Strażak z przypadku, filatelista z wyboru
15 Grudnia 2022„Straż na znaczkach” to najstarsza rubryka w „Przeglądzie Pożarniczym”, od prawie 40 lat prowadzona przez tego samego autora - st. bryg. inż. w st. sp. Macieja Sawoniego. Czas odsłonić nieco kulisy tego oryginalnego kącika.
rozmawiała Katarzyna Gruszczyńska
Skąd taki wybór zawodu? Czy podobnie jak większość małych chłopców chciał pan zostać strażakiem?
Marzyłem, aby dostać się do Państwowej Szkoły Morskiej i pływać po morzach, ale po maturze w 1963 r. zostałem przyjęty na równie atrakcyjny i oblegany Wydział Budowy Okrętów Politechniki Gdańskiej. W młodym i ciekawym świata człowieku nie zawsze roztropność jest na pierwszym planie, czasem zbytnia wiara w swoje możliwości prowadzi na manowce. Przez zaniedbanie nauki szybko pożegnałem się ze studiami i morską karierą. Chcąc uniknąć wojska, wstąpiłem do Szkoły Oficerów Pożarnictwa (SOP). Potem ukończyłem studia w Wyższej Oficerskiej Szkole Pożarniczej (WOSP).
Zawodowo zostałem rzucony na głęboką wodę, pracowałem w tzw. resortowej ochronie przeciwpożarowej. Moim pierwszym miejscem pracy był stołeczny Teatr Wielki Opery i Baletu, następnie zaliczyłem kilka lat służby liniowej w WOSP, skąd przeszedłem do Zarządu Zamku Królewskiego w Warszawie. Później zostałem mianowany głównym inspektorem ochrony przeciwpożarowej w Narodowym Banku Polskim, gdzie pracowałem 20 lat.
Z perspektywy czasu nie żałuję, że przez grzechy młodości związałem się z pożarnictwem. Ten zawód daje dużo satysfakcji, możliwości poznania wspaniałych ludzi, ciągle się rozwija i unowocześnia.
Pana przygoda ze zbieraniem znaczków trwa już bardzo długo. Skąd zainteresowanie filatelistyką?
Byłem wychowankiem, a potem współpracownikiem płk. poż. Józefa Nazarki, legendarnego dziś wychowawcy kadr oficerskich. On to właściwie podsunął mi pomysł, abym kolekcjonował różne drobne pamiątki pożarnicze, które z czasem mogą się stać cennymi artefaktami. I tak zbierałem wszystko, co wpadło mi w ręce: miniaturki samochodów strażackich, hełmy, proporczyki, plakaty, medale, odznaki itd. W 1977 r. dostałem w prezencie od zaprzyjaźnionego płk. poż. Tadeusza Popielawskiego z Polskich Linii Oceanicznych w Gdyni mały klaser, w którym było około 30 znaczków o tematyce pożarniczej, przywożonych z antypodów przez życzliwych kapitanów. Ziarno zostało zasiane. Od tego momentu postanowiłem poświęcić się głównie tej tematyce. Wyjątek zrobiłem dla filokartystyki, kolekcjonując blisko 3 tys. widokówek pożarniczych z całego świata.
Pierwszy zbiór, a potem eksponat wystawowy, mozolnie budowałem ponad 10 lat. Nawiązałem kontakty z ponad 50 podobnymi zbieraczami z różnych stron świata, w większości z czynnymi zawodowo strażakami. Niektórych poznałem osobiście, zaprzyjaźniłem się z nimi. Dziś znakomita większość tego grona gasi pożary gwiezdnych materii, a ja utrzymuję kontakt z kilkoma sędziwymi już filatelistami, wśród nich z 88-letnim Japończykiem.
Znaczki były odskocznią od pracy zawodowej - to nowatorskie zajęcie, bo pożarnictwo jako temat filatelistyczny zaczęło nieśmiało przebijać się w zagranicznej prasie fachowej w latach 80. XX w. Gdy na znaczku pojawiał się wąsaty strażak, pożar lub uprzywilejowany czerwony samochód, to był powód do radości. Zauważyłem, że czasem na znaczkach o innej treści znajduje się mniej lub bardziej ukryty element strażacki. Udało mi się opisać kilkanaście takich przypadków i wprowadzić je po raz pierwszy do annałów światowej wiedzy filatelistycznej. Bardzo pomogły mi w tym „kąciki” w „Przeglądzie Pożarniczym”, gdyż liczy się pierwsza oficjalna prezentacja waloru.
Od 50 lat gromadzę książki, katalogi, pisma fachowe związane z pożarnictwem i dziedzinami pokrewnymi. Internet jest bardzo pomocny, ale i tam pojawiają się błędne treści i przekłamania, które trzeba weryfikować, a własna archiwalna dokumentacja jest bezcenna. W oparciu o nią noszę się z zamiarem napisania książki pod roboczym tytułem „Pożar i straż pożarna w filatelistyce”.
Pana znaczkowa współpraca z PP trwa już prawie 40 lat, jak to wszystko się zaczęło?
Pierwszy artykuł opublikowałem w PP ponad 50 lat temu, pisząc o zabezpieczeniu przeciwpożarowym Teatru Wielkiego w Warszawie, w owym czasie największej sceny operowej na świecie. W 1982 r. pokazałem fragment zbioru filatelistycznego Marianowi Szcześniakowi, ówczesnemu redaktorowi naczelnemu. Doszedł do wniosku, że jest to dziewiczy temat i poprosił mnie o stosowną publikację oraz redagowanie tzw. kącików filatelistycznych. Wkrótce w numerze majowym ukazał się obszerny artykuł pt. „Motywy pożarnicze w filatelistyce” oraz pierwszy kącik.
I tak niemal 40 lat temu rubryka o znaczkach i stemplach pocztowych o tematyce pożarniczej zagościła na stałe na łamach PP. Traktuję ją jako mój maleńki listek laurowy do wieńca chwały strażackiej formacji na całym świecie. Podobne publikacje zamieszczałem również w katalogach krajowych i międzynarodowych wystaw filatelistycznych, w bratnim „Strażaku”, w „Morzu”, „Filateliście”, w niektórych miesięcznikach branżowych i drukach okazjonalnych. Uzbierało się tego kilkaset opracowań. Zostało to dostrzeżone przez Polski Związek Filatelistów, który w 2009 r. wyróżnił mnie prestiżowym medalem „Za Zasługi dla Rozwoju Publikacji Filatelistycznych”.
Skoro mowa o pana kolekcji, nasuwa mi się seria pytań. Od jakiego znaczka się zaczęło? Ile eksponatów obecnie liczy kolekcja i jakie są pana ulubione okazy? Czy są znaczki, o których pan marzy?
W światowym obiegu pocztowym ukazało się blisko 2,7 tys. znaczków i stempli pocztowych o tematyce pożarniczej. Mam 98 proc. znaczków wydanych do tej pory. Fragment tego zbioru jako tematyczny eksponat wystawowy uzyskiwał najwyższe wyróżnienia na krajowych i międzynarodowych wystawach filatelistycznych. Najcenniejszym rarytasem jest karta pocztowa z obiegu z unikalnym stemplem wirnikowym o treści: „Tydzień Obrony Przeciwpożarowej 5-12 IX 1939 r.”. Stempel dokumentuje, że przesyłkę nadano 6 września 1939 r. o 10.00 w Urzędzie Pocztowym Warszawa 2 w dawnym Dworcu Głównym. Stolica była nękana przez lotnictwo z czarnymi krzyżami na skrzydłach, a Poczta Polska działała jak w zegarku! To pierwszy polski stempel o tematyce pożarniczej z blisko 300 stempli okolicznościowych stosowanych do końca 2022 r. w kraju.
Moim marzeniem jest pozyskać datownik propagandowy Poczty Polowej AK przy ul. Szpitalnej w Warszawie, stosowany przez 2 tygodnie od 5 sierpnia 1944 r., mający w otoku napis „Warszawa w ogniu” - najwcześniej używany stempel powstańczy w stolicy. To prywatne wańkowiczowskie chciejstwa, ale mam też marzenia bardziej uniwersalne. Boli mnie, że od lat nie możemy zdobyć się jako państwo na wydanie serii znaczków pocztowych, które byłyby ukłonem społeczeństwa w stronę strażaków. Nie pamiętam, aby na znaczku pokazano np. obiekt będący przykładem polskiej architektury pożarniczej. Służę nieprzypadkowo dobranym przykładem. We Włocławku zachowała się w centrum miasta zabytkowa już strażnica z dostrzegalnią zbudowana w 1909 r. W tejże strażnicy na zjeździe przedstawicieli straży ogniowych Królestwa Polskiego w 1912 r. na wniosek Józefa Tuliszkowskiego podjęto uchwałę o założeniu strażackiego periodyku fachowego - „Przeglądu Pożarniczego”. Na filatelistyczne odkurzenie zasługuje również prawdziwe oblicze, a właściwie maska, Polskiego Fiata 621 z 1935 r. (PP 3/2021 - przyp. red.). Wśród licznych polskich znaczków o tematyce religijnej nie znajdziemy też ani jednego z sylwetką św. Floriana, patrona strażaków.
Osobiście szczególnie cenię francuski znaczek z 1945 r. upamiętniający spalenie miasteczka Oradour-sur-Glane w 1944 r. przez oddziały SS. Francuzi nie bawili się w poprawność polityczną lub rozmydlające alegorie, pokazali światu bardzo realistyczny obraz płonącego kościoła, w którym niemieccy oprawcy zamknęli i spalili żywcem pięć nauczycielek i 242 uczniów miejscowej szkoły.
Mój tata, chcąc zainteresować nastoletniego syna znaczkami, wykupił w 1957 r. pierwszy abonament filatelistyczny, w którym przykuwały uwagę trzy znaczki wydane z okazji warszawskiego Kongresu CTIF. Choć dziś są wizualnie nieco archaiczne, to zachwycają ekspresją. Mam do nich szczególny sentyment.
Za wieloma znaczkami kryją się ciekawe historie. Czy mógłby pan podzielić się z nami jakąś nieznaną jeszcze naszym czytelnikom?
Opowiem pani niepublikowaną historię dotyczącą wydania w 1998 r. serii dwóch znaczków (fot.) poświęconych jubileuszowi 50-lecia japońskiej straży pożarnej. Pokazano na nich obrazy słynnego XIX-wiecznego artysty malarza Kunichika Toyohary, na których przedstawił aktorów teatru Kabuki odgrywających role ówczesnych strażaków. Japońscy aktorzy, jak i strażacy eksponowali swoje odrębne statusy oraz łączące ich silne więzi zawodowej solidarności za pośrednictwem barwnych tatuaży. Były one często agresywne i frywolne, szokujące obyczajowo, z biegiem lat stały się symbolem przestępczości mafijnej. Współczesna Japonia prawnie zakazała propagowania tatuażu, stąd też poczta japońska zdecydowała o... ocenzurowaniu przygotowanych do wydania znaczków i usunęła tatuaż z obu rąk jednego ze wspomnianych aktorów. Nie naruszał już estetycznej wrażliwości japońskiego społeczeństwa.
Mam też historię z rodzimego obszaru osobliwości. 4 maja 1991 r. w Częstochowie miała miejsce okolicznościowa wystawa filatelistyczna z okazji Dnia Strażaka, na której stosowany był stempel z sylwetką św. Floriana gaszącego pożar. Zamiast wymaganych przez pocztę standardowych parametrów miał wymiary 6 x 7 i cm zajmował blisko połowę ostemplowanej powierzchni karty lub koperty. Stało się to przez błędne ustawienie przełożenia skali pantografu reprodukcyjnego i przyniosło nam światowy rekord w postaci największego powierzchniowo stempla o tematyce pożarniczej.