Mały pogromca pożarów
20 Listopada 2023Wynalazcą tej sikawki, nazywanej hydropultem, był rosyjski inżynier mechanik polskiego pochodzenia Włodzimierz Baranowski, pracujący w fabryce Ludviga Nobla w Petersburgu. Niestety nie wiemy nic o jej budowie poza ogólnikową informacją, że była urządzeniem „(...) o jednym walcu, zupełnie podobnym do tych, jakich używają do polewania ulic. Jedyną jej właściwość stanowi chyba sposób jej ustawienia; walec jej bowiem zakończony jest strzemieniem, w które wkłada nogę pompujący, przyciskając je do ziemi (...)”. Wiadomo jeszcze, że „(...) przyrząd ten wyrzuca przy pomocy jednego człowieka około 3 1/2 wiader wody na wysokość 7 sążni, strumieniem silnym i nieprzerwanym (...)” [2], czyli 43 l na odległość 12 m.
Rodem z USA
Cofnijmy się jednak do początku 1860 r., gdy opracowany został oryginalny hydropult. Nazwa ta była zarejestrowaną marką handlową i stanowiła połączenie słów hydro oraz (cata)pult, a wynalazcą urządzenia był Amerykanin William Tileston Vose. Hydropult, znany także jako portable fire annihilator (przenośny niszczyciel ognia), miał długość dwóch stóp (0,6 m) i ważył tylko osiem funtów (3,6 kg).
Urządzenie tworzyła pompa ssąco-tłocząca dwustronnego działania, składająca się z dwóch cylindrów z tłokami i zaworami w każdym z nich. Oba cylindry połączone były rodzajem metalowego strzemienia służącego do unieruchomienia sikawki stopą. Jeden z cylindrów połączony był z wężem ssącym, a drugi z wężem wylotowym. Oba tłoki wykonywały w tym samym czasie ruch w jednym kierunku. Konstrukcja zaworów powodowała, że przy każdym skoku tłoków – niezależnie od tego, czy w górę, czy w dół – woda była zasysana do cylindrów i jednocześnie z jednego z nich wyrzucana. Dzięki temu wylewała się ciągłym strumieniem z wydajnością ośmiu galonów na minutę (30 l) na odległość 50 stóp (15 m). Dodatkową zaletą była możliwość pobierania wody z dowolnego zbiornika – wiadra, wanny czy sadzawki. Produkcją i dystrybucją sikawek zajmowała się firma American Hydropult Company z Nowego Jorku.
Jednak prawdziwy test swojej przydatności hydropult przeszedł 5 października 1860 r. na dorocznych targach American Institute w Nowym Jorku, instytucji wspierającej rozwój rolnictwa i przemysłu. Otóż wieczorem podczas zapalania jednej z lamp gazowych, przypadkowo ogniem zajęły się ozdobne papierowe girlandy. Na szczęście płomienie udało się ugasić dzięki jednemu z prezentowanych sprzętów – hydropultowi Vose’a. Nie wymaga więc uzasadnienia fakt nagrodzenia go przez dyrekcję targów najważniejszym medalem. W tym samym czasie, bo 30 października 1860 r., hydropult Vose’a opatentowany został w Anglii (patent nr 2651). Tutaj wyłączność na jego wytwarzanie miała firma Griffiths & Browitt z Birmingham, a stąd już było blisko do Królestwa Polskiego.
Wcześniej jednak hydropult musiał być znany wspomnianemu już inżynierowi Baranowskiemu. Nie tylko bowiem przyswoił sobie jego nazwę, ale także dokonał zmian w konstrukcji. Mógł tego być dokonać bez konsekwencji, gdyż oba kraje dzieliła duża odległość. I najważniejsze – nie istniało wtedy jeszcze porozumienie między Rosją i Anglią w zakresie wzajemnej ochrony wynalazków, a np. dwustronna umowa o wzajemnej ochronie znaków towarowych zawarta została dopiero w 1871 r.
Remedium na pożary
Rosyjska odmiana hydropultu, nazywana też wodorzutem lub gasicielem ognia, na początku 1869 r. została przedstawiona do oceny specjalnej komisji techników w Petersburgu – ta wystawiła urządzeniu notę celującą i zarekomendowała wprowadzenie go do powszechnego użytku na wsiach.
Skoro więc samo Ministerstwo Spraw Wewnętrznych w Petersburgu zaleciło stosowanie w Rosji hydropultów, zrozumiała staje się wspomniana na wstępie obecność najwyższych władz na próbie w dniu 15 czerwca w Warszawie. Nie upłynęło też dużo czasu, gdy wzorem władz rosyjskich namiestnik Królestwa Polskiego polecił wprowadzenie hydropultu do powszechnego użytku na wsiach.
By nakłonić do zakupu i ułatwić jego realizację, urzędy gubernialne prowadziły akcję informacyjną. Czasem nawet same dokonywały niewielkich zakupów dla odleglejszych rejonów, jak np. w guberni suwalskiej, gdy w 1871 r. kupiono dziesięć hydropultów. Na zakupy udzielane były również pożyczki z funduszu ubezpieczeń na 5 lat, z oprocentowaniem 4% rocznie. Dotyczyło to szczególnie mieszkańców wsi, gdzie występowało największe zagrożenie pożarowe. Na przykład w guberni lubelskiej w 1872 r. powstało 285 pożarów, z których aż 266 miało miejsce na wsiach. Podobnie w guberni płockiej – na 138 pożarów w 1873 r. aż 134 powstały na wsiach.
I zapewne wiele z nich można byłoby stłumić w zarodku, gdyby dostępny był hydropult. Tak, jak w przypadku pożaru, który z powodu niefrasobliwości pasażera powstał w jednym z wagonów pociągu kolei terespolskiej w 1899 r. Na szczęście pociąg wyposażony był w znany nam sprzęt i załoga pociągu skutecznie przeprowadziła „akcję ratunkową z pomocą dwóch hydropultów, czerpiących wodę z pobliskiego rowu” [3].
Mógłby ktoś powiedzieć, że tak niepozorne urządzenie jak hydropult nie miało wielkiego znaczenia w przypadku rozwiniętego pożaru. To prawda. Jednak każdy pożar zaczyna się od zarzewia, a pewna osoba „(...) na sterze komend pożarnych stojąca, trafne a na doświadczeniu oparte zdanie powiedziała: że jedna konewka wody w rozpoczęciu ognia więcej znaczy, jak ich tysiące wśród rozwiniętego pożaru (...)” [4]. I taka właśnie była rola hydropultów.
Przypisy
[1] Próba nowej sikawki, „Gazeta Warszawska” 1869, nr 128, s. 1.
[2] Przyrząd do gaszenia pożaru, „Dziennik Warszawski” 1869, nr 235, s. 2403.
[3] Pożar w pociągu, „Kurier Warszawski” 1899, nr 298, s. 8-9.
[4] „Gazeta Warszawska” 1870, nr 131, s. 1.
Literatura dostępna u autora
Marek Skowron jest z zawodu odlewnikiem, interesuje się historią techniki, szczególnie dziejami polskiego odlewnictwa, jest autorem publikacji z tego zakresu.