Szpilki w straży pożarnej
6 Marca 2021Za mundurem panny… Ale zaraz – to nie tak! Strażak to dla większości zawód stricte męski. Potrzeba tu siły, pot się leje, psychika musi być twarda jak stal. A jednak straż pożarna przyciąga kobiety i to nie te, które mundur wolą nosić.
Kobieta w straży pożarnej to nie nowość. Nikogo dziś nie dziwi kobieta za kierownicą wielkiego wozu strażackiego, wyciągająca poszkodowanych z wraków samochodów, podająca prąd wody do środka płonącego domu, a nawet zarządzająca akcją czy przeprowadzająca kontrolę. To nie science-fiction, to rzeczywistość. Chociaż więc zawód strażaka ściśle wiąże się ze stereotypami, z całym przekonaniem stwierdzam, że strażnica to nie okręt, który według przesądu zatonie, gdy na pokład wejdzie kobieta.
Droga do straży
Na widok munduru strażackiego od razu mamy dobre skojarzenia. Z badań Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że społeczeństwo najbardziej ufa straży pożarnej – w ok. 94% oraz pogotowiu ratunkowemu – w ok. 84% („Wartości i zaufanie społeczne w Polsce”, GUS, 2015). W dobie pandemii, kiedy służby jeszcze bardziej wychodzą naprzeciw potrzebującym, wartości te raczej niewiele się zmieniły – chyba że na lepsze.
Praca w służbach mundurowych to jednak nie bułka z masłem, a bywa naznaczona potem i łzami. Na zaufanie społeczne trzeba zapracować. Na początku tej drogi pracuje się jednak na pomyślne przejście przez nabór do służby. Kobiety, z którymi rozmawiałam, jasno stwierdzają, że do pracy w straży musiały się przygotowywać, głównie fizycznie. st. str. Patrycja Płotała z PSP w Świebodzinie, która pierwsze kroki stawiała w OSP, przyznaje, że do straży zawodowej dostała się za piątym razem i nigdy nie myślała o tym, by zrezygnować. – Sprawność fizyczna jest kluczowa. Przy naborze potrzebna jest siła i wytrzymałość w biegach, ćwiczyłam codziennie. Dawniej z pasją przez 5 lat trenowała boks i kickboxing, i to był dobry start. Na przygotowanie do testu sprawnościowego poświęciła 2 lata. – Nie poddawałam się. Wiedziałam, że w końcu osiągnę cel. Opłacało się. Dziś jest ratownikiem-kierowcą i młodszym nurkiem w grupie specjalistycznej. Ceni sobie to miejsce, ponieważ może pomagać ludziom i każdy dzień w pracy jest inny.
st. str. Patrycja Płotała z KP PSP w Świebodzinie zaczynała w OSP, chce jak najdłużej pracować w podziale
St. str. Sylwia Matys z JRG 4 w Lublinie od liceum chciała związać swoje życie z ratownictwem medycznym, ale w tamtym czasie czuła się zniechęcona podejściem otoczenia. – Ciągle słyszałam, że kobieta ratownik to pomyłka i nie dam rady. Pracowała przy biurku i było jej z tym źle. Staż w KP PSP w Świdniku otworzył jej oczy. Zobaczyła jak wygląda straż od środka i to rozpaliło w niej nową miłość. Dostała pracę w Komendzie Wojewódzkiej, jednocześnie jeździła po podkarpaciu i w tajemnicy startowała w naborach na podział bojowy. Wreszcie się udało i od prawie 3 lat spełnia marzenia jako ratownik-kierowca.
Uprawianie sportu, zawodowe lub hobbystyczne, ułatwia zadanie. St. kpt. Agnieszka Wojciechowska, obecnie zastępca dowódcy zmiany w JRG 3 w Krakowie, nie musiała się szczególnie przygotowywać do testu sprawnościowego, ponieważ w tamtym czasie grała w piłkę ręczną. – To królowa wszystkich sportów zespołowych, jest ogólnorozwojowa – stwierdza z uśmiechem. Sama przyznaje, że sport daje naprawdę dużo, ale mimo to, gdy zaczęła pracę na podziale, musiała jeszcze wypracować siłę. Pewności siebie nabrała dzięki treningom do Firefighter Combat Challenge.
Droga do spełnienia marzenia o pracy w straży przez pracowników cywilnych też nieraz nie jest usłana różami. Wie coś o tym mł. bryg. Wioletta Sidoruk-Ciołek z wydziału kontrolno-rozpoznawczego KM PSP w Warszawie, która jest związana z tym miejscem już ponad 20 lat. W rodzinie są strażacy, dlatego też chciała pójść na studia w SGSP, niestety w 1995 r. nie przyjmowano kobiet na studia dzienne. – Pierwsza napotkana przeszkoda nie odwiodła mnie od chęci podjęcia tego zawodu – mówi. Zmiana przyszła 2 lata później, ale pani Wioletta wybrała studia cywilne. Nie żałuje, swoją pracę po prostu lubi. Z uśmiechem powołuje się na powiedzenie „dobry prewentysta to prewentysta w terenie”. Panią Wiolę również cieszy różnorodność i to, że każdy dzień przynosi nowe doświadczenia.
st. kpt. Agnieszka Wojciechowska, zastępca dowódcy zmiany w JRG 3 w Krakowie
Na niektóre panie ogromny wpływ ma OSP. Naturalnie pozytywny. Czasem jest to hobby, produktywny sposób spędzania czasu wolnego, a nieraz po prostu (albo również) ważny kawał życia. Dla Katarzyny Brzóski z OSP Chrzanów – jedno i drugie. Od zawsze chciała nieść pomoc, uważa, że jeśli chodzi o zdrowie i życie innych, należy jak najszybciej reagować, pierwsza pomoc to jej konik. Nic dziwnego, zwłaszcza że zawodowo spełnia się jako pielęgniarka. Bywają więc dni, kiedy ratuje ludzi na dwa etaty.
Najtrudniejsze chwile
Nie oszukujmy się – ciężkie momenty zdarzają się nawet najlepszym. Grunt, żeby znaleźć w sobie siłę, by przeciwności pokonywać, a nie się pod nimi uginać. Cofnijmy się w czasie do lutego 2019 r. W pewnej miejscowości w gminie Świebodzin pijany mężczyzna barykaduje się na strychu budynku mieszkalnego, grożąc, że nożem odbierze sobie życie. Na miejsce zadysponowano zespół ratownictwa medycznego, policję i oczywiście straż pożarną. W czasie gdy policjanci próbowali dostać się do środka za pomocą podnośnika hydraulicznego, jedyna w województwie lubuskim strażaczka w podziale bojowym zagadywała zdesperowanego mężczyznę. – Sprawdziłam się w roli negocjatora. To miłe wspomnienie, bo komuś naprawdę pomogłam – stwierdza pani Patrycja. Niedoszłego samobójcę udało się obezwładnić i zabrać do szpitala. Sukces. I nagle stres i adrenalina schodzą jak powietrze z balonika. W ciężkich sytuacjach sprawdza się też uruchomienie autopilota. – Gdy jeździmy do działań z poszkodowanymi, przede wszystkim staram się skupiać na zadaniu. Wyłączam emocje, wyłączam stres.
mł. bryg. Wioletta Sidoruk-Ciołek z Wydziału Kontrolno-Rozpoznawczego KM PSP w Warszawie
Katarzyna Brzóska podkreśla, że jednostka OSP Chrzanów jest mocno nakierowana na ratownictwo medyczne (ma własną karetkę), ale najtrudniejszą akcją według niej było gaszenie pożaru opon w Trzebini. Maj 2018 r. Kłęby dymu ogarnęły ogromną przestrzeń, docierając do budynków mieszkalnych, ogień rozprzestrzeniał się szybko i zajął wielką połać. Na miejscu działało kilkadziesiąt zastępów, wsparcia strażakom z PSP udzieliły grupa ratownictwa medycznego oraz grupa gaśnicza z OSP Chrzanów. – Myślę, że każdy, kto tam był, dobrze to zapamiętał – twierdzi pani Katarzyna. Informacja o pożarze obiegła polskie media.
Gdy mowa o trudnych chwilach, st. kpt. Agnieszka Wojciechowska wspomina wyjazdy do wypadków samochodowych, osoby, które cierpiały z bólu, a nie mogły się wydostać z pojazdu. I jeszcze jedno. Mrożący obraz kobiety, która skoczyła z 15. piętra. Strażacy nie zdążyli wtedy zareagować. Ostatni krok nastąpił 2 minuty od ich dojazdu. – Gdy śledziliśmy ją wzrokiem, czuliśmy bezsilność. Sam moment skoku mocno działa na psychikę człowieka – opowiada.
Według pani Sylwii każde zdarzenie najlepiej traktować zadaniowo, skupienie kierować całkowicie na pomoc. – Uważam, że rozmyślanie w trakcie trudniejszych akcji „czy to ciężkie zdarzenie, czy dam radę, czy jest to dla mnie psychicznie obciążające?” zmniejszałoby efektywność działań.
Są sprawy, których nie można bagatelizować. Częsty kontakt z ludzką tragedią, presja związana z tym, że poszkodowani polegają na strażakach. Zabieranie stresu do domu to najgorsze, co można wtedy zrobić. Strażacy, również ich damska część, są zdania, że najlepiej zostawiać w pracy jej problemy. – Mamy styczność z wieloma ciężkimi sytuacjami, które warto przedyskutować w pracy, ale nie wolno przenosić ich do domu, żeby ten stres nie udzielał się domownikom – mówi st. str. Płotała. I ma rację. Po drugie pomaga sport. – Głowa po treningu jest tak zmęczona, że wszystko odchodzi – potwierdza st. kpt. Wojciechowska.
Trudno bywa na każdym stanowisku. Emocje nieraz stara się wyłączyć także mł. bryg. Sidoruk-Ciołek i szukać rozwiązań na spokojnie. Jak trafnie zauważa, istotne w pracy są komunikacja i dzielenie się wiedzą z młodszymi. Z kolei satysfakcję czerpie z tych kontroli, w których ma kontakt z ludźmi świadomymi ochrony przeciwpożarowej.
Hobby i marzenia
Funkcjonariuszki niewątpliwie mają krzepę. Czy to za sprawą wrodzonych zdolności, czy czaru soku z gumijagód. Lubią sport i zawody, np. „Bieg na Szczyt”, gdzie trzeba pokonać 836 schodów, czyli 38 pięter biurowca Rondo 1 w Warszawie (nota bene data tegorocznego biegu nie została jeszcze ustalona) albo Barbórkowy Turniej Strażaków i Ratowników „Kopalnia Soli Wieliczka”. Strażacy uczestniczą w tych zawodach w pełnym ubraniu specjalnym, z butlą z powietrzem włącznie. Do odważnych świat należy, a satysfakcja – murowana. Pani Patrycja upodobała sobie także zawody wodno-nurkowe, w których jako jedyna kobieta w tej kategorii nie ma sobie równych. Jeszcze większe wrażenie robią zawody FCC Poland, a niektóre strażaczki wyjeżdżają nawet do USA, żeby tam się sprawdzić. W 2008 r. odległy kontynent przyciągnął st. kpt. Agnieszkę Wojciechowską, również po praktyki w komendzie straży pożarnej w Yuma. Dla niej to tradycja rodzinna. I choć marzyła, by zostać lekarzem, zmiana planów okazała się strzałem w dziesiątkę. – W byciu strażakiem jest pewna wyjątkowość, ona rekompensuje mi zawód lekarski. Największą motywacją dla niej jest pragnienie bycia szczęśliwą. St. str. Patrycja Płotała z kolei chciałaby móc pracować na podziale bojowym jak najdłużej. Okazuje się też, że nie trzeba pracować na podziale, żeby lubić ruch. Pani Wioletta jest tego przykładem – lubi jazdę rowerem, na nartach i podróże.
Katarzyna Brzóska zawodowo jest pielęgniarką, a gdy tylko może, działa w OSP Chrzanów
OSP to nie tylko aktywne hobby i wsparcie dla zawodowych strażaków, to także misja szerzenia odpowiednich zachowań i przekazywania wiedzy młodszym. Za świetny przykład posłuży OSP Chrzanów, gdzie działają młodzieżowe drużyny pożarnicze. Wśród młodych, a nawet bardzo młodych (3-8 lat) miłośników straży pożarnej jest 20 dziewczynek. Nie dziwota, że jednostka przyciąga kobiety, skoro pieczę nad nimi sprawuje prezes Jagoda Jankowska. – Cieszę się, że moja jednostka skupia się na przekazywaniu wiedzy kolejnym pokoleniom, począwszy od maluszków – mówi pani Katarzyna. Dla niej pasją (poza pracą) jest działanie w OSP oraz góry. Kiedy tylko ma czas, wyrusza w podróż z plecakiem – Babia Góra, Turbacz, Szczyrk i przeprawa ze Skrzycznego do Malinowej Skały.
Z kobiecością ściśle wiąże się macierzyństwo i życie rodzinne. Dla moich rozmówczyń nie ma rzeczy niemożliwych; te, które posiadają potomstwo świetnie łączą oba światy, a pomagają w tym system zmianowy i podejście kierownictwa. A najbardziej wytrwałość i determinacja pań. Mają czas na rodzinę, relaks i „babskie sprawy”. – Na pewno przydaje się dobra organizacja i zarządzanie czasem – zauważa pani Wiola.
Przeciąganie liny
Dylematu, kto się bardziej nadaje do straży: kobieta czy mężczyzna, nie będę rozstrzygać, bo decyzja o służbie i to, jak się ktoś sprawdza na stanowisku, nie są w 100% zdeterminowane przez płeć. Z różnic mogą wynikać pewne predyspozycje, słabości lub mocne strony. Bez dwóch zdań w straży liczą się siła, spryt, umiejętności techniczne, stalowe nerwy. – Mężczyźni mają to wszystko, a my musimy dużo z siebie dać, by móc tam być – uważa st. kpt. Wojciechowska. – To miejsce dla mężczyzn, i dla wyjątkowo silnych kobiet. Fizyczność ma znaczenie, całą resztę można wypracować. Niemniej jednak w szczególnych sytuacjach kobiece cechy naprawdę się przydają. Dzieci częściej obdarzają zaufaniem kobiety, to one mają intuicję, są drobniejsze, niemal wszędzie się zmieszczą, są lżejsze. Pani Agnieszce drobna postura przydaje się, gdy wyrusza na ćwiczenia lub akcje z ekipą wysokościową. Na kursie wstępnym na ratownika wysokościowego w 2006 r. bez problemu weszła do Diablej Dziury w Bukowcu. – Wtedy nie wszyscy byli zachwyceni przeciskaniem przez ciasne korytarze, a mi się to bardzo spodobało. Wierzy też, że bez względu na płeć, dzięki sportowi i kursom to ona zajęła wolne miejsce w jednostce JRG 3. – Dla ówczesnego dowódcy nie było ważne, czy jestem kobietą czy Marsjaninem. Na szczęście moje rozmówczynie nie spotykały się z odrzuceniem ani uprzedzeniem ze strony kolegów, zawsze mogą na nich liczyć. – Ważne, żeby nie spalać energii na przekonywaniu innych tylko kierunkować ją we właściwe miejsca – uważa st. str. Sylwia Matys. – Czasami trzeba coś szarpnąć, dźwignąć, jeździć po nocach do pożarów itd., ale jeżeli kobieta jest tego świadoma, nie szuka łatwizny i lepszego traktowania z racji płci, to dlaczego nie?
Coraz mniej też osób spoza straży dziwi się na widok kobiety, np. za kierownicą wozu gaśniczego. Pani Patrycja z uśmiechem wspomina chwile, gdy ktoś przypadkiem nazywa ją „panem”. Pewnego razu pani Wiola spotkała się w pracy z konsternacją, bo na kontrolę miał przyjechać „strażak”, a nie dziewczyna. Jej zdaniem brak kobiet w straży to stereotyp. Za przykład podaje warszawską komendę, gdzie są 43 funkcjonariuszki i osiem kobiet cywili. – Mogę z pełną świadomością stwierdzić, że w warszawskiej komendzie szklany sufit nie istnieje, a ja jestem tego dowodem. Wszystkie zgodnie stwierdzają, że warto być otwartą i mieć dystans do siebie, a w pracy liczy się zespołowość, sprawna komunikacja, dobra organizacja, a nie to, kto ile wyciska na klatę albo kto powinien nieść to czy tamto. Ewidentnie w straży pożarnej pracują ludzie, których można ocenić według skali fajności – facetów i dziewczyny. Po równo.
Trochę liczb
Osoby pytane o to, czy w straży jest coraz więcej kobiet, odpowiadają z przekonaniem, że tak, albo przynajmniej stwierdzają, że są, bo je widzieli. Bliższe prawdy jest to drugie. Kobiety w straży pożarnej bywają, ale na pewno ich nie przybywa. To złudzenie. W samym 2020 r. funkcjonariuszek jednostek PSP było tylko (a może aż?) 1205. Na pierwszy rzut oka liczba może zachwycić, ale 1205 funkcjonariuszek przy prawie 29 tysiącach funkcjonariuszy to wynik raczej kiepski – zaledwie ok. 4% (stan z 31.12.2020). Lata poprzednie również nie napawają optymizmem. Nie ma żadnego boomu ani przełomu – ostatnie 4 lata to oscylacja między 3,96% a 4,02%, a dla porównania 2010 r. pokazuje, że tendencja jest raczej spadkowa – funkcjonariuszki stanowiły wtedy 4,23% szeregów straży.
Spośród służb mundurowych najmniej kobiet występuje w PSP, najwięcej – w Straży Granicznej, bo 22-23% („Raport na temat równego traktowania kobiet i mężczyzn w służbach mundurowych” za 2012-2013 r., MSW, 2014). Można zatem zaryzykować konkluzję, że mundury wdziewały te panie, którym niestraszna jest ciężka robota w mało komfortowych warunkach, a wręcz poszły pod prąd. Część z nich oczywiście zajęła stanowiska pracy biurowej, co nie znaczy, że mniej potrzebnej albo nudnej. Mimo to gigantek nie przybywa. Od lat najwięcej funkcjonariuszek w straży pożarnej jest w województwie mazowieckim, a najmniej głównie w podkarpackim.
Jeżeli komuś wydaje się, że straż ogólnie przyciąga mało kobiet, może się zdziwić. Dane dotyczące szeregów pracowników cywilnych niemal szokują. 10 lat temu kobiety stanowiły ponad 65% załóg, a w 2020 r. już prawie 71%. Na upartego, jeśli mamy wątpliwości co do parytetów lub choćby zdrowego udziału płci (zgodnie z tezą w „Ogniu pytań”, że równowaga występuje wtedy, gdy jedna z grup stanowi 40-60% zespołu), należałoby posypać głowę popiołem, bo balans nie jest zachowany ani tu, ani tu. To jednak temat na inną dyskusję.
Marta Giziewicz
fot. OSP Chrzanów, Adrian Tadych, zbiory prywatne bohaterek artukułu
Marta Giziewicz jest redaktorką i dziennikarką, autorką powieści, pracuje w "Przeglądzie Pożarniczym" od 2020 r.