Serial
1 Kwietnia 2015Telewizja Polska w ostatnim dniu lutego wyświetliła pierwszy odcinek serialu o nas. Przyznaję, że nieco się obawiałem, co to będzie, bo nasz zawód bywa tak efektowny, że łatwo w filmie przekroczyć granicę efekciarstwa.
Kto oglądał film „Backdraft”, ten wie, o czym mowa: żywioł grający w berka ze strażakami, wewnętrzny pożar bez dymu, no i kicz kiczów: wielki, wyprostowany strażak w pełnym rynsztunku bojowym przenoszący przez dyfuzyjne, ogromne płomienie propanowe małe dziecko – bez szwanku. Obawiałem się też, że twórcy filmu, naśladując gotowce, zechcą polać scenariusz gęstym sosem poprawności politycznej, by wykuć ze strażaków jakichś nowych ludzi.
Nie wszystkie moje obawy się potwierdziły i generalnie, po pierwszym odcinku, jestem pozytywnie zaskoczony.
Główni bohaterowie, pokazani jako nieco zwariowani chłopcy (hobby – wnerwiająca jazda na motorach), ale fachowcy pierwszorzędni. Tak mają wyglądać archetypy strażaków, bo w powszechnej opinii trzeba być nieco stukniętym, żeby dobrowolnie włazić w ogień. Jest oczywiście człowiek zły, a co najmniej bardzo niesympatyczny – przełożony tych równych chłopaków, kostyczny oficer, ślepy sługa i wykonawca regulaminów, co to nigdy się nie uśmiecha, wykona każdy rozkaz i tego samego oczekuje od innych. On chyba nie jeździ na motorze. Nie lubi go dowódca JRG, a podwładni jawnie nienawidzą.
Twórcy postarali się, by strażacy nie żyli w emocjonalnej pustce. Jeden ma dziewczynę, co prawie nie gra na seksownej wiolonczeli, a drugi żonę i dwóch synów. Żona jest nieco roztrzepana, a synkowie trochę niesforni, co razem daje sympatyczny obrazek dobrej matki i fajnych łobuziaków z tornistrami. Mama wie, gdzie ich prowadzić, co bardzo wymownie i dynamicznie pokazano – w stronę kanciastego, tęczowego mostu, łączącego „ponad podziałami” dwa brzegi tego samego trawnika na placu Zbawiciela w Warszawie. Reguły dramatyczne podpowiadają, że jeśli w pierwszym akcie widać strzelbę na ścianie, to w którymś z kolejnych musi ona wypalić. Zobaczymy, co będzie z tym łatwopalnym, plastikowym gadżetem popkultury i co odtwórcy zechcą przy okazji nam lub za nas z ekranu zakomunikować.
Pokazano zmianę służby, i to dwukrotnie. I przy okazji dwukrotnie pominięto świętość – nieodłączny element naszej starej tradycji, tak mniej więcej 150-letniej. Bo nie padły cztery kluczowe zawołania: „Zmiana służby!”, „Służba zdana!”, „Służba przyjęta!”, „Służba rozpoczęta!”, co pieczętuje – zależnie od JRG – krótki dźwięk syreny samochodowej, trzy dzwonki alarmowe lub uderzenia w dzwon. To wtedy następuje największy dreszcz w czasie rutynowego przejęcia obowiązków. Ale skąd scenarzyści mają o tym wiedzieć?
Za to bardzo ładnie, wręcz instruktażowo pokazano przebieg akcji ratowniczej przy wypadku drogowym. Na szczęście montażyści oszczędzili nam dynamiki i cięć. Co prawda strażacy wyszli z samochodu bez hełmów, w nienagannych fryzurach, ale trzeba to zrozumieć – gwiazdy żyją z pokazywania twarzy, a po włożeniu mundurów dla większości widzów i tak już byli jednakowi. Do przebiegu działań nie można mieć zastrzeżeń – konsultanci wykonali dobrą robotę .
Miło zasygnalizowano istnienie OSP i tradycje z tym związane, przewinęło się hasło z zarządzania kryzysowego. To dobrze, a nawet bardzo dobrze. Zobaczymy, czy będzie coś z zapobiegania pożarom.
No i jest klimat. Otóż przebywający na łonie rodzinno-towarzyskim (czyli w restauracji) strażacy jakoś tak spojrzeli za okno, gdy przejechał czerwony wóz bojowy… Też wtedy poczułem to szarpnięcie. I ładnie, że tak skromnie to pokazano.
W pierwszym odcinku nie było pożaru. Nie mogliśmy więc przekonać się, czy twórcy zechcą pokazać wewnętrzny, czyściutki pożar propanowy, ale bez oddziaływania termicznego, czy też oddać rzeczywistość dymowo-poświatową. Niestety, po migawkach w zapowiedziach można podejrzewać, że będzie po amerykańsku. A przecież byłoby naprawdę dramatycznie ujrzeć klaustrofobiczny obraz z maski strażaka, widzącego przez dym w świetle latarki nie dalej niż na wyciagnięcie ręki. Z odgłosem jego oddechu, zamiast muzyki, ze stukotem kroków w martwej ciszy. Bo pożar to raczej cichy zabójca…
Niestety, nie wiemy, czy w filmowej JRG jest jakiś „jajcarz”, a w każdej przecież jest.
Ale nie potępiajmy. To na razie pierwszy odcinek, całkiem oryginalny, całkiem niezły. Może będzie lepiej, choć zwykle w serialach najlepsze jest na początku.
Scenariusz: Wojciech Lepianka, Karolina Frankowska, Bartosz Blaschke; reżyseria: Maciej Dejczer; aktorzy: ci sami, co zwykle; tytuł: Strażacy.
Oficer
PS. A jednak wewnętrzny pożar propanowy…