• Tłumacz języka migowego
Aktualne wydanie, Ratownictwo i ochrona ludności Aleksandra Radlak

Nielegalne i niebezpieczne w ogniu

18 Lipca 2024

10 maja br. wybuchł pożar nielegalnego składowiska odpadów niebezpiecznych w dzielnicy Michałkowice w Siemianowicach Śląskich, przy ul. Wyzwolenia. Spłonęło około 10 tys. ton odpadów, głównie chemikaliów i plastiku, co wywołało szok w całym kraju. Tymczasem już 5 lat temu wszczęto śledztwo w sprawie tego składowiska, trudno więc postrzegać sam obiekt i społeczną świadomość jego istnienia jako novum. Co ciekawe, według danych z 2021 r. nielegalnych składowisk odpadów w Polsce jest co najmniej 318 [1].

Powierzchnia terenu objętego pożarem wynosiła 6 tys. m2. W akcję zaangażowano przeszło sześciuset strażaków – głównie zawodowych, ale także ochotników. Po zakończeniu ich działań teren przekazano policji. Pod koniec maja Prokuratura Okręgowa w Katowicach, od dawna zajmująca się „mafią śmieciową”, przejęła śledztwo od Prokuratury Rejonowej w Siemianowicach Śląskich. Obejmuje ono dwa zagadnienia: samego pożaru, a także nielegalnego składowania odpadów. Ponieważ jest w toku, wielu szczegółów nie podaje się na tym etapie do informacji publicznej. Temat z całą pewnością zasługuje jednak na wstępne opisanie i omówienie.

Składowisko

Chemikalia i plastiki przywiozła na teren przy ul. Wyzwolenia firma z Siemianowic Śląskich, która w 2017 r. uzyskała zgodę prezydenta miasta na zbieranie odpadów, również niebezpiecznych.

Profil działalności firmy obejmował następujące obszary (wg PKD):

  • 41.Z Transport drogowy towarów,
  • 11.Z Naprawa i konserwacja metalowych wyrobów gotowych,
  • 12.Z Naprawa i konserwacja maszyn,
  • 11.Z Zbieranie odpadów innych niż niebezpieczne,
  • 20.Z Konserwacja i naprawa pojazdów samochodowych, z wyłączeniem motocykli,
  • 29.C Działalność pozostałych agencji transportowych [2].

Odpady miały być gromadzone przez maksymalnie 3 lata, co w początkowej fazie na bieżąco raportowano urzędnikom w Siemianowicach Śląskich. W końcu jednak właściciel firmy zaczął coraz bardziej unikać kontaktu z władzami miasta i utrudniał im kontrole. Dziś szacuje się, że przed pożarem zwieziono tam 19 tys. t odpadów innych niż niebezpieczne oraz 8 tys. t niebezpiecznych.

Urząd Miasta Siemianowice Śląskie już w 2019 r. powiadomił prokuraturę o nielegalnym składowisku odpadów, a śledztwo rozpoczęto w 2020 r. Zatrzymano wtedy dwie osoby. Pierwszą był właściciel składowiska i zawieszonej teraz działalności. Został on tymczasowo aresztowany, ukarano go ponadto grzywną w wysokości 318 tys. zł. Obecnie ma 31 zarzutów. Inna osoba związana z tym składowiskiem, nieznana publicznie z imienia i nazwiska, usłyszała zaś dziesięć zarzutów. W obu przypadkach dotyczą one przestępstw przeciwko środowisku, a także wiarygodności dokumentów.

Właściciel opuścił areszt, ma jednak zakaz wyjeżdżania z kraju (obecnie jego miejsce pobytu nie jest znane). Sprawą zajmował się też Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska i to właśnie on spowodował wstrzymanie działalności gospodarczej właściciela składowiska. P.U.H Iron Trans został więc wykreślony z Bazy Danych Odpadowych, co powinno uniemożliwiać mu dalsze przyjmowanie jakiegokolwiek rodzaju odpadów. Mimo to składowisko wciąż istniało. Wszczęte wtedy postępowanie pozostaje w toku i dotyczy nielegalnego składowania odpadów nie tylko w Siemianowicach Śląskich, ale także na terenie około 40 innych składowisk w Polsce.  Na składowiskach znajdują się odpady z przemysłu chemicznego, petrochemicznego, farbiarskiego, lakierniczego, motoryzacyjnego, z produkcji materiałów wybuchowych, w tym odpady kwasów trawiących oraz odpady tzw. czerwonych wód, które pozostają po produkcji trotylu. W śledztwie wykazano, że proceder miał polegać na wystawianiu kart przekazania opadów, potwierdzających ich fikcyjne przejęcie przez firmy, które wówczas nie istniały lub nie prowadziły działalności związanej z odpadami. Zarzuty przedstawiono ponad 70 osobom [3, 4]. Jak podała do wiadomości policja (dla PAP) na początku bieżącego roku: „Dwie działające obok siebie grupy przestępcze miały na celu popełnianie przestępstw przeciwko bezpieczeństwu powszechnemu, ochronie środowiska, mieniu oraz przeciwko wiarygodności dokumentów. Podejrzanym zarzucono działalność polegającą na ułatwianiu pozostałym członkom grupy porzucenia ponad 21 tys. t odpadów niebezpiecznych”.

Władze miejskie szacują, że na terenie obiektu w Siemianowicach Śląskich zmagazynowano w różnego rodzaju pojemnikach do 10 tys. t bliżej nieokreślonych substancji, a także podobne ilości odpadów plastikowych. Jak informował 11 maja prezydent miasta Siemianowice Śląskie, były to m.in. substancje ropopochodne, farby i rozpuszczalniki [4].

Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Katowicach wydał informację, że trwa spór kompetencyjny między prezydentem miasta Siemianowice Śląskie, który w przeszłości wydał decyzję w sprawie rzeczonego przedsiębiorcy, obowiązującą przez około 3 lat od 2017 r., i Śląskim Urzędem Marszałkowskim. Istnieje bowiem wątpliwość, kto ponosi odpowiedzialność za usunięcie odpadów.

Zazwyczaj w przypadku nielegalnego składowania odpadów trudno jest ustalić osobę faktycznie odpowiedzialną. Zgodnie z art. 26 ust. 1 ustawy z dnia 14 grudnia 2012 r. o odpadach obowiązek niezwłocznego usunięcia śmieci z miejsc nieprzeznaczonych do ich składowania spoczywa na właścicielu odpadów. Kiedy jego ustalenie jest niemożliwe, uznaje się (zgodnie z art. 3 ust. 1 pkt 19 ww. ustawy), że to władający powierzchnią ziemi jest posiadaczem odpadów znajdujących się na nieruchomości i to on z mocy prawa odpowiada za uprzątnięcie terenu [5]. Osoba władająca terenem może przenieść taki obowiązek na faktycznego posiadacza odpadów tylko jeśli udowodni, że to nie on zanieczyścił dany teren, a tożsamość posiadacza odpadów jest mu znana.

Jeżeli właściciel odpadów nie przestrzega prawa, ich usunięcie z miejsca nieprzeznaczonego do ich składowania nakazuje właściwy organ administracyjny. Nakaz wydawany jest w drodze decyzji z urzędu, w której określa się: termin usunięcia odpadów, rodzaj odpadów oraz sposób usunięcia odpadów (art. 26 ust. 6). Decyzję wydaje wójt, burmistrz lub prezydent miasta. Gdy natomiast zdarzenie miało miejsce na terenach zamkniętych lub terenie nieruchomości, którymi gmina włada jako władający powierzchnią ziemi, decyzję wydaje regionalny dyrektor ochrony środowiska. Jeżeli nieruchomość leży na obszarze dwóch lub więcej organów, orzekanie należy do tego z nich, na którego obszarze położona jest większa część nieruchomości [5].

Koszt usunięcia wysypiska w Siemianowicach oszacowano przed laty na 250 mln zł [6]. To niebagatelna kwota, a nawet gdyby okazała się niższa, to nadal nie do końca wiadomo, kto powinien ją pokryć.

W Siemianowicach strony zwróciły się do Ministerstwa Środowiska i Klimatu, które... nie potrafiło wydać opinii w tej sprawie. Właściciel terenu najpierw przebywał w areszcie, a potem zniknął. W takim wypadku odpowiedzialność mógłby ponieść samorząd, a następnie egzekwować należności z tym związane. Ostatecznie prawdopodobnie to właśnie lokalne władze będą musiały ponieść odpowiedzialność za usunięcie tego, co zostało ze składowiska, a zapłacą za to zapewne podatnicy. Ostatecznie Naczelny Sąd Administracyjny ma wskazać urząd, który zajmie się problemem, a do tego czasu chemikalia będą zalegały na składowisku.

Tymczasem na terenie całej Polski koszt usunięcia i zagospodarowania odpadów niebezpiecznych przekracza 16 mld zł [7].

Pożar

Na składowisku przy ul. Wyzwolenia w Siemianowicach Śląskich pożar wybuchł w piątek 10 maja, około godz. 9.00, niemal od razu zwracając uwagę okolicznych mieszkańców za sprawą gęstego czarnego dymu widocznego aż z kilku kilometrów.

Kierujący działaniem ratowniczym potwierdził, że pożar objął 400 m2. składowiska. Ostatecznie całkowita powierzchnia pożaru wyniosła 6 tys. m kw. Potwierdzono, że na terenie znajdowały się odpady chemiczne. Niebezpieczne substancje przechowywane były w zbiornikach DPPL, beczkach oraz pryzmach. KDR zadysponował z jednostek z terenu woj. śląskiego dodatkowe siły i środki, np. plutony gaśnicze, samochody z drabinami mechanicznymi. Na miejscu pojawiły się też specjalistyczne grupy ratownictwa chemiczno-ekologicznego z Katowic-Piotrowic, Gliwic-Łabęd oraz spoza obrębu województwa – z Krakowa i Kędzierzyna-Koźla. Zadysponowano ponadto kontenery z zapasem paliwa, środka pianotwórczego, sprzętu ochrony układu oddechowego, sprzętu logistycznego oraz samochody wężowe z pompami, umożliwiające budowę linii zasilających stanowiska gaśnicze oraz zapewnienie zaopatrzenia wodnego przez budowę magistrali wodnych [8].

W pierwszej fazie akcji działania skupione były na obronie terenów sąsiadujących. Zbiorniki rozszczelniły się w wyniku pożaru, uwalniając niebezpieczne substancje, rozpoczęto więc zabezpieczenie dróg wewnętrznych i studzienek kanalizacji burzowej.

Na miejsce przybył st. bryg. Damian Legierski – zastępca śląskiego komendanta wojewódzkiego PSP, przejmując kierowanie działaniami i zawiązując sztab akcji. Teren akcji podzielono na trzy odcinki bojowe. Powstał punkt przyjęcia sił i środków. Na I odcinku podawano wodę oraz pianę z drabin mechanicznych i przenośnych działek. Prowadzone były także działania w obronie, za pomocą jednego prądu wody, tak aby ogień nie rozprzestrzenił się na sąsiadujące odpady papierowe.

Na II odcinku działania gaśnicze w fazie pierwszej skupiały się na podawaniu prądów wody w obronie, po czym przystąpiono do budowy zaopatrzenia wodnego dwóch magistral. Strażacy gasili kolejne płonące materiały, kierując się do zbiorników w środkowej części składowiska. Intensywność spalania spadła, a materiały od strony północnej ugaszono. W związku z tym zapadła decyzja o zakończeniu działań prowadzonych za pomocy działek wodno-pianowych [8].

Utworzony został także III odcinek bojowy. Był on oparty na specjalistycznych grupach ratownictwa chemiczno-ekologicznego. Systematycznie mierzono stężenie substancji toksycznych w powietrzu.

Około godz. 15.00 kierowanie działaniami przejął śląski komendant wojewódzki PSP st. bryg. Wojciech Kruczek.

O godz. 17.00 udało się opanować pożar.

W kulminacyjnym momencie w działaniach gaśniczych brały udział 84 zastępy straży pożarnej (239 strażaków): z KP PSP Będzin, KM PSP Chorzów, KM PSP Dąbrowa Górnicza, KM PSP Gliwice, KM PSP Jaworzno, KM PSP Mysłowice, KP PSP Myszków, KM PSP Bielsko Biała, KM PSP Częstochowa, KM PSP Katowice, KM PSP Piekary Śląskie, KP PSP Pszczyna, KP PSP Tarnowskie Góry, KM PSP Ruda Śląska, KP PSP Rybnik, KP PSP Wodzisław Śląski, KM PSP Siemianowice Śląskie, KM PSP Sosnowiec, KM PSP Świętochłowice, KM PSP Tychy, KM PSP Zabrze, KP PSP Zawiercie oraz KM PSP Kraków i KM PSP Kędzierzyn Koźle. Ponadto w działaniach uczestniczyła policja, zespoły ratownictwa medycznego i straż miejska [8]. Na miejscu pożaru obecni byli pracownicy Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Katowicach i Centralnego Laboratorium Badawczego GIOŚ.   

Przez sobotę, niedzielę i poniedziałek trwało dogaszanie pogorzeliska. Strażacy prowadzili też działania na ciekach wodnych, do których dostały się chemikalia z pożaru [7]. W dorzeczu Brynicy ustawione zostały zapory sorpcyjne wychwytujące zanieczyszczenia. Istniała obawa o skażenie zarówno rowu michałowickiego (urządzenie wodne, którego głównym administratorem są Zakłady Azotowe w Chorzowie), jak i przyległych terenów użytku ekologicznego, w obrębie którego bytują kumaki nizinne, ropuchy zielone i żaby brunatne. Występuje tam roślinność charakterystyczna dla terenów podmokłych: trzcina, bez czarny, karbieniec, ponikło błotne, sit rozpierzchły, turzyce, uczep trójlistkowy, rdest ziemnowodny, wyczyniec kolankowy, jaskier jadowity, wierzba wiciowa, wierzba pięciopręcikowa i topole czarne. Dalej – obawiano się skażenia samej Brynicy i Przemszy. Przede wszystkim jednak pojawiło się zagrożenie dla zdrowia ludzi: w alercie RCB poinformowano mieszkańców, że płoną substancje chemiczne i by nie zbliżali się do miejsca pożaru, a w miarę możliwości nie wychodzili z domu i pozamykali okna. W kilku śląskich miastach powszechny stał się widok ludzi w maseczkach. Mieszkańcy skarżyli się na kaszel i dyskomfort dróg oddechowych, ustawiły się długie kolejki do aptek.

Wojewoda śląski Marek Wójcik zwołał w poniedziałek po południu posiedzenie sztabu kryzysowego z udziałem przedstawicieli Państwowej Straży Pożarnej, Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, Państwowej Straży Rybackiej, a także Wód Polskich.  – Realizujemy działania na pogorzelisku. Obecnie przelewamy teren i przy użyciu ciężkiego sprzętu jeszcze dochodzimy do miejsc, w których może się pojawiać zarzewie ognia – powiedział śląski komendant wojewódzki PSP st. bryg. Wojciech Kruczek.

Wojewoda śląski Marek Wójcik przekazał ostatecznie do wiadomości publicznej, że rów michałowicki i okolice zostały zabezpieczone, a do skażenia Wisły nie doszło. Już 11 maja prezydent Siemianowic Śląskich Rafał Piech powiedział, że z pomiaru składu atmosfery wynika, iż nie ma zagrożenia dla mieszkańców. Badania wykonano świeżo po pożarze [9].

Prezydent Siemianowic Śląskich podkreślił, że problem nielegalnych odpadów dotyczy nie tylko tego miasta, ale także innych miast w kraju. Oświadczył jednocześnie, że nie wie, skąd pochodziły odpady chemiczne przywiezione do Siemianowic [10]. Ocenił, że problemem jest brak kontroli nad transportami odpadów, które wjeżdżają do Polski i innych krajów Unii Europejskiej. Mafie śmieciowe często później pozbywają się odpadów, doprowadzając do „kontrolowanych” pożarów.

Co dalej

Rzeczywiście skala przewożenia rozmaitego rodzaju odpadów do Polski rośnie i zjawisko to trudno poddaje się kontroli – a jeszcze trudniej kontrolować każdorazowo charakter tych odpadów, choć oczywiście oficjalnie istnieją na to procedury.

Obowiązuje tu rozporządzenie nr 1013/2006/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z 14 czerwca 2006 r. w sprawie przemieszczania odpadów oraz ustawa z 29 czerwca 2007 r. o międzynarodowym przemieszczaniu odpadów.  Zgodnie z tym rozporządzeniem międzynarodowe przemieszczanie odpadów na terytorium Unii Europejskiej podlega albo procedurze uprzedniego pisemnego zgłoszenia i zgody, albo uproszczonej procedurze informowania [11].

Według danych z Rejestru Transgranicznego Przemieszczania Odpadów,  prowadzonego przez Główny Inspektorat Ochrony Środowiska, łączna (oficjalna!) masa odpadów określona w decyzjach GIOŚ dotyczących przywozu odpadów do Polski w latach 2013-2015 wynosiła 300 tys. t rocznie, w latach 2016-2017 – ponad 700 tys. t rocznie, w 2018 r. – 1,1 mln t, a w 2019 r. – 7,5 mln t [12]! W 2022 r. do Polski trafiło już jednak tylko ok. 300 tys. t odpadów. Magda Gosk z GIOŚ zwróciła w zeszłym roku uwagę, że na ograniczenie importu śmieci do naszego kraju wpłynęły m.in. pożary składowisk w 2018 r. Wprowadzono wtedy na przykład przepisy ograniczające transgraniczny przewóz odpadów. Jak podkreśliła przedstawicielka GIOŚ, w 2018 r. wprowadzono całkowity zakaz przywozu do krajów odpadów przeznaczonych do unieszkodliwienia. Można tylko wyobrazić sobie, ile ton wciąż mogą sprowadzać mafie śmieciowe, które o pozwolenie raczej nikogo nie pytają i wątpliwe, by stosowały się do nowych zasad.

W związku z zalegającymi w Polsce nielegalnie przewiezionymi 35 tys. t odpadów z Niemiec, w lipcu 2023 r. rząd Polski skierował skargę do Komisji Europejskiej na bierność rządu Republiki Federalnej Niemiec w sprawie ich uprzątnięcia. We wrześniu w Brukseli odbyło się wysłuchanie stron, w trakcie którego przedstawiły swoje stanowisko oraz odpowiedziały na pytania. W październiku Komisja Europejska przyznała Polsce rację w tej sprawie [13].

W ogólnym lokalnym rozrachunku z inicjatywy Ministerstwa Klimatu i Środowiska aktualnie obowiązują w Polsce wyższe kary za niszczenie środowiska. Nowelizacja ustaw w celu przeciwdziałania przestępczości środowiskowej zmieniła między innymi Kodeks karny oraz Kodeks wykroczeń. Podwyższyła ona dolne i górne granice kar za wykroczenia i przestępstwa przeciwko środowisku. Za nielegalny transgraniczny przewóz odpadów niebezpiecznych grozi do 12 lat pozbawienia wolności. Jeśli sprawca zostanie skazany za umyślne przestępstwo przeciwko środowisku, musi zapłacić od 10 tys. zł do 10 mln zł na rzecz Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Najbardziej widocznym dla społeczeństwa efektem tych zmian jest podwyższenie maksymalnej stawki grzywny za zaśmiecanie miejsc publicznych do 5000 zł.

Wszystko to ma odstraszać, a jednocześnie umożliwiać wymierzenie kar za nielegalne działania zagrażające środowisku. Nie brak kar, a trudność w zidentyfikowaniu i zlokalizowaniu osób odpowiedzialnych jest tu jednak największym problemem i pozostanie nim dopóki mafie śmieciowe będą funkcjonować na terenie kraju, sprytnie lawirując między przepisami. 

Literatura

Nr 7/2024

Aleksandra Radlak Aleksandra Radlak

Aleksandra Radlak jest tłumaczką z angielskiego i rosyjskiego oraz autorką m.in. powieści, opowiadań i felietonów

do góry