Droga, którą idę...
19 Marca 2025Droga polskich kobiet do pełnego zrównania z mężczyznami na najrozmaitszych stanowiskach, choć bywa niełatwa, coraz częściej kończy się osiągnięciem celu. Kobiety z powodzeniem wykonują nierzadko bardzo odpowiedzialne zadania, także dowódcze. Znakomitym tego przykładem jest pierwsza w kraju komendant powiatowa PSP w Gnieźnie bryg. mgr inż. Marta Kacprzycka.
Droga, którą pani wybrała, czyli służba w Państwowej Straży Pożarnej, rozpoczęła się 29 lipca 2005 r. w Szkole Głównej Służby Pożarniczej w Warszawie. Po jej ukończeniu została pani skierowana do Komendy Miejskiej PSP w Ostrołęce. Trudny był ten start?
Tu zdobyłam pierwsze doświadczenia w służbie, no i pierwsze awanse na kolejne stanowiska: dowódcy zastępu, dowódcy sekcji w jednostce ratowniczo-gaśniczej oraz specjalisty w wydziale operacyjnym i starszego specjalisty w sekcji kontrolno-rozpoznawczej KM PSP w Ostrołęce.
1 września 2017 r. nastąpił kolejny etap w moim zawodowym rozwoju, a mianowicie służba w Komendzie Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Poznaniu na stanowisku starszego specjalisty w Wydziale Kontrolno-Rozpoznawczym. Z dniem 1 kwietnia 2019 r. mianowano mnie na zastępcę naczelnika, a 5 marca 2020 r. na naczelnika Wydziału Kontrolno-Rozpoznawczego.
18 kwietnia 2023 r. została pani powołana na stanowisko komendanta powiatowego PSP w Gnieźnie. Tym samym pierwsza kobieta w historii została komendantem PSP! Drzemią w pani jeszcze tamte emocje i wzruszenia?
Obecność wielu znakomitych gości, rodziny, druhów i samych strażaków tutejszej jednostki na uroczystości powierzenia mi obowiązków komendanta powiatowego zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Oczywiście wracam ze wzruszeniem do tamtych chwil, choć na skutek emocji, jakie mnie wówczas opanowały, szczerze mówiąc niewiele pamiętam (śmiech).
Zapisanie się w historii Państwowej Straży Pożarnej w roli pierwszej kobiety na stanowisku komendanta powiatowego PSP to dla mnie wielkie wyróżnienie i osobiste osiągnięcie zawodowe. Cieszę się bardzo, że powołano mnie na to stanowisko w moim rodzinnym mieście, że mogę zarządzać tak wspaniałą jednostką, dbając o bezpieczeństwo mieszkańców miasta i powiatu. To dla mnie zaszczyt, awans, ale i ogromne zobowiązanie.
Czy po pani awansie ze strony środowiska spotkała panią wyłącznie pełna życzliwość i koleżeńskie wsparcie? Czy może padały nieco kąśliwe uwagi i komentarze?
W mojej dotychczasowej służbie strażackiej miałam to szczęście, że spotykałam najczęściej osoby życzliwe. Takie, które nie patrzyły na mnie przez pryzmat „słabszej płci”, więc nie słyszałam żadnych niepochlebnych opinii, uwag czy ocen ani ze strony kolegów komendantów, ani pozostałych strażaków. Wręcz przeciwnie, otrzymałam gratulacje i wyrazy wsparcia z każdej możliwej strony.
Część wielkopolskich strażaków współpracowała ze mną, kiedy odbywałam służbę w Komendzie Wojewódzkiej PSP w Poznaniu, więc też nie byłam anonimowa w środowisku. Myślę natomiast, że coś nowego, do tej pory nieznanego, a tak przecież trzeba patrzeć na awans pierwszej kobiety na stanowisko komendanta, może rodzić pewne wątpliwości – na przykład jak sobie poradzę.
Liczyłam się z tym, ale od samego początku podchodziłam do tego awansu nie na zasadzie rywalizacji, z myślą: „ja wam teraz pokażę”, bo nie o to chodzi. Zawsze uważałam, że liczyć się powinny umiejętności osobiste, doświadczenie oraz dotychczasowe wyniki pracy. To jest decydujące. Tak więc cieszę się, mogąc jako kobieta zarządzać komendą PSP równie dobrze, jak moi koledzy komendanci. Oczywiście ostateczną i miarodajną ocenę należy pozostawić innym.
W pracy podwładni meldują, okazują należny szacunek etc. Ale po pracy są codzienne, rodzinne i domowe obowiązki, kiedy to jest pani po prostu mamą i partnerką. Czy bez problemu oddziela pani te dwa światy? Z czym jest najtrudniej?
Czas spędzony w pracy ściśle wiąże się ze specyfiką służby. Tylko tyle i aż tyle. Dlatego kiedy czasem słyszę pytania w rodzaju: „w domu też ci meldują?”, to myślę sobie, że chyba niektórzy nie wiedzą o czym mówią. A tego rodzaju pytania nierzadko są stawiane całkiem serio. Rzeczywiście bywają osoby, które najwyraźniej uważają, że służba komendanta trwa całą dobę i jesteśmy na każdy gwizdek.
Zgadzam się, zdarzają się sytuacje ekstremalne, wymagające natychmiastowej interwencji komendanta. To też jest specyfika tego zawodu. Ale przecież my, komendanci, mamy swoje rodziny, swoje problemy i swoje pozasłużbowe zainteresowania czy pasje. Tak jak inni obywatele chodzimy do sklepów, do kina czy na basen. W pracy są zobowiązania służbowe, a w domu obowiązki domowe i nie widzę w tym nic nadzwyczajnego.
Pewnie, bywa i tak, że staję przed trudnym wyborem. Czasem pojawia się konieczność podjęcia decyzji, czym w danym momencie się zająć: prywatnymi potrzebami czy obowiązkami służbowymi. Zdarza się, że rodzina musi dostosować się do mojego kalendarza, wypełnionego różnymi zadaniami do wykonania, akcjami, spotkaniami czy ćwiczeniami. To też kwestia dobrej organizacji dnia i uporządkowania rozmaitych obowiązków według ich ważności. Do tej pory to mi się udawało i mam nadzieję, że tak będzie nadal.
Pani ojciec to były strażak, czyli ma pani strażackie korzenie. Czy tata miał swój udział w pani wyborze zawodu strażaka?
Wielokrotnie, przy różnych okazjach wspominałam o tym, że tata odegrał istotną rolę w moim wyborze kierunku studiów. Od dziecka wychowywałam się w środowisku strażackim. Jako dziewczynka biegałam po garażach strażnicy, a kiedy podrosłam, brałam udział w obozach młodzieżowych drużyn pożarniczych. Jednak nie od razu chciałam zostać strażakiem.
W szkole średniej interesowała mnie bardziej architektura albo zarządzanie i marketing. Kiedy byłam w drugiej klasie liceum, tata przyniósł do domu ulotkę o szkole pożarniczej w Warszawie. Niczego wprawdzie nie narzucał, ale jednak zasugerował, żebym zastanowiła się nad wyborem takich studiów. W mojej głowie od razu pojawiła się myśl, że to nie dla mnie. Przecież nic nie wiem o straży i miałabym zostać strażakiem?
A jednak sugestia taty kiełkowała?
Czułam, że rodzicom najwyraźniej zależy, żebym tam złożyła dokumenty, a oni przecież dobrze mi życzą. Prawda jest też taka, że wielu maturzystów nie ma do końca sprecyzowanych wyobrażeń, kim chcą być w przyszłości
Ostatecznie złożyłam dokumenty na studia w Poznaniu i do Szkoły Głównej Służby Pożarniczej w Warszawie, z myślą „niech się dzieje wola nieba”. Dopiero znacznie później, z perspektywy czasu doszłam do ciekawej konkluzji: praca w prewencji jest związana poniekąd z architekturą. Przecież odbiory obiektów to najczęściej praca z projektami budowlanymi. A czym innym, jak nie w znacznym stopniu zarządzaniem i marketingiem jest praca komendanta?
Nie wszyscy dostrzegają i rozumieją, że zawód strażaka to dziedzina bardzo rozległa, wymagająca przeróżnych kwalifikacji. Ale też właśnie z tego względu ten zawód daje wiele satysfakcji i możliwości wszechstronnego rozwoju.
Jest pani osobą nietuzinkową, czego dowodzą także artystyczne zainteresowania. Przez lata jedną z pani pasji było malarstwo, w planach na życie rozważała pani też studia artystyczne. Bardzo udane były pani prace malarskie z okresu Euro 2016, kiedy to powstała seria prezentująca naszych piłkarzy. Sięga pani jeszcze po farby i pędzel?
Oczywiście, rysunek i malarstwo to nadal moja wielka pasja. Zawsze o sobie mówię, że jestem nietypowym połączeniem – inżyniera, ale z duszą artysty. Co prawda nie mam już niestety tyle czasu, aby sięgać po pędzel i paletę tak często, jak bym chciała, ale robię to dość regularnie. Staram się utrzymywać „artystyczną formę”. Zdarzają się też chwile, kiedy szukam nowych technik wyrazu. Dzięki temu nie stoję w miejscu, lecz nadal staram się rozwijać, także w sensie artystycznym. Zgodnie zresztą z zasadą, że ten, kto staje w miejscu, ten się cofa.
Na czym polega ów artystyczny progres?
Jakiś czas temu zainteresowałam się także ceramiką. Proszę mi wierzyć, że podczas lepienia w glinie można zapomnieć o otaczającym świecie. W planach mam nawet zorganizowanie niewielkiej wystawy prac. Czas pokaże, czy uda mi się stworzyć wystarczającą liczbę moich małych „dzieł”. Na razie nie jest to łatwe, także dlatego, że wszystkie prace znajdują swoje miejsce u innych osób – znajomych, przyjaciół, członków rodziny. Chętnych nie brakuje. Staram się wykorzystywać swoje artystyczne predyspozycje także w służbie, np. malując obrazy o tematyce strażackiej. W ten sposób łączę przyjemne z pożytecznym.
Czy w trakcie strażackiej służby były zdarzenia i doświadczenia, które w szczególny sposób zapadły pani w pamięć?
W tym roku mija 20 lat od momentu rozpoczęcia przeze mnie studiów w Warszawie. Kiedy spoglądam za siebie, to muszę przyznać, że najwięcej doświadczeń zebrałam podczas pracy w Komendzie Miejskiej PSP w Ostrołęce, do której trafiłam po studiach i gdzie przepracowałam 8 lat. Kiedy 1 lipca 2009 r. rozpoczęłam tam pracę, to w miejscowości Łyse akurat trwał duży pożar jednego z zakładów. To była duża akcja, przyjechał zarówno komendant wojewódzki, jak i komendant główny PSP. Tak więc już na początku zostałam rzucona na głęboką wodę.
Później były pożary lasów, podczas których jako rzecznik prasowy działałam w sztabie KW PSP. Ciekawym doświadczeniem okazało się także współtworzenie sali edukacyjnej „Ognik”, zresztą jednej z pierwszych na Mazowszu. Edukacja dzieci była mi zawsze bliska, zwłaszcza w tak ważnej dziedzinie, jaką jest bezpieczeństwo. Dlatego po objęciu stanowiska w Gnieźnie wykorzystałam tę wiedzę – wspólnie z funkcjonariuszkami zajmującymi się prewencją społeczną i przy pomocy strażaków z JRG dołożyliśmy wszelkich starań, aby stworzyć taką salę w Gnieźnie.
Dla pani służba w Komendzie Powiatowej PSP w Gnieźnie jest szczególnie ważna, bo to miasto rodzinne. Można powiedzieć, że po latach studiów oraz pracy zawodowej w różnych miejscach i na wielu stanowiskach pani droga zatoczyła koło. Powrót do Gniezna, miasta, które jest gniazdem w wymiarze państwowym, historycznym, ale także osobistym, bo tu się pani urodziła i tu wychowywała, to przypadek, czy cel, do którego zawsze pani dążyła?
Kiedy wielkopolski komendant wojewódzki PSP zaproponował mi to stanowisko, po pierwszym szoku przyszła mi na myśl taka refleksja: „Gniezno, pierwsza stolica Polski, będzie miało pierwszą kobietę komendanta”. Okazało się, że podobne stwierdzenie padło na uroczystości powierzenia mi obowiązków.
Służba w tym mieście, w tym powiecie jest dla mnie bardzo ważna. Czuję się związana z mieszkańcami – mam tutaj zarówno dużą część rodziny, jak i wielu znajomych. Chcę jak najlepiej dbać o ich bezpieczeństwo, a znajomość terenu operacyjnego ułatwia to zadanie. Pragnę jednak zaznaczyć, że komendant jest stanowiskiem powoływanym, uwarunkowanym opinią starosty. A zatem skoro nie ma konkursu, to na pewno – choćby ze względów formalnych – nie mógł to być mój cel. A czy przypadek? Mam nadzieję, że nie, bo w sprawach bezpieczeństwa decyzje kadrowe muszą być przemyślane i solidnie uzasadnione, a nie przypadkowe.
Ten wywiad ukazuje się w okolicach obchodów Dnia Kobiet. Jakie przesłanie i życzenia chciałaby pani przekazać na łamach PP swoim koleżankom, które także wybrały zawód strażaka?
Z okazji Dnia Kobiet jako kobieta kobietom strażaczkom życzę wytrwałości w działaniu i osiąganiu zamierzonych celów, inspirowania młodych pokoleń, realizacji marzeń oraz dobrych ludzi wokół, którzy doceniają je za pracę i zaangażowanie. Drogie panie, posyłajmy dalej w świat naszą kreatywność, uśmiech i pozytywną energię, aby atmosfera wokół nas motywowała do działania. Za każdą z Was trzymam kciuki!
jest dziennikarzem i politologiem, pracującym przez wiele lat w prasie wojskowej, specjalizującym się w polityce międzynarodowej.
