Niezawodny ratowniczy nos
28 Marca 2023O trudach akcji na gruzach w Besni, współpracy z czworonożnym partnerem, najważniejszych cechach, które przesądzają o niezawodności psiego wsparcia podczas działań poszukiwawczo-ratowniczych w rozmowie z asp. Michałem Szalcem ze Specjalistycznej Grupy Poszukiwawczo-Ratowniczej „Gdańsk”, przewodnikiem owczarka niemieckiego Havany, międzynarodowym sędzią kynologicznym.
rozmawiała Anna Sobótka
Nasi czworonożni ratownicy z HUSAR sprawdzili się w Turcji pierwszorzędnie, podobnie jak ich przewodnicy. Dwanaście uratowanych osób to również ich osiągnięcie. Jak wyglądała droga do tego celu - znalezienia pod gruzami żywych poszkodowanych? Jak przebiegała praca psów ratowniczych i ich przewodników?
Nasze zadanie polega na tym, żeby przy pomocy psiego nosa stwierdzić, czy pod gruzami znajdują się żywe osoby, a jeśli tak, to w której części gruzowiska. Koledzy zajmujący się stabilizacją zabezpieczą ten fragment, a my będziemy działali dalej, aby szczegółowo wskazać położenie poszkodowanego. Potem konieczne będzie doprecyzowanie za pomocą kamer i geofonów, gdzie dokładnie może się on znajdować.
W Turcji pierwszego dnia naszych działań nawiązywaliśmy kontakt z poszkodowanymi pod gruzami - te osoby były przytomne i wołały o pomoc. Później jednak byliśmy zdani na węch psów ratowniczych. Reagują one na najsilniejszy zapach żywej osoby. Jeżeli oznaczają szczekaniem dane miejsce, to alarmują nas o osobie żywej, jeżeli silnie węszą i interesują się określonym miejscem, nie zawsze jest to równoznaczne z tym, że pod gruzami znajduje się żywy poszkodowany.
Z czego to wynika? Jaka jest przyczyna takiej sytuacji?
Pewne utrudnienie stanowi obecność osób obserwujących działania ratowników, rodzin mających nadzieję na wydobycie ich bliskich. Jeśli zapach ludzi znajdujących się w pobliżu nałoży się na gruzowisko, to taka sytuacja może powodować tzw. puste wskazania psa. Na szczęście mieszkańcy Besni przebywający w pobliżu zawalonych budynków chętnie współpracowali, na naszą prośbę oddalali się od gruzowiska. Może pierwszego dnia, kiedy byli jeszcze w szoku, robili to mniej chętnie, ale w kolejnych dniach byli w pełni zdyscyplinowani.
Zdarzało się też, że w miejscach intensywnego nawęszania naszych psów ratownicy odnajdywali zwłoki ofiar tej katastrofy.
Obecność osób obserwujących działania to zapewne często spotykana komplikacja podczas akcji poszukiwawczo-ratowniczych, niezależnie od szerokości geograficznej. Czy może w Turcji pojawiły się bardziej specyficzne trudności?
Utrudnieniem naszych działań były oblodzenia powierzchni - temperatura spadała poniżej zera. Psy ratownicze w butach ochronnych ślizgały się po dużych płaskich powierzchniach na gruzowisku. Istniało ryzyko, że pracując na dużej wysokości, mogą się zsunąć i spaść na ziemię. Zdecydowaliśmy się na zdjęcie im specjalnego obuwia zabezpieczającego przed zranieniami łap od szkła czy gruzu, żeby ochronić je przed poważniejszymi urazami na skutek ewentualnego upadku. Nie obyło się wobec tego bez otarć i rozcięć łap u czworonogów.
Czy psom nie pracowało się trudniej ze względu na niższą temperaturę?
Nie, jeśli chodzi o wydajność pracy psów ratowniczych, ujemna temperatura działa wręcz na korzyść. Tu raczej kłopot sprawiają wysokie temperatury - podczas działań ratowniczych USAR po eksplozji w porcie w Bejrucie w 2020 r. temperatura asfaltu w niektórych miejscach osiągała 60-70°C - groziło to poparzeniami łap i udarem cieplnym czworonogów.
Za to w Turcji kolejnych trudności nastręczały porywiste wiatry, które nagle zmieniały kierunek. A ponieważ dla psa wiatr jest nośnikiem zapachu, zdarzało się, że psy reagowały, próbowały znaleźć źródło zapachu, ale ze względu na zmianę kierunku wiatru zanikał on bardzo szybko. Dużo lepiej pracowało się nam w nocy, ponieważ pogoda się stabilizowała, wiatr nie był tak porywisty.
Jakie działania podejmowali ratownicy, jeśli źródło zapachu zanikało, wskazanie psa nie było oczywiste?
Opiszę pokrótce procedurę naszego działania. Za każdym razem, kiedy pies wykazuje zainteresowanie jakimś miejscem na gruzowisku, jego przewodnik informuje o tym koordynatora, który nanosi ten punkt na szkic gruzowiska. Jeżeli pozostałe psy ratownicze potwierdzają te punkty, stają się one miejscami priorytetowymi do przeszukania. Funkcja koordynatora jest niezbędna, by przewodnicy przekazali pozyskane informacje, nie komunikując się jednak ze sobą.
Oczywiście jeśli pierwszy pies ratowniczy sygnalizuje zdecydowanym, głośnym szczekaniem, że wyczuwa zapach żywej osoby, nie mamy wówczas wątpliwości, że w tym miejscu trzeba działać. Koordynator wkracza do akcji, jeśli psy nie dają czytelnych reakcji, ale np. bardziej interesują się określonym miejscem - może się okazać, że poszkodowany znajduje się głęboko pod gruzami.
Wiemy, że w pierwszych dniach działań członkowie grupy poszukiwawczo-ratowniczej dali z siebie wszystko, pracowali tylko z przerwą na krótki odpoczynek. Jak takie tempo znosili i ludzie, i zwierzęta?
To prawda, w pierwszych dniach w Besni czas odpoczynku ograniczaliśmy do niezbędnego minimum. Pracowaliśmy pełną parą, mając świadomość, że pod gruzami są ludzie, że każda minuta się liczy. Dopiero potem przeszliśmy na standardowy tryb akcji ratowniczych - jeden moduł pracuje, a drugi odpoczywa.
Psom zapewnialiśmy jednak dłuższy odpoczynek i to w komfortowych warunkach. Nasi dowódcy spełnili wszystkie nasze prośby, by odpowiednio zadbać o zwierzęta. Psy mogły odpoczywać w swoich kennelach w ogrzewanym busie. Po dużym wysiłku, jakim jest praca na gruzowisku, spędzenie dłuższego czasu w pozycji leżącej na zewnątrz nawet w osłoniętym kennelu, ale w niskiej temperaturze, a potem gwałtowny powrót do intensywnej pracy mógłby zakończyć się dla nich kontuzją. Dlatego tak ważna była regeneracja w przestrzeni o dodatniej temperaturze.
Przewodnicy po skończonej pracy poszukiwawczo-ratowniczej pomagali natomiast przy dalszych działaniach - np. drążeniu w gruzie tuneli prowadzących do poszkodowanych.
W efekcie udało nam się wydobyć dwanaście żywych osób. Jednak do tej liczby trzeba dodać osoby, których obecność sygnalizowały nasze psy, ale ich wydobyciem zajęli się już ratownicy tureccy, wykorzystując ciężki sprzęt i nieco inne technologie.
Wspomniał pan o kontuzjach psów. Jak sobie radziliście w takiej sytuacji?
Wszyscy przewodnicy są po kursie pierwszej pomocy przedweterynaryjnej, ale jednym z wniosków po działaniach w Besni jest to, że warto organizować częściej warsztaty dotyczące takiej pomocy. Wymaga ona często pewnej sprawności manualnej przy czyszczeniu i opatrywaniu ran na rozciętych opuszkach w strefie, bezpośrednio po kontuzji - cykliczne szkolenie pod okiem ekspertów będzie więc cennym uzupełnieniem kursu, który wszyscy przeszliśmy raz.
Przede wszystkim jednak słowa uznania należą się naszym lekarzom i ratownikom medycznym, którzy stanęli na wysokości zadania także jako medycy udzielający pomocy psom ratowniczym w ambulatorium, przemywając i opatrując im rany czy podając antybiotyki.
Pojawiła się też informacja o lokalnym lekarzu weterynarii, który również zajął się naszymi psami.
Jedną z procedur bezpieczeństwa USAR wdrażanych po przybyciu na miejsce działań jest znalezienie na miejscu lekarza weterynarii, który byłby w stanie pomóc, gdyby doszło do poważniejszego urazu albo potrzebne byłyby leki weterynaryjne. Tym razem jednak koledzy i wolontariusze z Polski poprosili tamtejszego lekarza weterynarii o ogólny przegląd stanu zdrowia psów i zaopatrzenie otarć czy rozcięć łap maściami antybiotykowymi. Stwierdził, że nasze czworonogi są zadbane i w dobrej kondycji. Nie może być inaczej - my jako przewodnicy i Państwowa Straż Pożarna musimy o nie dbać.
Wreszcie przyszedł czas na powrót. W kraju na czworonożnych ratowników czekały zabiegi pielęgnacyjne, badania i odpoczynek.
Psy przeszły kompleksową pielęgnację. Nie była to tylko kwestia estetyki czy dbania o ich dobrostan, ale też świadomości, że trzeba oczyścić je z wszelkich pozostałości ciężkiej pracy na gruzowisku i - niestety również - kontaktu np. z płynami ustrojowymi zmarłych osób.
Ważny był też odpoczynek fizyczny po wielu dniach intensywnego wysiłku.
Nasi czworonożni ratownicy przeszli badania morfologiczne krwi i badania pod kątem obecności pasożytów. Ponadto przyjęły różnego rodzaju preparaty, np. na odbudowę masy mięśniowej czy dodatkowe suplementy. Finansowała je Komenda Główna PSP i było to duże odciążenie dla komend miejskich PSP, które utrzymują poszczególne grupy poszukiwawczo-ratownicze, a więc i psy.
Cieszę się też, że z każdym kolejnym wyjazdem do działań za granicę powstają coraz bardziej ustandaryzowane procedury, algorytm postępowania nie tylko dla strażaków, ale i dla czworonożnych ratowników.
Jakie wnioski, np. w kwestii szkolenia psów, nasuwają się panu po działaniach poszukiwawczo-ratowniczych w Turcji?
Mam głowę pełną wniosków. Współtworzyłem ten system od 1999 r. W Gdańsku mamy poligon - chciałbym zmodyfikować stanowiska do ćwiczeń pod kątem separacji zapachu, np. nakładając zapach żywego człowieka (pozoranta) i zwierząt domowych - psa lub kota. Liczę na to, że będziemy realizowali na poligonie warsztaty dla ratowników. Korzystamy też czasem z obiektów do wyburzenia, ale obecnie coraz trudniej jest takie znaleźć - deweloperzy spieszą się, by oczyścić teren i zacząć wznosić nowe budynki.
Jeszcze do niedawna w niektórych kręgach to w technologii, np. narzędziach robotycznych, upatrywano nadzieję na zwiększenie efektywności akcji ratowniczych, spodziewano się odejścia od wykorzystywania pracy psów na szerszą skalę. Jednak dziś znów docenia się ich rolę.
Podczas działań korzystamy i z technologii (geofonów, kamer), i z pomocy czworonogów, obydwa elementy się uzupełniają. Pies jest dynamicznym „narzędziem”, potrafi dosyć szybko dać nam odpowiedź, czy pod gruzami znajdziemy żywe osoby. To szczególnie istotne, jeśli znajduje się tam osoba nieprzytomna. Wtedy już jesteśmy zdani tylko i wyłącznie na psi nos.
Zatem bez psa ani rusz. Pan jako doświadczony przewodnik może to potwierdzić. Jak się ma ośmioletnia suczka Havana, która była z panem w Turcji? Jak można było zauważyć, choćby podczas konferencji prasowej przed wylotem grupy HUSAR do Turcji, jest bardzo energiczna, ciekawa świata i przyjacielska. Czy już odpoczęła po doświadczeniach za granicą?
Havana dlatego m.in. została psem ratowniczym, podobnie jak inni nasi czworonożni ratownicy, że jest ciekawa świata i otwarta na kontakt z człowiekiem. W szkoleniu naszych psów nie stosujemy podejścia awersyjnego - negatywnego. Chodzi o to, by były właśnie pogodne, energiczne, chętnie eksplorowały gruzowisko w poszukiwaniu ludzi, których uważają za świetnych kompanów do zabawy. Nie trzeba im wydawać poleceń, same są chętne do zbadania każdego zakamarka pozostałości po zawalonych budynkach.
Havana jest już doświadczona, ma na koncie dwie akcje za granicą (Liban w 2020 r. i Turcję), wiele akcji w kraju i duże osiągnięcia - m.in. znalezienie dwóch osób żywych w terenie otwartym. To mój trzeci pies ratowniczy, więc i pies z doświadczeniem, i pan z doświadczeniem (śmiech).
A jak się czuje? Odpoczęła fizycznie po powrocie, ma już za sobą trening i jest gotowa do dalszej pracy.
Anna Sobótka jest dziennikarką i sekretarzem redakcji "Przeglądu Pożarniczego", pracuje w redakcji od 2018r.