Ciężki problem
25 Maja 2015Wiosna w pełni. Niedługo sezon plażowy, na który wiele osób szykuje formę. Diety, siłownia, zajęcia fitness. Ale kwitnie też nowa gałąź biznesu, która obiecuje, że będziemy piękni, młodzi i wysportowani i to bez żadnego wysiłku. Zbiorowy pęd do doskonałości ma też swoją drugą stronę, o której nie mówi się tak często.
Zazwyczaj na przeciwnym biegunie zdrowia jest choroba. Nie wszyscy zdają sobie jednak sprawę, że w Europie mamy wręcz epidemię. Epidemię otyłości. I naprawdę nie powinniśmy sobie tłumaczyć, że to nas nie dotyczy, bo to kraje bardziej rozwinięte, gdzie brak czasu sprawia, że sięga się po śmieciowe jedzenie i to wszystko się na siebie nakłada. Niestety, doganiamy nie tylko europejskie, lecz także amerykańskie trendy wagowe…
W 2009 r. GUS w swoim raporcie opublikował informacje o coraz rzadszym spożywaniu owoców i warzyw przez osoby dorosłe. Owoce codziennie jadało wówczas tylko 61% dorosłych, natomiast warzywa (z wyłączeniem ziemniaków), co najmniej raz dziennie -63,8%. Rzadziej po takie naturalne składniki pokarmowe sięgają mężczyźni. W efekcie problem nadwagi i otyłości pojawia się coraz częściej. „Stan zdrowia ludności Polski” - badanie przeprowadzone przez GUS w tym samym roku pokazuje natomiast, że 61,4% mężczyzn waży zbyt dużo. Osiągnęliśmy tym samym jeden z najwyższych wskaźników w Europie.
Możemy dorzucić jeszcze jeden raport, tym razem opublikowany przez Eurostat - wśród 19 krajów przebadanych w latach 2008-2009, Polska znalazła się w pierwszej dziesiątce pod względem odsetka osób otyłych. Polki zajęły dziewiąte miejsce (problem otyłości ma prawie 16% kobiet w Polsce), natomiast Polacy szóste (ponad 17% otyłych).
Złe nawyki zaszczepiamy dzieciom. Słodycze, sztuczne i chemiczne jedzenie w szkolnych sklepikach i permanentny brak czasu na przygotowywanie posiłków w domu. Do tego ciągłe przesiadywanie przed monitorem komputera i telewizorem, bo przecież grać w piłkę można na X-Boxie. Takie nawyki przełożą się na ich zdrowie, gdy już dorosną.
Choroby serca i układu krążenia, choroby nowotworowe, cukrzyca i wiele innych - nie da się ich uniknąć bez zmiany myślenia. Oczywiście trzeba zachować obiektywizm - otyłość może być spowodowana nie tylko nieprawidłowym odżywianiem, lecz także przyjmowanymi lekami, chorobami, uwarunkowaniami genetycznymi czy zaburzeniami psychoemocjonalnymi. Niektórzy są uzależnieni od jedzenia i jest to taki sam model uzależnienia, jak w przypadku alkoholu czy narkotyków. W każdym razie problem - choć jego źródła są niezwykle zróżnicowane - jest aktualny.
Zaraz mi ktoś zarzuci, że dane są stare, a teraz już myśli się inaczej i sytuacja jest opanowana. Niestety, muszę wyprowadzić z błędu. Kolejne badania z 2011 r., pokazują jedynie tendencje wzrostowe…
Osoby otyłe są o wiele bardziej narażone na różne choroby, niż ludzie bez tego problemu. Im więcej kilogramów, tym większe zagrożenie. A w Polsce mieszka około 300 tys. osób ze skrajną otyłością. Proszę nie mylić pojęć, to nie jest stan dodatkowych 5 kg, które pozostały po zimie. Ze skrajną otyłością mamy do czynienia, gdy wskaźnik BMI przekracza 40. Dla przykładu, prawidłowa waga osoby o wzroście 170 cm powinna mieścić się między 54 a 71 kg - 120 kg jest już skrajną otyłością. Otyłość olbrzymia to stan powyżej 300 kg.
Osoby z tak zaawansowaną otyłością mogą potrzebować pomocy medycznej. I tutaj pojawia się problem o wiele poważniejszy, niż mogłoby się wydawać. Polska służba zdrowia nie jest na to przygotowana. Śmiem twierdzić, że nie jest przygotowany nawet polski system szeroko pojętego ratownictwa.
Jedynie PRM w Krakowie uznało zakup ambulansu bariatrycznego za zasadny. Jest to jedyny taki pojazd w Polsce - pozwala przewieźć pacjenta ważącego nawet 400 kg (jeśli nosze nie będą unoszone). Nosze do karetki wjeżdżają na skonstruowanej w tym celu pochylni z wciągarką. Krakowscy ratownicy muszą radzić sobie z pacjentami o ponadprzeciętnej wadze od kilku do kilkudziesięciu razy w roku i chcieli być samowystarczalni, szczególnie że tego rodzaju zgłoszeń ciągle przybywa. Joanna Sieradzka z krakowskiego pogotowia ratunkowego podkreśliła, że dzięki temu zakupowi ich pacjenci mogą być przewożeni w komforcie i z poszanowaniem ich godności, a personel ma możliwość wykonywania niezbędnych czynności medycznych. Jeśli kogoś zdziwiło stwierdzenie o poszanowaniu godności pacjenta, to być może nie wie, jak wyglądają losy pacjentów, których waga przekracza określoną magiczną granicę 150 kg. No i jeszcze transport do samej karetki…
Pierwszy przykład - z Łodzi, gdzie pod koniec minionego roku trzeba było pomóc pacjentowi z objawami niedotlenienia. Konieczny był transport do szpitala, ale... chory mężczyzna ważył ponad 250 kg, nosze w karetce wytrzymują ciężar 160 kg. Nie mógł też być narażony ani na wstrząsy, ani na ryzyko upadku. Ostatecznie zespół ratownictwa medycznego i wezwani do pomocy strażacy uzgodnili, że pacjent musi zostać wyniesiony na własnym łóżku. Ale to wcale nie było proste, bo tapczan nie mieścił się na klatce schodowej. Nie dało się też wynieść mężczyzny przez okno, bo nie mieścił się w ramie. Trzeba więc było wyciąć wewnętrzną część okna, a także rosnące przed budynkiem drzewo i część okalającego kamienicę ogrodzenia. W Łodzi nie ma specjalnego ambulansu, a zadysponowane karetki były po prostu zbyt wąskie. Chorego trzeba było zawieźć do szpitala strażackim samochodem kwatermistrzowskim. Wybrano taki szpital, by samochód PSP mógł podjechać bezpośrednio pod SOR.
Niekiedy, niestety wygrywa wstyd. Dr Daniel Francew, pracownik łódzkiego pogotowia, wspomina ważącą ponad 200 kg pacjentkę. Kiedy zobaczyła, że ma ją wynosić kilkanaście osób - wśród nich wezwani na pomoc strażacy - podpisała dokumenty, w których odmówiła transportu do szpitala. Zmarła następnego dnia. Łódzcy strażacy przyznają, że pomoc w wydostaniu otyłego pacjenta zawsze jest niezwykle delikatną operacją. Starają się zrobić wszystko, by nie czuli się odarci z godności. Nie wszystko jednak da się zrobić dyskretnie i po cichu. Takim akcjom często towarzyszy tłum gapiów.
Strażacy pomagają także w Warszawie. Elżbieta Weinzieher, koordynatorka ds. ratownictwa medycznego warszawskiego pogotowia, mówi, że najpierw wzywany jest drugi zespół PRM. Dopiero, gdy okazuje się, że pacjenta trzeba wynieść z bloku wąską klatką schodową, zwracają się po pomoc do straży pożarnej. Pomaga podnośnik. Jednak ostatnio i ta metoda zawiodła - pacjent był nawet dla tego strażackiego sprzętu zbyt ciężki. Do Polanicy trafił pacjent, którego transport był organizowany przez straż pożarną i wojsko. A w Katowicach przedstawiciele PSP twierdzą, że oczywiście pomagają, choć zaznaczają, że tak naprawdę to nie są ich obowiązki…
Ludzi ze skrajną otyłością i otyłością olbrzymią przybywa. Nie widujemy ich na ulicach - nic dziwnego, stają się niewolnikami własnych ciasnych M, z których czasami nie mają technicznej możliwości wyjścia. Wydobywać ich musi PSP, współpracując z zespołami ratownictwa medycznego. Czy jednak możemy z całą stanowczością powiedzieć, że wobec takich ludzi system działa odpowiednio? Czy jesteśmy przygotowani na taką epidemię?
eM.