• Tłumacz języka migowego
Różności

Samo zło

30 Listopada 2015

Ulice, komunikacja miejska i przystanki, restauracje, siłownie, biblioteki – w każdym z tych miejsc widzimy ludzi z telefonami. Smartfony stały się wręcz plagą. Zewsząd słychać głosy o ich negatywnym wpływie na ludzki organizm, szczególnie w przypadku dzieci i osób starszych. Czy mają same wady?

Na początku 2015 r. Urząd Komunikacji Elektronicznej przeprowadził badania dotyczące pochłaniania przez ludzki organizm energii elektromagnetycznej podczas rozmów telefonicznych. Być może nie przerażają, ale jednak ich wpływ na ludzki mózg jest już naukowo potwierdzony. A to nie koniec negatywnych odziaływań tego niewielkiego urządzenia. Proszę sobie wyobrazić, że samo trzymanie głowy w wymuszonej pozycji podczas czytania ze smartfonu może prowadzić do urazów kręgosłupa w odcinku szyjnym. W gruncie rzeczy książki czytamy w takiej samej pozycji, więc na dobrą sprawę można byłoby powiedzieć, że szkodzi nam po prostu czytanie... Ale z wynikami badań nie zamierzam polemizować. Naukowcy donoszą także, że ekrany dotykowe mają szkodliwy wpływ na najmłodszych. Zabawa takim sprzętem może bowiem sprawić, że nie wykształcą się u nich mięśnie dłoni konieczne do opanowania zdolności pisania. Dotyczy to sytuacji, gdy dziecko korzysta z tabletów i smartfonów około trzech, czterech godzin dziennie.

Według naukowych doniesień światło emitowane przez te urządzenia, jeśli używamy ich tuż przed snem, powoduje bezsenność. Niewątpliwie sen zakłócają także dźwięki przychodzących wiadomości i e-maili, a dla większości z nas telefon to małe mobilne centrum dowodzenia i często znajduje się bardzo blisko łóżka...

Weźmy jeszcze pod uwagę konsekwencje używania telefonów w życiu społecznym. Wszystko dzieje się w mediach społecznościowych, aplikacje liczą nasze kroki i zbierają informację nawet o naszej aktywności fizycznej czy wadze , nie wspominając o miejscach, w których jesteśmy. Podnoszą się głosy, że ludzie już ze sobą nie rozmawiają, wszyscy jedynie wysyłają wiadomości, więzi międzyludzkie zanikają, a zdolność do życia w społeczeństwie maleje. U młodych ludzi ukształtowały się zupełnie nowe nawyki odbierania otaczającej rzeczywistości. Co ciekawe, profesorowie Uniwersytetu Waszyngtońskiego – Howard Gardner i Katie Davis, określają młodych ludzi pokoleniem apki (od słowa aplikacja).

Z której strony nie spojrzeć, technologia to samo zło. Może jednak udałoby się znaleźć jakieś pozytywy?

Pamiętam moje zdziwienie, kiedy pewnego gorącego, letniego popołudnia przejeżdżałam rowerem w okolicach stacji PKP. W głośnikach rozbrzmiał komunikat: Przypominamy podróżnym, że ze względu na temperaturę warto zakupić wodę przed podróżą. Trochę mnie to przeraziło. Z jednej strony, co prawda całkiem miło, że PKP tak troszczy się o podróżnych, z drugiej przypominanie o tak oczywistej rzeczy, jak picie wody może niestety świadczyć o tym, że niektórzy w dzisiejszym świecie nie radzą sobie z najprostszymi rzeczami. Zdarza się, że aplikacje są tego potwierdzeniem, bo trudno inaczej wytłumaczyć, po co komuś oprogramowanie przypominające o tym, że ma zjeść posiłek albo napić się wody, co ma go nauczyć zdrowych zwyczajów. Przyznaję, że oceniam je dość negatywnie, choć osobiście żadnej nie wypróbowałam, ale nie wyobrażam sobie, by telefon wyświetlał mi przypomnienie o tym, że mam się napić... No, po prostu nie.

Niektóre aplikacje mogą być jednak całkiem przydatne. Dobrym przykładem jest Ratownik, opisywana już w poprzednim numerze „Przeglądu Pożarniczego”. Pozwala błyskawicznie dotrzeć do procedur ratowniczych z zakresu pierwszej pomocy dla jednostek KSRG.

Jeśli chodzi o KPP, to w internecie dostępny jest szeroki wachlarz aplikacji zawierających wskazówki udzielania pierwszej pomocy w najczęściej występujących przypadkach zagrożenia życia. Zwykle są intuicyjne i uporządkowane. Ich autorzy mają świadomość, że w momencie, w którym staną się potrzebne, nie będzie czasu na wnikliwą analizę rozbudowanego menu. Zanim jednak będziemy chcieli z jakiejś skorzystać, warto sprawdzić jej autora. Oczywiście, nie da to nam gwarancji wartości merytorycznej, ale na pewno zwiększy prawdopodobieństwo, że informacje będą prawidłowe.

Ciekawa jest także aplikacja Ratunek, stworzona na potrzeby GOPR i WOPR. Po zainstalowaniu na ekranie komórki pojawią się dwa przyciski – z niebieskim krzyżem i symbolem wody oraz gór, podpisane odpowiednio Woda i Góry. Należy wybrać właściwy przycisk, dotknąć go, a pod nim pojawi się komunikat Dotknij trzy razy, aby wezwać pomoc. Aplikacja automatycznie wybiera numer ratunkowy, a w trakcie zgłaszania wypadku przesyła za pomocą SMS, także lokalizację osoby dzwoniącej z dokładności do 3 m. To niezwykle ważne – turyści czasami sami nie są w stanie określić, gdzie są, czy nawet jakim szlakiem szli. Gdy zabłądzą, wystarczy często tylko poinformować ich, w którym kierunku mają się udać. Tym samym, nie ma potrzeby organizowania kosztownej akcji ratunkowej. Aplikacja zawiera także tzw. książeczkę medyczną, w której można umieścić wszystkie najważniejsze informacje o swoim aktualnym stanie zdrowia – niewątpliwie ułatwią i przyspieszą one akcję ratunkową. Pozwala także na wpisanie numeru kontaktowego do osoby, która ma zostać powiadomiona w razie wypadku. Jest włączona do systemu powiadamiania o zgłoszeniu wypadku używanego przez Ochotnicze Służby Ratownicze.

Moją uwagę zwróciła także aplikacja dla motocyklistów Moto Save, polecana m.in. przez telewizję TVN Turbo i wiele stacji radiowych, prasę i portale motoryzacyjne. Jest niezwykle prosta, a może uratować życie. Działa wtedy, gdy motocyklista nie rusza się przez 4 minuty. Daje wtedy sygnał i można ją wyłączyć, jednak jeśli kierowca tego nie zrobi – przesyłany jest SMS z ostrzeżeniem pod numer telefonu wybrany przez użytkownika aplikacji. Moto Save ma nawet swój profil na Facebooku.

Pojawił się też projekt o nazwie Jestem blisko. Aplikacja o takiej samej nazwie ma informować użytkowników o stanie nagłego zagrożenia zdrowia i życia osób znajdujących się w miejscu publicznym. Nie jest tajemnicą, że im szybciej pomoc do nich dotrze, tym większe są szanse na ich przeżycie i pełny powrót do zdrowia. Aplikacja ma informować wszystkich użytkowników w promieniu kilometra o zdarzeniu i odległości do niego. Po przyjęciu zgłoszenia, można uruchomić nawigację, która precyzyjnie doprowadzi na miejsce zdarzenia. Trzeba zaznaczyć, że aplikacja ta nie angażuje specjalistycznych służb. To raczej rodzaj samopomocy dla każdego, kto czuje się na siłach udzielić pomocy medycznej.. O potrzebie takiego rozwiązania przekonują statystyki. W Polsce udaje się uratować zaledwie 4 proc. ludzi, u których w miejscu publicznym – w sklepie czy na ulicy nastąpiło zatrzymanie akcji serca. W niektórych krajach europejskich to aż 55 proc. Wskaźnik jest tak drastycznie różny, bo tam pomocy udzielają po prostu świadkowie zdarzenia. Aplikacja na razie nie istnieje z powodu obowiązujących przepisów. Informację o zdarzeniu musiałoby wysyłać np.  Centrum Powiadamiania Ratunkowego. To z kolei nie ma prawa przesłać tego rodzaju wiadomości  do prywatnych osób, czyli użytkowników aplikacji. Myślę jednak, że jej twórcy tak łatwo się nie poddadzą i niebawem Jestem blisko pozwoli uratować komuś życie. Tworzenie aplikacji poparli m.in. małopolski komendant wojewódzki Państwowej Straży Pożarnej nadbryg. Andrzej Mróz i naczelnik Wydziału Informatyki i Łączności Szkoły Aspirantów PSP w Krakowie st. kpt. Rafał Niemiec.

Cóż, może ta technika wcale nie jest aż taka zła…

eM.

Listopad 2015

do góry