Czarny Jastrząb w Szwajcarii
16 Sierpnia 2022W niedzielę 24 lipca rano w położonym na terenie Republiki Czeskiej parku narodowym Czeska Szwajcaria wybucha pożar. To teren wyżynny, poprzecinany dolinami, z licznymi skałami piaskowcowymi, tworzącymi pionowe i wysokie na kilkadziesiąt metrów ściany, wąwozy czy bramy. Sam teren parku to niecałe 80 km2, ale sąsiaduje on bezpośrednio z innymi obszarami leśnymi.
Początkowo żywioł rozprzestrzenia się na powierzchni ok. 300 ha, jednak ze względu na ukształtowanie terenu oraz warunki pogodowe szybko się rozrasta. W pierwszej fazie akcji straż pożarna Republiki Czeskiej próbuje sama opanować sytuację. Sprawnie prowadzone działania przynoszą rezultaty, ale nie takie, jakich by oczekiwano.
Mechanizm z odsieczą
8.53 - Z Republiki Czeskiej w ramach systemu CECIS wpływa zapotrzebowanie na dwa śmigłowce przeznaczone do gaszenia pożarów z powietrza. Służba dyżurna Stanowiska Kierowania Komendanta Głównego (SK KG PSP) natychmiast przekazuje pozyskaną informację do kierownictwa Komendy Głównej PSP, Biura Planowania Operacyjnego oraz administracji rządowej, w tym do MSWiA i MSZ. Rozpoczyna się analiza dostępności potencjału ratowniczego oraz uzgodnienia z Policją.
9.15 - Minister spraw wewnętrznych i administracji wyraża wstępną zgodę na wylot grupy ratowniczej z Polski. W stan gotowości zostają postawieni ratownicy ze Specjalistycznej Grupy Ratownictwa Wysokościowego „Warszawa 7”, zostaje wyznaczony dowódca grupy ratowniczej z Biura Planowania Operacyjnego. Trwają ustalenia organizacyjne z Policją, związane m.in. z przygotowaniem niezbędnej dokumentacji do wylotu poza granice kraju.
9.30 - Złożenie w systemie CECIS oferty pomocy ratowniczej Polski dla Czech.
9.40 - Czechy akceptują w systemie CECIS ofertę pomocy z Polski.
10.12 - SK KG PSP nawiązuje kontakt z krajowym punktem kontaktowym Czech w celu przeprowadzenia wstępnych ustaleń operacyjnych, organizacyjnych i logistycznych, w tym: bieżącej sytuacji pożarowej, potencjalnego miejsca prowadzenia działań, miejsca stacjonowania śmigłowca, organizacji tankowania statku powietrznego.
9.00-14.30 - W Komendzie Głównej PSP oraz Komendzie Głównej Policji trwają przygotowania do wylotu grupy ratowniczej. W Biurze Planowania Operacyjnego KG PSP przygotowane zostają pisemne decyzje ministra spraw wewnętrznych i administracji (powołujące grupę ratowniczą PSP oraz jedną wspólną grupę ratowniczą PSP i Policji) oraz rozkaz komendanta głównego PSP (powołujący grupę ratowniczą PSP). Równolegle w Komendzie Głównej Policji sporządzane są dokumenty związane z wylotem grupy ratowniczej.
14.50 - Śmigłowiec policyjny S-70i Black Hawk z siedmioma ratownikami na pokładzie wylatuje do Czech.
18.04 - Lądowanie w Czechach. Odprawa w sztabie, rozpoznanie i przygotowanie do działań gaśniczych. 18.50 - Polska grupa ratownicza (w tym momencie jedyna zagraniczna) wchodzi do działań gaśniczych. Rafał Sołowin / KG PSP |
Po prawie dwóch dobach walki z żywiołem we wtorek 26 lipca w godzinach porannych Czechy wysyłają zapytanie do państw będących członkami Unijnego Mechanizmu Ochrony Ludności o pomoc w zakresie międzynarodowych modułów do gaszenia pożarów lasów z powietrza. Trafia ono także do Stanowiska Kierowania Komendanta Głównego PSP, będącego polskim punktem kontaktowym Mechanizmu.
Polska dysponuje kilkoma różnymi modułami ratowniczymi zgłoszonymi do UE, ale nie modułem do gaszenia pożarów lasów z powietrza. Po akcji gaszenia pożaru Biebrzańskiego Parku Narodowego (kwiecień 2020 r.) PSP wspólnie z Policją wprowadziły jednak rozwiązania formalno-prawne, logistyczne i szkoleniowe umożliwiające prowadzenie takich działań. Zeszłoroczne doświadczenia z gaszenia pożarów w Turcji (sierpień 2021 r.) pokazują, że jako kraj jesteśmy w stanie stworzyć doraźnie taki wspólny, skuteczny zespół.
Jest to jedna z wielu rozpatrywanych zmiennych, które ostatecznie powodują, że po stosownych uzgodnieniach międzyresortowych i zielonym świetle od ministra spraw wewnętrznych i administracji zapada decyzja o zgłoszeniu do systemu polskiej gotowości.
Już o godz.10.00 południowi sąsiedzi akceptują naszą ofertę. Machina rusza.
Trzon grupy będzie stanowił policyjny śmigłowiec S-70i Black Hawk (numer boczny: SN-71XP) wraz z czteroosobowym personelem (dwóch pilotów i dwóch szefów załogi).
Ze strony Państwowej Straży Pożarnej załogę stanowić ma dwóch ratowników śmigłowcowych (starszy instruktor ratownictwa wysokościowego KSRG i ratownik śmigłowcowy - operator KSRG) oraz dwa zbiorniki gaśnicze bambi bucket (o pojemności 3m3 oraz 1,5 m3).
Misja ma charakter typowo strażacki, więc na dowódcę grupy minister wyznacza oficera PSP, będącego równocześnie starszym instruktorem ratownictwa wysokościowego KSRG. Tym samym zespół liczy siedem osób.
Decyzją ministra spraw wewnętrznych i administracji grupa zostaje zadysponowana wstępnie na pięć dni, ale w zależności od rozwoju sytuacji jej czas działania może zostać zmieniony.
Za sprawą uruchomienia wszystkich możliwych kanałów komunikacji, również dotyczących procedur przelotu i przekroczenia granicy, już o godz. 15.00 następuje wylot zespołu z lotniska Warszawa-Babice. Wiemy, że lecimy na aeroklubowe lotnisko do miejscowości Usti nad Labem.
Podczas pierwszego międzylądowania we Wrocławiu (tankowanie) nawiązany zostaje kontakt ze wskazanym czeskim koordynatorem działań gaśniczych z powietrza. Po przedstawieniu sytuacji (płonie już ok. 1000 ha) rozważamy możliwość wejścia do działań gaśniczych jeszcze tego samego dnia. Wspólnie z polskim policyjnym pilotem - dowódcą załogi (to on jest najważniejszy w statku powietrznym) ustalamy, że grupa jest na to gotowa.
Pierwsi na miejscu
Po godz. 18.00, zaledwie 8 godz. po zaakceptowaniu oferty, grupa ląduje na aeroklubowym lotnisku, które już do końca będzie naszą bazą. Profesjonalna odprawa z płk. Vlasákiem z Komendy Głównej Policji Czech (jak się później dowiemy, koordynatorem całości powietrznych działań gaśniczych) skutkuje decyzją, że z marszu wchodzimy do działań. Jesteśmy pierwszym zespołem międzynarodowym na miejscu.
Wyrzucamy zatem bagaż, następuje uzbrojenie śmigłowca w sprzęt gaśniczy i dynamiczne wejście do akcji. Miejsce działań to miejscowość Hrensko i jej bezpośrednie północno-wschodnie sąsiedztwo, serce parku narodowego. Pionowe ściany w pobliżu domów, pensjonatów i hoteli przeplatane drzewami tworzą warunki, które uniemożliwiają dotarcie „naziemnym” strażakom. Pobliska rzeka Łaba, głęboka i wystarczająco szeroka, to wymarzone miejsce do tankowania naszego zbiornika. Mały (1,5 m3) kosz zostaje w rezerwie na lotnisku. Bierzemy duży (3 m3). Już do końca będziemy z nim latali. Bliskość rzeki i jej wielkość, a przede wszystkim kunszt pilotów i operatorów, powoduje, że do zachodu słońca i powrotu na lotnisko udaje się nam wykonać 42 celne zrzuty. Tego dnia przeliczamy to jeszcze przez metry sześcienne (każdy zrzut to 3 m3, czyli pojemność średniego samochodu gaśniczego). Później nie będzie już na to czasu i sił.
Kolejny dzień (27 lipca, środa) zaczyna się odprawą. Tak będzie już co dzień. Czeski koordynator po wczesnoporannym oblocie rejonu działań dzieli zadania. Dolatują koledzy ze Słowacji, operacja się rozrasta.
Działania gaśnicze z powietrza to pięć czeskich śmigłowców, dwa słowackie i jeden polski, a także dwa czeskie samoloty. Ze względu na parametry naszego zestawu: śmigłowiec i zbiornik dostajemy do obrony rejon z poprzedniego dnia. Razem z kolegami z czeskiej armii. Trzy śmigłowce w jednym sektorze, koordynacja radiowa i wizualna.
Piloci na każdym kroku pokazują swój kunszt, wyciskając z maszyny i siebie wszystko, co najlepsze. Pozostałe zadania na pokładzie też są podzielone: naprowadzanie na tankowanie wody - policjanci, bezpieczeństwo wokół śmigłowca - wszyscy, naprowadzanie na zrzut wody - strażacy. I tak to będzie działało przez kolejne dni.
Ten i każdy następny dzień to cztery loty na dobę. Czas lotu wynika z pojemności zbiornika na paliwo. Zazwyczaj nieco ponad dwie godziny. Liczba zrzutów jest ważna, ale najważniejsza jest ich skuteczność. Tego dnia udaje się wykonać 134 celne zrzuty wody.
28 lipca to nasz trzeci dzień działań. Przydzielony zostaje nam sektor jak poprzednio, ponownie z czeskimi wojskowymi śmigłowcami. Ze względu na duże zadymienie start do działań opóźnia się o ponad godzinę. Ale bezpieczeństwo jest najważniejsze. Ruszamy z poślizgiem czasowym i już po pierwszym locie nasz rejon zostaje poszerzony na wschód. Dogaszamy płonące zarzewia, gdzie nie da się dotrzeć z ziemi. Pożar nie odpuszcza, my też nie. Tego dnia dokonujemy 137 zrzutów. Kończymy jako ostatnia załoga w powietrzu.
Kolejnego dnia na poranną odprawę dla personelu latającego na lotnisku przyjeżdża komendant główny czeskiej straży pożarnej gen. Vladimir Vlček - strategiczny szef akcji. Naświetla on całość działań, podkreślając równocześnie ważność powietrznej części operacji.
Kiedy zagrożenie pożarowe w pobliżu Hrenska się zmniejsza, większość załóg powietrznych, w tym polski Black Hawk, zostaje skierowanych na północny-wschód od wsi Mezna. Nowo przydzielony sektor jest zdecydowanie większy, wodę tankuje się z rozstawionych zbiorników, zasilanych wężami przez straż pożarną. Ich powierzchnia to mniej więcej dwie średnice zanurzanego bambi bucket, naprowadzanie wymaga więc ogromnej dokładności. Sytuacja pożarowa również jest znacznie trudniejsza. Załoga pracuje w permanentnym zadymieniu, bo loty ze względu na precyzję wykonywanych operacji odbywają się standardowo przy otwartych drzwiach. Obecność wielu przypadkowych strażaków na ziemi oraz bardzo zróżnicowane ukształtowanie terenu powodują zaś, że działania te są dla całej załogi, zwłaszcza dla pilotów, bardzo wymagające. Mimo że w tych warunkach przez cały ten czas mieliśmy na pokładzie jedną załogę, w niezmiennym składzie, wyłączamy maszynę jako ostatni na lotnisku. Z liczbą 97 zrzutów.
Sobota 30 lipca przynosi wreszcie długo oczekiwane opady.
W tym czasie czeska straż pożarna podciąga na miejsce kolejne dodatkowe siły i środki. Widoczna jest też poprawa sytuacji pożarowej. Tego dnia polska załoga blisko współpracuje ze słowackim wojskowym śmigłowcem Black Hawk. Wspólnie wypracowana taktyka działania w parze zwiększa skuteczność zrzutów gaśniczych.
Zapada decyzja o zakończeniu polskiej misji gaśniczej w Czechach. Pozostawiając na miejscu siły międzynarodowe, a przede wszystkim świetnie zorganizowane siły czeskie, polska grupa wraca do kraju 31 lipca. Na lotnisku w Warszawie wita ją kierownictwo służb, na czele z zastępcą komendanta głównego PSP nadbryg. Adamem Koniecznym oraz zastępcą komendanta głównego Policji nadinsp. Pawłem Dobrodziejem. Obaj wyrażają uznanie dla profesjonalizmu polskich ratowników i gratulują udanej akcji.
Wnioski
Podczas niemal 40 godz. nalotu (16 lotów gaśniczych) grupa wykonała 489 zrzutów, co daje około 1467 t wody podanych na pożar. Załoga przez ten czas pracowała bez podmian, w niezmiennym składzie.
Biorąc pod uwagę prowadzenie przez Państwową Straż Pożarną działań poza granicami kraju, wskazane jest dopracowanie (na poziomie MSWiA) zasad/procedur współpracy takich działań ze statkami powietrznymi Policji, a w szczególności zasad finansowania przedsięwzięć. Warto zapewnić załogom PSP i Policji przewidzianym do prowadzenia wspólnych działań w ramach międzynarodowych akcji ratowniczych taki sprzęt ochronny i wyposażenie, by oprócz właściwego komfortu pracy dawał im jednoznaczną identyfikację jako jednej, polskiej grupy ratowniczej.
Należy rozważyć formalne stworzenie modułu do gaszenia pożarów lasów z helikopterów, który mógłby zostać zgłoszony do Unijnego Mechanizmu Ochrony Ludności jako moduł AFFF-H.
bryg. Tomasz Traciłowski jest zastępcą naczelnika Wydziału Szkolenia Specjalistycznych Grup Ratowniczych w Szkole Aspirantów PSP w Krakowie, z siedzibą w Nowym Sączu, oddelegowanym czasowo do pełnienia służby w KG PSP w Warszawie