapaczy chmur. Nie podobało się im straszenie „fikcją, nie mogącą się nigdy wydarzyć w rzeczywistości”. Żądali uzasadnienia. Allen odpowiedział im: „Jesteście chyba szaleńcami, żadne budownictwo nie jest ognioodporne”. Twórca gotów był swoje zdanie zademonstrować, jakkolwiek nie musiał, bo rzeczywistość sama go poparła - gdy kręcono film, pożary wieżowców zdarzyły się jedenaście razy.
Allen nie miał przy tym wątpliwości, że nakłady na produkcję szybko się zwrócą. Film przyniósł zyski ponad 100 mln dolarów. Przy tym koszty realizacji, które pochłonęły głównie efekty specjalne (pożar, wybuchy, zniszczenie windy, rozbicie śmigłowca itd.), to nic. Po prostu było warto.
Wytworny lokal na 138. piętrze znajdował się w największych studiu wytwórni, otoczony wielką cykloramą z widokami na San Francisco. Piękne wnętrze spłonęło doszczętnie. Do tworzenia płomieni i wybuchów stosowano gaz i ładunki wybuchowe. „Od razu było wiadomo, że nie będzie powtórek” [1]. Na szczęście nikt z ponad 200 statystów nie ucierpiał, choć 26 ładunków wybuchowych rozerwało ściany z betonu, zbrojone żelazem. Wnętrze zalano wodą z kilkudziesięciu autopomp. Stworzona aranżacja została kompletnie zniszczona i nadawała się tylko na wysypisko śmieci.
Jak podaje autor tekstu (B.), Irwin Allen liczył na to, że zwróci uwagę rządu federalnego USA na kwestie ochrony przeciwpożarowej, ale się przeliczył, bo na tamten moment (lata 70.) pożary stanowiły problem władz lokalnych. Ciekawostką, która świadczy o mocy przekazu wielkiego ekranu, jest informacja, że podobno aktor Paul Newman (filmowy Doug Roberts) tak się wystraszył, że zmienił dentystę - z tego, który mieszkał na 14. piętrze, na mieszkającego na trzecim.
Sensacja i thriller
Obok Steeva McQueena, grającego strażaka w „Płonącym wieżowcu”, kolejnym świetnym aktorem, który włożył hełm strażacki, był Robert de Niro w „Backdrafcie”, czyli „Ognistym podmuchu”. Film jest z 1991 r. i na lata 90. przypada główna fabuła, ale jest też retrospekcja z 1973 r., kiedy ginie ojciec (strażak oficer) Briana i Stephena McCaffreyów. Po latach obaj są strażakami i gaszą potężne pożary.
Film jest patetyczny, ma dużo efektów specjalnych, a tematyką i fabułą aspiruje do miana filmu sensacyjnego (Robert de Niro jako oficer ekspert tropi seryjnego podpalacza) oraz thrillera (pokazano grozę pożaru). Produkcja może jest niezła, ale czy zgodnie z sugestią źródła („Le sapeur pompier”, nr 825/1991, tłum. J. Święcicka) oglądający ją strażacy mają z czego czerpać inspirację i pożarnicze nowości?
Przypisy
[1] PP 12/1979
[2] PP 12/1991
Kilka ciekawostek
Trudno przejść obojętnie obok „Ciekawostek ze świata i nie tylko” z PP 12/1991, tak niechcący przeczytanych zachłannym okiem. Pojawił się w nich króciutki tekst zatytułowany „Kto może odnieść sukces w interesach?” (na podst. „Sukcesu” nr 8/1991). Na pewno wielu czytelników nadstawi teraz ucha, by się dowiedzieć, czy ma szanse w biznesie. Otóż podobno najlepiej w interesach poradzi sobie osoba w typie sangwinika z domieszką choleryka, czyli porywcza, wybuchowa, ryzykancka, mocno reagująca na bodźce (ale tu uwaga na psychiczne wypalenie, gdy reakcje są nieadekwatnie silnie do słabych bodźców). Równie dobrze odnajdą się w biznesie osoby po prostu ekstrawertyczne - otwarte na świat i dobre w kontaktach międzyludzkich.
Drugą rzeczą, na której chciało się zawiesić wzrok, był temat siwienia włosów. Dawniej powód do dumy, potem objaw starości i przemijania, a obecnie element ruchu body positive. Ciekawostki: siwe włosy mogą pojawić się już około 15. roku życia, siwiznę warunkuje też rasa, dziedziczenie i czynniki zewnętrzne, np. choroby i stres. Melanocyty to komórki, które produkują pigment włosów, a mieszają tylko dwa barwniki (eumelaninę - od czerni do brązu, feomelaninę - blond, rude). Gdy brakuje melanocytów, rosną włosy w kolorze białka, z którego są zbudowane, czyli białe. Pocieszająca miała być zapowiedź wynalezienia w ciągu 10 lat środka na reaktywację komórek pigmentujących, niestety, póki co pozostaje farbowanie.
Na osłodę grafika.
Marta Giziewicz jest redaktorką i dziennikarką, autorką powieści, pracuje w "Przeglądzie Pożarniczym" od 2020 r.