Robię to, co lubię!
15 Marca 2022Od 15 lat służy w JRG 2 w Katowicach-Piotrowicach. Absolwentka Szkoły Głównej Służby Pożarniczej, z wykształcenia chemik, a na co dzień - strażak, żona i matka. Z powodzeniem łączy pracę, macierzyństwo i swoje pasje - podróżowanie i czytanie. O pracy w jednostce specjalizującej się w ratownictwie chemiczno-ekologicznym opowiada st. kpt. Iwona Nowak-Maj.
Jak zaczęła się pani przygoda z Państwową Strażą Pożarną?
Rozpoczęła się od studiów w SGSP w Warszawie i trwa nieprzerwanie 15 lat. Sam pomysł wstąpienia w szeregi PSP narodził się już dużo wcześniej, w sumie od zawsze chciałam zostać strażakiem. Decyzja przyszła sama z siebie.
Jakie ma Pani wykształcenie?
Poza ukończonymi studiami w SGSP mam również wykształcenie chemiczne. Jestem absolwentką Wojskowej Akademii Technicznej. Ukończyłam studia na kierunku chemia, ze specjalizacją ratownictwo chemiczne i materiały niebezpieczne.
Przyjęło się, że praca w podziale bojowym to domena mężczyzn. Pani jest jedną z kobiet, które przełamały ten stereotyp. Czy od samego początku chciała pani tu pracować?
Przyznaję, że nie od samego początku. Stało się to oczywiste podczas studiów w SGSP. Tak naprawdę o wszystkim przesądził ówczesny komendant miejski PSP w Katowicach. Stwierdził, że skoro przechodzę do jego jednostki do Katowic z takim, a nie innym wykształceniem, to zasilę szeregi JRG 2. Jednostka ta miała specjalność ratownictwo chemiczno-ekologiczne, co było ewidentnie zgodne z moimi kwalifikacjami. Pracuję tu więc od momentu ukończenia SGSP aż do dziś. Lubię robić to, co robię. Lubię jeździć do działań. Nie mam problemu z tym, aby się ubrudzić czy zmęczyć. Obecnie w naszej jednostce jestem jedyną kobietą w podziale bojowym. W sąsiedniej JRG 1 pełnią służbę trzy dziewczyny, na każdej zmianie jedna.
Jakie kwalifikacje zawodowe trzeba zdobyć, aby pracować w jednostce o specjalności ratownictwo chemiczno-ekologiczne?
JRG mające grupy specjalistyczne z zakresu ratownictwa chemiczno-ekologicznego najczęściej poszukują strażaków z wykształceniem chemicznym. To bardzo mile widziane. Prawda jest taka, że z normalnego naboru trafiają do nas strażacy nie mający stricte takiego wykształcenia. Uczą się wszystkiego w trakcie służby. W moim przypadku było inaczej. W szkole już wiedziałam, że aby mieć jakąkolwiek szansę na pracę w takiej jednostce, to jako dziewczyna muszę umieć i potrafić coś więcej, stąd wzięło się moje dodatkowe wykształcenie.
W momencie gdy 15 lat temu kończyłam szkołę, ówczesny komendant miejski PSP w Katowicach zakładał, że będzie to tylko rozwiązanie chwilowe. Byłam pierwszą kobietą przyjmowaną do podziału bojowego. Komendant wytłumaczył mi w prostych słowach, że albo sobie poradzę i tym samym otworzę furtkę innym kobietom, albo sobie nie poradzę i on tego samego błędu więcej nie popełni. I udało się! Obecnie w Polsce w tego typu jednostkach pracuje kilka kobiet, na przykład w Krakowie czy w Warszawie.
Nie miała pani obaw, że jednak pani nie podoła?
Muszę od razu przyznać, że bardzo dobrze trafiłam w tej jednostce. Znalazłam się pod skrzydłami bardzo dobrych dowódców, zarówno jednostki, jak i zmiany. Jak to zwykle bywa, początki oczywiście nie były łatwe. Zaczynając służbę jako osoba nowa, otrzymałam funkcję strażaka dyżurnego. Dostałam miotłę, wiadro i polecenie: tam jest kuchnia, trzeba zrobić zakupy, pomóc ugotować obiad, posprzątać po obiedzie, no i oczywiście zacząć uczyć się sprzętu. Absolutnie nie wyszłam z założenia, że ja tu jestem oficerem po SGSP i będę panami dowodziła.
Od początku uczyłam się sposobu działania, jaki tutaj panował. Pomyślałam: panowie, macie pole do popisu, żeby mnie wszystkiego nauczyć od podstaw, tak jak to powinno wyglądać. Bardzo szybko okazało się, że całkiem dobrze się uzupełniamy. Ja mam dużą wiedzę teoretyczną, zwłaszcza z zakresu ratownictwa chemicznego, oni mają dużą wiedzę praktyczną. To zadziałało. Dzisiaj jesteśmy jednym zespołem.
Aby pracować w naszej jednostce, trzeba mieć z pewnością odpowiednie predyspozycje psychiczne. Praca bywa ciężka. Chociażby spędzenie kilku godzin w ubraniu ochronnym… W ubraniach typu 3, w których pracujemy długo, nawet przez kilka godzin, po takim czasie po prostu robi się zimno.
Jak wygląda pani standardowy dzień pracy?
Przychodzimy do pracy na 7.30. Już o 7.45 rozpoczyna się standardowa zmiana służby. Potem omawiamy nasze codzienne sprawy. Około 9.00 robimy zbiórkę, na której rozplanowujemy prace. Przekazujemy również informacje od dowództwa. Potem wszystko zależy od tego, jak ułoży się dany dzień, ile będzie wyjazdów. Jesteśmy jednostką, która wyjazdów ma bardzo dużo - wszystkich około 2000 rocznie. To głównie różnego rodzaju miejscowe zagrożenia, zaczynając od połamanych gałęzi przez plamy płynów eksploatacyjnych po kolizje. Wyjazdów stricte chemicznych jest na przykład siedem w tygodniu, ale bywają też dni, gdy ich po prostu nie ma.
Jeśli dany dzień pozwala, to staramy się zorganizować sobie jakieś ćwiczenia czy szkolenia. Trwają mniej więcej do południa. Następnie jemy obiad, a po nim znów bywa różnie - albo są do wykonania jakieś prace gospodarcze, kończymy szkolenia, albo po prostu mamy trochę czasu dla siebie. Wieczorem również organizujemy zbiórkę, na której podsumowujemy dany dzień - co zostało wykonane i to, co ma być zrobione. Jeśli się trafi gorszy dzień, to od rana jeździmy z małymi przerwami, po to, aby wrócić do jednostki, przebrać się, napić się czegoś i jechać dalej w teren.
Praca w JRG o takiej specjalności niesie ze sobą zapewne wiele niebezpieczeństw. Z jakiego typu zagrożeniami można się spotkać?
Właściwie możemy mieć styczność ze wszystkimi zagrożeniami. Przede wszystkim takimi, z którymi spotyka się każdy strażak podczas swojej codziennej służby. Dodatkowo oczywiście zagrożenia chemiczne, na przykład z tytułu rozpoznawania zagrożeń, biologiczne czy radiologiczne. Są to działania, z którymi wiąże się realne zagrożenie zdrowia, na przykład dochodzi do uwolnienia substancji chemicznych. Oczywiście jesteśmy w stanie szybko je wykryć i natychmiastowo zabezpieczyć. Podchodząc rozsądnie do takiego typu działań, tak naprawdę przez większość czasu pozostajemy bezpieczni. O bezpieczeństwo kolegów dbam również ja.
Nasze główne kierunki działań to wyjazdy m.in. do odpadów, czyli spotkania ze wszystkim tym, co wiąże się z nielegalnym składowaniem odpadów niebezpiecznych. Skrupulatnie sprawdzamy, czy stwarzają one zagrożenie, czy też nie. Ostatnimi czasy mamy w rejonie wysyp nielegalnych laboratoriów narkotykowych, tam również jeździmy. Współpracujemy wtedy głównie z policjantami z Centralnego Biura Śledczego. Robimy wszystko, by zapewnić bezpieczeństwo innym ludziom, innym służbom i sobie. Dążymy też do tego, aby na każdej zmianie w naszej jednostce był chociaż jeden specjalista chemik. Ponieważ otrzymaliśmy dwa duże drony, to mamy w naszej JRG również operatorów dronów.
A zdarzenia, które zapadły pani z jakiegoś powodu w pamięci…?
Z pewnością pożar kamienicy przy ul. Chopina. Duża, medialna akcja. To zdarzenie, które się pamięta, powraca ono często w naszych rozmowach. Ta akcja utkwiła mi w pamięci nie tylko dlatego, że zginęli tam ludzie i że została do niej zaangażowana masa służb. To zdarzenie odbiegało zupełnie od tego, z czym spotykamy się na co dzień.
Spośród akcji chemicznych warto wspomnieć o likwidacji ostatniego laboratorium narkotykowego, które funkcjonariusze policji zamknęli w bardzo odpowiednim momencie. Zobaczyć, w jaki sposób powstają substancje, które ludzie później zażywają, to niesamowite przeżycie. Świadomość, jaką skalę ma ta produkcja i jak kosmiczne pieniądze przez to przechodzą, z pewnością też pozostaje w głowie.
Jak wygląda pani współpraca z kolegami z pracy? Jakie są relacje w zespole?
Pracując w podziale bojowym, trzeba mieć świadomość tego, że jest się kobietą. Co przez to rozumiem? Przeważnie kobiety są fizycznie słabsze od mężczyzn. Jeśli za wszelką cenę nie chce się udowodnić, że nie jest to prawdą, to wszystko się w zespole układa. Mniejsza siła fizyczna nie jest słabością. W naszej jednostce panuje zasada, że każdy z nas wie, czego może się spodziewać od drugiej osoby. Moi koledzy ze zmiany doskonale wiedzą, że pilarz ze mnie jest słabszy i jeśli są działania związane z cięciem drzew, to bardzo chętnie będę nosić gałęzie, ale kłaść drzewa w całości już niekoniecznie. Wszyscy to doskonale rozumieją. Ale jeśli będą działania, w których trzeba będzie robić coś innego, np. zidentyfikować nieznaną substancję, to zapewne nikt nie zrobi tego lepiej niż ja. Staramy się budować umiejętność współdziałania i uzupełniać się nawzajem.
Jak godzi pani życie rodzinne z pracą w podziale?
Da się to pogodzić. Mój mąż jest emerytowanym strażakiem pełniącym służbę w podziale bojowym i wszystko jak najbardziej rozumie. Wystarczy dużo dobrej woli z obu stron, no i oczywiście ogromne wsparcie męża. Nasz trzyletni syn był od samego początku przyzwyczajany do systemu mojej pracy. Wie, że mama wychodzi do pracy rano i wraca z pracy rano. To jest nasza normalna rzeczywistość.
Czy poza pracą w podziale zajmuję się pani czymś jeszcze?
Współpracuję z Organizacją ds. Zakazu Broni Chemicznej. Prowadziłam również zajęcia na organizowanym przez CS PSP w Częstochowie kursie w ramach OPCW. W tej samej szkole wykładałam również na kursach specjalistycznych. Zdarzyło mi się kilka razy brać udział w konferencjach, a nawet wygłaszać na nich prelekcje. Jestem też autorką artykułów, opublikowanych m.in. na łamach „Przeglądu Pożarniczego”.
Plany na przyszłość…
Dopóki praca będzie sprawiała mi przyjemność, a zewnętrzne warunki nie będą mi tego utrudniały i oczywiście zdrowie i rodzina pozwolą, to będę chciała pracować tak jak do tej pory. Jeśli zmieni się cały szereg warunków, począwszy od sytuacji w jednostce przez okoliczności domowe czy kwestie zdrowotne, to może za jakiś czas może będę chciała przenieść się na przykład do działu szkolenia.
Czy chciałaby pani coś przekazać innym kobietom, które rozmyślają o pracy w podziale bojowym, a z jakichś względów obawiają się tego?
Jeśli się nie spróbuje, to się nie wie. Prawda jest taka, że ktoś mi kiedyś dał szansę i ja ją wykorzystałam. Z pewnością nie można się bać. Nie można również myśleć o sobie, że się jest gorszą, że się nie da rady tylko dlatego, że jest się dziewczyną. To tak nie działa. Mamy w sobie ogromną siłę i niejednokrotnie panowie mogą się od nas czegoś nauczyć.
rozmawiała kpt. Emilia Klim