Skandynawskie metody uwalniania poszkodowanych
21 Listopada 2016W czerwcu tego roku podczas warsztatów Weber Rescue Days w Częstochowie polscy ratownicy mieli okazję bliżej poznać techniki rodem ze Skandynawii.
Na warsztatach ratownictwa technicznego Weber Rescue Days w Berlinie w 2015 r. w składzie mojej grupy było dwóch ratowników z Norwegii. Ich propozycje postępowania podczas uwalniania osób poszkodowanych z rozbitych pojazdów znacznie różniły się od powszechnie znanych w Polsce, co więcej, różniły się od tych stosowanych w pozostałej części Europy.
Może nie dziwiłoby to, gdyby chodziło o dalekie kraje, np. Japonię czy Stany Zjednoczone. Skąd jednak takie rozbieżności w taktyce działań w ramach jednego kontynentu?
Warunki wymuszają metody
Jeśli przyjrzeć się gęstości zaludnienia krajów skandynawskich, od razu widać, że największa liczba ludzi skupia się w obrębie dużych miast, głównie na południu półwyspu. I choć środkowa część lądu jest zamieszkała w znikomym stopniu, normalnie odbywa się tam ruch drogowy, a tym samym - dochodzi także do wypadków komunikacyjnych.
Tu należałoby przeanalizować zasadę złotej godziny, powszechnie znaną w medycynie ratunkowej. Jest to czas od momentu zaistnienia zdarzenia zagrażającego życiu osoby poszkodowanej do chwili udzielenia jej pełnej pomocy medycznej w szpitalu, który nie powinien przekroczyć 60 min. W przeciwnym razie szanse na jej uratowanie znacznie spadają. Złota godzina ma swoje stałe elementy składowe: czas mierzony od zaistnienia zdarzenia do jego zauważenia i zawiadomienia służb ratunkowych, czas dojazdu służb, czas na wykonywanie technik ewakuacyjnych i udzielanie kwalifikowanej pierwszej pomocy na miejscu zdarzenia, czas transportu do szpitalnych oddziałów ratunkowych. Poza Skandynawią sieci zespołów ratownictwa medycznego i straży pożarnej są rozmieszczone w taki sposób, że dojazd zajmuje przeważnie do 15 min. Szybko również dostrzegane jest zaistnienie zdarzenia, a czas transportu osób poszkodowanych do placówek szpitalnych jest maksymalnie skracany (np. w Polsce poprzez wykorzystanie śmigłowców Lotniczego Pogotowia Ratunkowego). Aby zwiększyć szanse na przeżycie osoby poszkodowanej, strażak-ratownik musi bardzo szybko wykonywać techniki ewakuacyjne. Niby to oczywiste, ale jeśli przyjąć, że czas do zauważenia zdarzenia wyniesie 5 min, czas dojazdu służb ratunkowych to 15 min i podobnie, kolejne 15 min to czas transportu osoby poszkodowanej do szpitala, wówczas na same techniki ewakuacyjne, zgodnie z zasadą złotej godziny, pozostaje jedynie ok. 25 min. Doświadczeni ratownicy doskonale wiedzą, że to niewiele, a sam proces uwalniania poszkodowanego niejednokrotnie potrafi zająć nawet 40 min.
Na Półwyspie Skandynawskim na terenach o niskiej gęstości zaludnienia może minąć wiele minut, zanim ktokolwiek zauważy wypadek. Służby ratunkowe mogą mieć do przebycia taką odległość, że czas ich dojazdu (a zarazem transportu osoby poszkodowanej do szpitala) wyniesie ok. 30 min. Zasada złotej godziny jest już zatem naruszona. Czas na ewakuację musi być skrajnie krótki. Właśnie z powodu deficytu czasu techniki skandynawskie musiały zostać zmodyfikowane w porównaniu do tych stosowanych w innych państwach.
Przesuwanie wraku
Polskim ratownikom techniki skandynawskie mogą się wydawać niezwykle kontrowersyjne, gdyż zaburzają nasze strażackie standardy. W Polsce nigdy nie przemieszcza się auta wypadkowego. Dążymy raczej do jego stabilizacji. Odchodzi się już od przestarzałych technik, w których spuszcza się powietrze z opon, żeby wrak osiadł na podbudowie, czy delikatnego podnoszenia auta powypadkowego, aby wsunąć pod nie punkty stabilizacji. W przypadku dużych zakleszczeń, każde (nawet minimalne) podniesienie lub opuszczenie konstrukcji może spowodować nacisk na duże naczynia krwionośne poszkodowanego, a w konsekwencji stworzyć warunki zagrażające jego życiu. W technice skandynawskiej w pierwszej kolejności za pomocą wciągarki przemieszcza się powoli wrak w taki sposób, aby znalazł się w osi między dwoma pojazdami ratowniczymi. Na samym początku trzeba zaznaczyć, że jest to technika alternatywna.
Aby ją zastosować, muszą być spełnione pewne warunki konieczne: życie poszkodowanego jest zagrożone i jednocześnie inne techniki ewakuacji z wraku mogłyby trwać zbyt długo. Jest to zatem metoda wykorzystywana w ostateczności, gdy inne techniki nie pozwoliłyby na uratowanie ludzkiego życia.
Podczas przemieszczania wraku ratownik towarzyszy osobie poszkodowanej wewnątrz pojazdu i zabezpiecza ją. Potrzebna jest tu jednak znaczna powierzchnia na drodze, na której będzie można w jednej osi zmieścić wrak oraz dwa pojazdy ratownicze.
To niewątpliwy minus tej techniki.
Ustawienie całego zestawu w osi jest niezwykle ważne, ponieważ każde przesunięcie od osi (szczególnie na nierównej powierzchni), może spowodować wywrócenie wraku podczas późniejszej pracy wciągarki.
Do wykonania tej techniki oprócz wciągarki konieczne są odpowiednie łańcuchy. Powinny mieć one możliwość regulacji długości poprzez zastosowanie odpowiednich końcówek.
Gdy pojazd powypadkowy jest już w odpowiedniej pozycji, za pomocą rozpieracza ramieniowego odgina się ramki obu przednich drzwi. Nie dokonuje się w tym momencie całkowitego wyważenia drzwi, gdyż byłoby to zbytnią stratą czasu. Chodzi jedynie o stworzenie szczeliny, przez którą zostaną włożone łańcuchy.
Zakładamy je u podstawy słupków A, pamiętając przy tym, by nie obejmowały konstrukcji drzwi.
Przednią szybę - w zależności od sytuacji - należy usunąć całkowicie lub wykonać w niej otwory piłą do szyb. Nie przeszkadza ona w dalszych działaniach. W analogiczny sposób zakłada się łańcuchy na ostatnie słupki z tyłu pojazdu.
Ważne, by długość lewego i prawego łańcucha była równa (zarówno z przodu, jak i z tyłu). Zapobiegnie to bocznym przesunięciom pojazdu powypadkowego. Połączone łańcuchy powinny tworzyć kąt ostry.
W tym momencie należy wstępnie naciągnąć łańcuchy za pomocą wciągarki.
Dopiero w tym momencie całkowicie wyważa się drzwi - po obu stronach pojazdu. Ważny tu jest podział obowiązków w zespole ratowniczym i takie rozłożenie zadań, które pozwoli na działanie z dwóch stron wraku. Jeśli drzwi wyważał będzie jeden zespół, najpierw z jednej, potem z drugiej strony, narazimy się na stratę czasu - a pamiętajmy, że i tak mamy jego wielki deficyt. W kolejnych krokach dokonujemy nacięć słupków A - zaraz przy dachu oraz u podstawy, nad progiem.
Po wykonaniu nacięć kontynuuje się naciąg wciągarką. Dzięki temu uzyskujemy dużą przestrzeń wokół osoby poszkodowanej.
Technika ta nie powinna zajmować przeszkolonemu zespołowi więcej niż kilka minut. Krótki czas wykonania jest tu największą zaletą. Ze względu na stan osoby poszkodowanej walczy się praktycznie o każdą sekundę.
Umiejscowienie naboju pirotechnicznego uruchamiającego poduszki gazowe może utrudniać cięcie słupka A przy samym dachu. Jeśli podczas rozpoznania stwierdzimy, że znajduje się on przy samym dachu, wówczas cięcie omijające wykonujemy powyżej ładunku - w dachu.
Gdybyśmy wykonali je poniżej, po odciągnięciu całości dostęp do osoby poszkodowanej byłby ograniczany przez niedocięty element słupka A.
Zderzenia boczne
Skandynawska technika, wykorzystująca łańcuchy, doskonale sprawdza się również przy zderzeniach bocznych. Początek działań jest taki sam - należy tak wydobyć pojazd wypadkowy na drogę, aby znajdował się on w osi między pojazdami ratowniczymi. W tym przypadku będzie on jednak stał do nich prostopadle
Następnie zakłada się łańcuchy Z jednej strony na słupek B - od strony boku, który uległ uderzeniu oraz z drugiej strony na słupki skrajne (A i C lub A i D). Nie trzeba odginać ramek drzwi, gdyż łańcuchy zakłada się tak, aby obejmowały całą konstrukcję, a nie tylko słupki. W tym momencie dokonuje się pierwszego naciągu łańcuchów, który przywraca konstrukcję wraku do jego pierwotnego kształtu (pewna analogia do techniki cross-rammingu). Następnie przecina się słupek B zaraz przy dachu i kontynuuje naciąg, który wyrywa cały bok pojazdu, tworząc przestrzeń wokół osoby poszkodowanej.
Kontrowersyjna skuteczność
Techniki skandynawskie, choć w pierwszej chwili wydają się kontrowersyjne ze względu na przemieszczanie wraku pojazdu oraz brak jego stabilizacji, są niezwykle skuteczne i szybkie. Wypracowane zostały na bazie doświadczeń ratowników, którzy ze względu na uwarunkowania geograficznie mają niezwykle mało czasu na działanie. Biorąc pod uwagę ratowanie zagrożonego życia ludzkiego, uważam, że technikę tę warto znać - oczywiście sięgając do niej przy spełnieniu warunków koniecznych do jej zastosowania. Być może w ten sposób uda nam się uniknąć działań, które właśnie ze względu na czas z góry byłyby skazane na niepowodzenie. Jeśli na szali jest ludzkie życie, liczy się przecież tylko skuteczność.
Analizując zasadę złotej godziny, ratownik nie ma dużego wpływu na takie składowe, jak czas dostrzeżenia zdarzenia, czas dojazdu (poza doskonałą znajomością rejonu operacyjnego) czy transportu do szpitala, ale ma wpływ na długość czasu poświęconego na ewakuację z wraku pojazdu. Niezmierne ważne są tu systematyczne ćwiczenia oraz znajomość jak największej liczby technik ratowniczych, gdyż jak doskonale widać, sprawność działań przekłada się bezpośrednio na życie i zdrowie ludzkie. Ćwiczmy i działajmy tak, żebyśmy to my - ratownicy byli najmocniejszym elementem złotej godziny.
st. kpt. Rafał Podlasiński jest zastępcą dowódcy zmiany w JRG 15 w Warszawie, członkiem specjalistycznej grupy poszukiwawczo-ratowniczej
fot. Rafał Podlasiński
październik 2016