Tajemnicza beczka
21 Listopada 2016W drugi weekend września na boisku MOSiR-u w Bolesławcu trwał Międzynarodowy Turniej Rugby o Puchar Prezydenta Miasta Bolesławiec. W imprezie wzięło udział ponad 220 sportowców. Dwa dni później dokonano na tym terenie naprawdę groźnego znaleziska.
Wystający z ziemi fragment beczki dostrzegł kierownik MOSiR-u Jacek Pudłowski. Była mocno skorodowana, ale szczelnie zamknięta. Na miejsce wezwana została policja. Policjanci uznali jednak, że w zaistniałej sytuacji nie mają tu nic do roboty i o znalezisku powiadomili bolesławieckich strażaków.
Komu beczkę, komu?
Na miejsce przybył zastęp z JRG PSP. Strażacy beczkę sprawdzili i ocenili, że nie stanowi ona żadnego zagrożenia, a skoro tak, to nic tu po nich. Zapadła więc decyzja, że wywozem znaleziska, identyfikacją jego zawartości i utylizacją zajmie się powołana do takich przypadków wyspecjalizowana firma z Krzyżowej. I po sprawie? W tym przekonaniu pozostawali wszyscy przez kolejne trzy dni. Wówczas bowiem okazało się, że tajemnicza, nieoznakowana beczka kryje w sobie niespodziankę, i to groźną.
16 września służba dyżurna bolesławieckiej KP PSP ponownie odebrała informację w sprawie 120-litrowej beczki. Tym razem problem zasygnalizowali pracownicy zakładu zajmującego się utylizacją. Ponieważ w beczce znajdowała się niezidentyfikowana ciecz, przed utylizacją woleli się upewnić, z czym tak naprawdę mają do czynienia. Ich obawy były uzasadnione, ponieważ po odkręceniu korka z beczki zaczął się wydobywać biały obłok gazu.
Do zakładu zajmującego się utylizacją pojechał zastęp strażaków bolesławieckiej JRG Wyposażeni w kilka różnego rodzaju urządzeń pomiarowych, mieli nadzieję, że szybko zidentyfikują ów biały dym. Ale nic z tego. Przyrządy nie rozpoznały gazu, a tym samym nie zasygnalizowały, że występuje jakiekolwiek zagrożenie. Jednak kierującego akcją mł. kpt. Waldemara Kośmickiego to nie zadowoliło. Wydał polecenie wyznaczenia strefy ochronnej w promieniu 50 m od dymiącej beczki i zadysponowania do zdarzenia Specjalistycznej Grupy Ratownictwa Chemiczno-Ekologicznego Wrocław 3.
W tym czasie trwały konsultacje ze specjalistą od substancji chemicznych z wrocławskiej KW PSP kpt. dr. Januszem Wrzesińskim. Biorąc pod uwagę fakt, że beczka była mocno skorodowana, a więc mogła leżeć w ziemi nawet dziesiątki lat, dopuszczono również ewentualność, że wewnątrz znajduje się gaz bojowy z czasów ostatniej wojny. Jaki? Na przykład iperyt. Ziemie Dolnego Śląska kryją niejedną tajemnicę. A beczkę tę zlokalizowali i częściowo odkopali prawdopodobnie poszukiwacze skarbów. Powiało grozą. Bo oznaczałoby to, że odkręcenie korka w beczce uwolniło demona ostatniej wojny.
Tymczasem na miejsce przybyli wrocławscy strażacy chemicy dowodzeni przez mł. kpt. Marcina Juszkiewicza. Zabezpieczeni aparatami ochrony układu oddechowego, dokonali kolejnych pomiarów. Następnie, po analizie danych, z dużym prawdopodobieństwem stwierdzili, że w beczce może znajdować się fosfor biały. A więc jednak nie żaden gaz bojowy. To ustalenie wymagało jeszcze potwierdzenia za pomocą odpowiedniego sprzętu specjalistycznego, którego na miejscu nie było.
Tak czy owak, wiadomo już było, że żartów nie ma. Strefa zagrożenia została powiększona. Wszyscy pracownicy opuścili zakład w Krzyżowej. Ewakuowano też dodatkowo dwie osoby zamieszkujące na jego terenie. Sprawą beczki z niebezpieczną substancją żywo zainteresowali się przedstawiciele samorządu, służb zarządzania kryzysowego.
Nieoczekiwany zwrot akcji
Ostatecznie beczkę ponownie uszczelniono i wówczas padło pytanie - co dalej? Zakład w Krzyżowej argumentował, że nie ma możliwości technicznych, by zutylizować znalezisko. Zapadła więc decyzja, by poszukać nowego wykonawcy utylizacji. Do tego czasu beczkę mieli nadzorować strażacy PSP i OSP.
Wreszcie, po długotrwałych, bo trwających przez piątek i sobotę poszukiwaniach, bolesławieccy strażacy mogli odetchnąć z ulgą. Znalazł się nowy chętny do dokonania utylizacji. Beczkę umieszczono w dodatkowym zbiorniku zalanym wodą i załadowano na samochód dostawczy. Kiedy odjechał, wydawało się, że sprawa beczki zmierza właśnie ku szczęśliwemu końcowi. Otóż niestety - nie.
W sobotę, 17 września, o godz. 18.31, służba dyżurna KP PSP w Bolesławcu odebrała zawiadomienie w sprawie… tajemniczej beczki. Dyżurny Stanowiska Kierowania KP PSP ze zdumieniem i zgrozą słuchał informacji o tym, że z owej beczki, załadowanej na samochód dostawczy zaparkowany na parkingu w miejscowości Kruszyn, intensywnie wydobywa się biały dym. Nieopodal znajduje się zaś restauracja, w której odbywają się równolegle trzy duże rodzinne uroczystości. Bawi się na nich w sumie ponad 100 niczego nieświadomych osób. W dodatku w bezpośrednim sąsiedztwie stoi dwanaście domów jednorodzinnych.
Dyżurny, jak zresztą wszyscy bolesławieccy strażacy, na szczęście wiedział już, z czym ma do czynienia, więc natychmiast zadysponował do zdarzenia dwa zastępy z JRG w Bolesławcu, OSP Warta Bolesławiecka oraz Specjalistyczną Grupę Ratownictwa Chemiczno-Ekologicznego Legnica 2. Kiedy po pięciu minutach strażacy byli na miejscu, okazało się, że gęsty dym wydobył się już z beczki w takiej ilości, że znacznie ograniczał widoczność na drodze krajowej 94. Zgodnie z wcześniejszym rozpoznaniem ratownicy wiedzieli, że jest to fosfor, więc istnieje groźba jego gwałtownego zapalenia się.
Uwolniony demon
W tej kolejnej fazie zmagań z beczką i jej niebezpieczną zawartością sytuacja była już bardzo trudna. Kierujący działaniami ratowniczymi natychmiast ustanowił strefę bezpieczeństwa w odległości 300 m od samochodu z beczką. Wstrzymany został ruch na drogach krajowej i powiatowej. Na mocy decyzji powiadomionego o sytuacji komendanta wojewódzkiego PSP na miejsce zdarzenia udała się grupa operacyjna, a następnie dojechał także zastępca komendanta wojewódzkiego PSP bryg. Marek Kamiński. Tymczasem sytuację dodatkowo skomplikował padający deszcz. Strażacy sprawili namiot ewakuacyjny, do przewozu osób zadysponowany został także ośmioosobowy operacyjny bus.
Imprezy okolicznościowe w restauracji zostały przerwane, choć nie od razu do świadomości rozbawionych gości dotarło, jak poważne jest zagrożenie. Kiedy dziewczyny uczestniczące w 18. urodzinach ujrzały w drzwiach przystojnych strażaków, sądziły, że to dodatkowa niespodzianka i atrakcja organizatora. Bardzo zresztą udana. Ale miny im zrzedły, gdy mundurowi jasno i zdecydowanie wydali polecenie natychmiastowego opuszczenia lokalu. Bezzwłocznie wyłączone zostało w nim zasilanie. Swoje domy musiało też opuścić 38 mieszkańców, w tym jedna osoba poważnie chora. Tu z pomocą pospieszył zespół pogotowia ratunkowego, który ewakuował chorego do szpitala. Na miejscu pozostał jeszcze drugi zespół pogotowia. Tymczasem komendant powiatowy policji ogłosił alarm dla całego stanu osobowego komendy. Policjanci zatrzymywali wszystkie pojazdy na drogach z czterech kierunków i wspólnie z zarządcą drogi wytyczali objazdy. Wspierali także ratowników m.in. przy ewakuacji ludności.
W miejscowej szkole podstawowej przygotowano pomieszczenia dla ewakuowanych osób. Część z nich trafiła do siedziby komendy policji. Sprawiono też namiot ewakuacyjny. Tymczasem szybko zapadał zmierzch. Zaczął padać deszcz, a z beczki wciąż unosił się biały dym, niczym na konklawe. Ten jednak nie zapowiadał radosnej nowiny dla wiernych. Przeciwnie - oznaczał zagrożenie dla zdrowia, a może i życia.
Tona wapna na cito!
Akcja strażaków dowodzona była początkowo przez zastępcę dowódcy zmiany asp. Marka Kołodzieja, a w kolejnych fazach przez oficera operacyjnego st. kpt Sylwestera Łasocha i komendanta powiatowego bolesławieckiej PSP st. bryg. Grzegorza Koconia. Po nich obowiązki KDR przejęli jeszcze dowódca JRG st. kpt. Robert Miszkiewicz i mł. bryg Piotr Pilarczyk - zastępca komendanta powiatowego PSP. Zmieniali się, bo akcja była długotrwała, szeroko zakrojona i wymagała pełnego zaangażowania. Powołany został także sztab, gdzie wypracowywano na bieżąco decyzje.
Nagle pojawia się zaskakująca wiadomość. Chemicy z SGRChem, którzy badają zawartość beczki, stwierdzają, że to, co się w niej znajduje, to nie fosfor biały, tylko odpadowy, czyli zanieczyszczony kwas siarkowy. Co to zmienia? Objawowo niewiele, bo jak wskazuje kpt. Wrzesiński, zarówno fosfor biały, jak i kwas siarkowy dymią dość podobnie, na biało. Jedna i druga substancja jest też trująca, więc tak czy owak - „siara”. Dosłownie i w przenośni. Istotne dla dalszego przebiegu działań ratowniczych jest natomiast to, że potrzeba tony wapna! Nim bowiem można zneutralizować zawartość beczki. Tylko skąd wziąć tonę wapna w sobotni późny wieczór? - Udało nam się załatwić to wapno na zasadach koleżeńskich u znajomego hurtownika - przyznaje szczerze komendant bolesławieckiej PSP st. bryg. Grzegorz Kocon. - Sytuacja była nadzwyczajna, więc i rozwiązania wymagały niestandardowych decyzji, w realizacji których bardzo pomogły strażakom zaprzyjaźnione władze samorządowe.
Około północy następuje epilog. Najpierw beczka zostaje przewieziona poza teren zabudowany. Tam, w wyniku zastosowania wapna, temperatura w beczce spada sukcesywnie z ponad 100° C do 26° C. Proces zobojętniania kwasu kontrolowali na bieżąco strażacy chemicy za pomocą pirometru. O godz. 1.00 w nocy mieszkańcy mogli powrócić do swoich domów. Na dobrą sprawę można też było wznowić imprezy okolicznościowe w restauracji, ale nikomu z gości chyba nie było po tym wszystkim do śmiechu, bo żaden z nich się już nie pojawił. A beczka? No cóż, po zneutralizowaniu groźnej zawartości, do godzin wieczornych następnego dnia (niedzieli) strażacy jej pilnowali. Dopiero wtedy przyjechał samochód kolejnej firmy specjalistycznej. Beczkę załadowano w kontenerze obsypanym dodatkowo piaskiem, a następnie ostatecznie… odjechała. Tym razem na dobre i na zawsze. Taką w każdym razie nadzieję mają bolesławieccy strażacy. I nie tylko oni.
(...)
Rozmowa z kpt. dr. inż. Januszem Wrzesińskim - wykładowcą w Ośrodku Szkolenia KW PSP we Wrocławiu, krajowym specjalistą ds. ratownictwa i ekspertem ds. prognozowania zagrożeń w KSRG, biegłym sądowym przy Sądzie Okręgowym we Wrocławiu.
Czy często dochodzi do takich zdarzeń, jak to z zakopaną w ziemi beczką z niebezpieczną substancją?
Na pewno nie codziennie, ani nawet co miesiąc, ale na Dolnym Śląsku częściej niż w innych częściach kraju. Chodzi nie tylko o pozostałości poniemieckie. We Wrocławiu, na terenie dzisiejszego Ogrodu Botanicznego znaleziono np. liczne fiolki z fosforem opatrzone niemieckim tekstem. Trzeba też pamiętać, że również po wojnie przez całe dziesięciolecia na tych terenach stacjonowały wojska radzieckie, m.in. w rejonie Bolesławca, gdzie znaleziono tę beczkę. Nie jest tajemnicą, że żołnierze pozostawili po sobie również wiele niebezpiecznych pamiątek.
No właśnie - było podejrzenie, że w tej beczce znajduje się chemiczny środek bojowy. Padła nawet sugestia, że to iperyt. Tylko jak to sprawdzić? Nie można przecież tego zrobić bez otwarcia pojemnika.
Pojemniki pochodzenia wojskowego są zazwyczaj oznakowane. Pamiętam, jak w 2006 r. znaleziono także w okolicach Bolesławca beczkę z materiałem bojowym i był to właśnie iperyt. A przypomnę, że ten gaz bojowy cieszy się zasłużenie bardzo złą sławą, ponieważ Niemcy sięgnęli po niego podczas I wojny światowej, inicjując w ten sposób wojnę chemiczną. Iperytu, czyli gazu musztardowego, użył przeciwko ludziom także Saddam Husajn. Jednak tamta beczka, choć również mocno skorodowana, miała czytelne napisy cyrylicą, więc słusznie wnioskowano, że może zawierać środek bojowy i że jest pochodzenia rosyjskiego.
Jednak brak oznakowania, a tak było w tym przypadku, nie jest jeszcze dowodem na to, że wewnątrz nie ma środka bojowego.
I dlatego trzeba zachować zawsze szczególną ostrożność. Ja zostałem skierowany do tego zdarzenia przez komendanta wojewódzkiego dolnośląskiej PSP. Poinformowano mnie na miejscu, że ktoś wcześniej, nie mogąc odkręcić korka, próbował go podpiłować. Na szczęście zrezygnował, bo odkręcony korek zawsze przecież można zakręcić, a kiedy się go przepiłuje i zrobi dziurę, to już przed uwolnieniem substancji ratunku nie ma. Jeżeli jest to środek niebezpieczny, to skutki tego nieprzemyślanego kroku mogą być tragiczne.
No właśnie, w tym przypadku z beczki uwalniała się jej zawartość i dlatego kierowca przewożącego ją samochodu się zatrzymał. Niestety, zaparkował w pobliżu wypełnionej ludźmi restauracji i osiedla domków jednorodzinnych.
Postąpił nieprawidłowo, bo skoro zauważył, że z beczki, którą przewozi, coś się ulatnia, to powinien poszukać ustronnego miejsca i zalarmować odpowiednie służby.
Pojawiło się także przypuszczenie, że na skutek nieszczelności beczki może dojść m.in. do samoistnego zapłonu i pożaru. Czy to możliwe na otwartej przestrzeni?
Pierwotnie przyjęto, że w beczce jest fosfor, który w zetknięciu z powietrzem może wywołać pożar. Dlatego też beczkę umieszczono w pojemniku z wodą, bo w ten sposób fosfor jest zabezpieczony przed kontaktem z powietrzem. Ale jak się później okazało, to nie był fosfor, tylko zanieczyszczony kwas siarkowy. KDR nie mógł jednak tego wiedzieć, więc prawidłowo przyjął, że występuje niebezpieczeństwo pożaru.
No właśnie, czy w całej tej historii z beczką bolesławieccy strażacy niczego nie zaniedbali?
Postępowanie w tym przypadku było jak najbardziej prawidłowe, ponieważ najpierw wezwano policję, następnie sprawą zajęli się strażacy, a w konsekwencji beczka trafiła do wyspecjalizowanej firmy. Strażacy musieli jednak ponownie interweniować, ponieważ doszło do uwolnienia par i to w miejscu, gdzie znajdowało się wiele osób. Dlatego pewne zastrzeżenia można mieć do postępowania osób zajmujących się utylizacją i transportem tej feralnej beczki. Z tego, co wiem, trwa w tej sprawie dochodzenie.
(L.L)
Lech Lewandowski jest dziennikarzem, pracownikiem Wydziału Organizacji i Nadzoru w KW PSP we Wrocławiu
[Opis do fot. 2,3] fot. arch. KP PSP Bolesławiec
Zmiana. II_Strażacy, którzy jako pierwsi przyjechali na wezwanie (od lewej): sekc. Janusz Blecharz, str. Mateusz Borowiak, sekc. Dawid Mierzwa, dowódca zmiany mł. kpt. Waldemar Kośmicki, st. str. Jacek Bram, sekc. Sławomir Kowalik, sekc. Marek Danielczuk i st. ogn. Janusz Wilk
Zmiana III_Strażacy, którzy uczestniczyli w działaniach na parkingu i przy neutralizacji zawartości beczki: st. ogn. Paweł Nowak, dowódca zmiany asp. Marek Kołodziej , ogn. Oskar Bis, mł. ogn.Kamil Różniczki, sekc. Maciej Marcinkiewicz, st. sekc.Paweł Szydłowski, ogn. Krzysztof Puzio, sekc. Wojciech Majewski.
październik 2016
jest dziennikarzem i politologiem, pracującym przez wiele lat w prasie wojskowej, specjalizującym się w polityce międzynarodowej.